sobota, 25 maja 2013

Wieluń, Bike Maraton, 25 maj 2013

...........  czyli czasami trzeba się poświęcić by przejechać fajny maraton.


W ten weekend w ramach przygotowania do Gwiazdy Mazurskiej  postanowiłem przejechać dwa maratony i to oba w wersji maxi. Problem polegał tylko na tym by to zrealizować to w sobotę musiałem przejechać 300km samochodem by znaleść się na imprezie rowerowej. Jest to trochę upierdliwe, 6 godzin w samochodzie ale na ogół te trzy godziny na rowerze są tego warte. Tak samo było tego dnia.
Z domu wyjechałem przed godziną siódmą. Rower spakowałem do środka samochodu. Pierwsze kilometry były super, po Radziejowicach trasa katowicka do Piotrkowa wygląda jak autostrada. Jecha ło się super. Potem polska utopia: wąska droga, duży ruch, co chwila ograniczenie prędkości, miejscowość na miejscowości. Jakość dotarłem do Wielunia. Pogubiłem się trochę na końcu więc musiałem zawrucić. Parking nie był przeładowany. Zaparkowałem blisko startu.
Pogoda to już oddzielna historia. W Warszawie deszcz padał gdy wyjeżdżałem. Padał tak ponad 24 godziny. Na miejscu w Wieluniu rewelacji nie było ale deszczu nie było, słonko wyglądało i za mocno nie wiało. W sumie pogoda na maratonie była super.
Bike Maraton szczyci się hasłem "największy maraton rowerowy w Polsce" i wszędzie to pokazuje. Ja mam pewne wątpliwości co do jego prawidłowości. W Wieluniu ludzi było niewątpliwie dużo ale byłem na maratonach na których było więcej.
Z zapisami nie było problemów. Poniżający był tylko odbiór pakietu startowego. Kolejka nie z tej ziemi. Odebrałem go dopiero po przyjechaniu na metę. Tak poza tym BM to żadna rewelacje przynajmniej w bazie. Oprócz fajnego znaku informacyjnego na środku żadna rewelacja.
W związku z moim pierwszym startem w cyklu BM, wystartowałem z ostatniego sektora, sektora 7. Start był punktualny. Sektory startowały chyba co 30 sekund takoż długo nie czekałem w swoim sektorze. W związku z tym, że jak za dawnych czasów wystartowałem z samego końca sektora na początku musiałem wyprzedzić dużą liczbę zawodników. Nie było to takie łatwe. Po 1km wydawało mi się nawet, że mnie więcej zawodników wyprzedza niż jest przeze mnie wyprzedzanych. Trasa nie była łatwa. Po przejechaniu okazało się, że całkowite przewyższenie wyszło dokładnie 731m. Jedno z większych jakie pokonałem w maratonie w tym roku. Wyraźnie czułem, że podjazdy to mój problem. Właśnie na podjazdach byłem najczęściej wyprzedzany. Znacznie lepiej szło mi na szybkich leśnych drogach a już najlepiej na łachach piachu. Na nich byłem bezkonkurencyjny. Do około 40km jechałem normalnie. Pomimo dużego wysiłku i prób utrzymania tempa mijali mnie kolejni zawodnicy. Koło 40km stało się coś niesamowitego. Na małej wyspie piachu wyprzedziłem zawodnika z którym jechałem od dłuższego czasu. Jechałem z nim znaczy, że raz on mnie wyprzedzał (podjazdy) raz ja go wyprzedzałem. Utrzymywaliśmy cały czas kontakt wzrokowy. Postanowiłem, że koniec z wyprzedzaniem, w końcu gość był ode mnie starszy. Ale najfajniejsze w tym wszystkim było to, że moje przyspieszenie zakończyło się 20km dalej czyli na macie. Do mety wyprzedziłem około 50 zawodników. Każdy wyprzedzony dodawał mi dodatkowej energii. Minąłem wszystkich tych, którzy mnie wcześniej wyprzedzili. Dzisiaj pamiętam tylko gościa w koszulce Mazovii i w koszulce z żółtym suwakiem. Jechałem naprawdę szybko. Szybkość moja jeszcze mnie nakręcała. Dojechałem na metę strasznie zmęczony, dałem z siebie naprawdę wszystko. Po chwili podszedł do mnie nawet jeden z wyprzedzonych zawodników. Podziękował za koło, skorzystał co prawda tylko przez chwilę ale był bardzo wdzięczny. Na koniec powiedział, że jechałem niesamowicie szybko.
Posiłek był nietypowy, ryż z sosem bolonese. Zapchałem się, mi posiłek nie smakował, wolałbym typowy kolarski makaron. Po posiłku skierowałem się do samochodu i po krótkim przygotowaniu ruszyłem samochodem w drogę powrotną. Jechało się ciężko, szczególnie pierwsze kilometry. Po dotarciu do katowickiej było lżej.
W domu nie było Bogusi i Martyny bo obie pojechały do Białej. Chłopaki siedzieli przy komputerach. Ja myślałem już o niedzielnym starcie w Poland Bike w Legionowie.
Podsumowując BIKE MARATON to fajna impreza. Drażniące jest dodatek do maratonu "największy maraton rowerowy w Polsce". Zadziwiająca była zgodność zaplanowanej trasy rowerowej z rzecywistością. W maratonach warszawskich nieosiągalne. Dodatkowy plus to oznakowanie trasy. Tylko SKANDIA może rywalizować z BIKE MARATONem. Ilość strzałem nieporównywalnie większa niż na MAZOVII. Nie sposób pomylić trasę.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz