środa, 22 stycznia 2014

Warszawa Nocą, edycja 3...

... czyli impreza, którą lubię naprawdę.

Trzecia edycja Warszawy Nocą odbyła się na granicy Żoliborza zs Śródmieściem, po dwóch stronach Aleji Armii Krajowej.
Pogoda w czasie biegu nie była najgorsza ale wczśniej prawie przez cały dzień padał nokry śnieg, który tylko troszeczkę sparaliżował Warszawę.
Dla nas każdy dzień w tygodniu jest ciężki. Do najbardziej obciążonych należy środa. Tego dnia Martyna i Oskar mają basen, Filip natomiast ma trening piłki nożnej. Dodatkowo tego dnia Bogusia miała jakieś spotkanie w swojewj szkole co całkowicie nas sparaliżowała. By zdążyć na imprezę o 19 musieliśmy znacząco uprościć ilość zajęć dodatkowych. Dzieci nie poszły na swoje zajęcia. Ja odebrałem Martnkę ze szkoły, przyjechałem do domu, przygotowałem dzieci do wyjazdu i czekałem na Bogusię. Bogusia przyjechała lekko przed godziną 18. Nie miała za dużo czasu. W miarę szybko dowyposażyła dzieci i przygotowała się do wyjazdu. Na zawody wyjechaliśmy  z domu przed godziną 18. Całe szczęście wybraliśmy drogę na której nie było za dużo korków. Przyjechaliśmy na czas. Mieliśmy problemy z zaparkowaniem ale po pierwszym kółku wysadzieliśmy Bogusię by nas zarejestrowała a sami gdzieś w osiedlach znaleźliśmy miejsce na nasz samochód. Wszędzie było ślisko. Spotkaliśmy Bogusię przed bazą. Niestety Bogusia musiała  jeszcze udać się do samochodu. Ja z Filipem udałem się bezpośrednio na start, Bogusia z maluchami poszła do samochodu. Wcale nie łatwo było znaleść start. Co prawda wstążeczki były rozwieszone ale stosunkowo rzadko. Przybyliśmy na linie startu kilka  minut przed 19. Ja startowałem pierwszy, punktualnie o godzinie 19:05. Kiedy wszedłem do sektora startowego Bogusi z dziećmi jeszcze nie było, chociuaż już dochodzili.
W sektorze startowym mzrobiłem pierwszy duży błąd. Przed linią startu otrzymałem malutką karteczkę z opisem punktów. Opis punktów wydrukowany był mało czytelnym dla mnie szarym atramentem. Do samej mety przekonany byłem, że jest to jedyny opis punktów jaki posiadam. Zaraz po otrzymaniu mapy włożyłem opis do folii z mapą, przu czym folię musiałem lekko uszkodzić. Ruszyłem na trasę punktualnie prosto do pierwszego PK. Pierwszy i drugi punkt kontrolny znalazłem do problemu. Pierwsze straty zanotowałem na trzecim PK. Głównie dlatego, ze zamoast lorzystać z mapy liczyłem na innych. Jeszcze bardziej przejechałem się na PK5. Nie doczytałem opisu i zamiast na górze schodów szukałem punktu na dole. Tutaj straciłem juz dużo. Kiepski wzrok bardzo komplikował mi rywalizację. Nie rozróżniałem numerów. Nie czytałem mapy. Trochę ta moja zabawa traciła sens. Pomimo to biegłem, pomimo to odszukiwałem kolejne punkty. Biegło mi się dobrze. Przez wiekszą część dystansu biegłem razem z małą dziewczną z UMTSu. Od 14PK właściwie ją śledziłem. Próbowałem ją nawet wyprzedzić ale mi się nie udało. Dobiegłem na metę trochę poniej. Na mecie czekał na mnie już Oskar. To on mi pokazał, że taki sam opis znaków znajduje się na mojej mapie tylko wydrukowany był fajnym czerwonym kolorem. Szkoda, że nie zauważyłem tego na trasie. Opis, który odebrałem w sektorze startowym należało przykleić sobie na ręce ale kto mół to wiedzieć. Oskar też popełnił niesamowity błąd. Pomylił start z metą i przez 8 minut szukał pierwszego punktu. Ostatecznie zajął 14 miejsce, gdyby nie ten błąd walczył by o podium. Czekaliśmy razem na resztę. Najpierw pojawił sie Filip z pytaniem co ma robić bo się pomylił i przybył metę zamiast 21 punktu kontronego. Podpowiedzieliśmy mu by kontynłował zaliczanie jakby mety nie odbił. Sami nie byliśmy pewni czy dobrze mu poradziliśmy ale okazało się, że była to dobra decyzja. Nie wiem  jak ale Filip zrobił czas o 3 minuty lepszy ode mnie. Całkowita porażka. Filip przede mną. Tego się nie spodziewałem. Brawo Filip. Na końcu przybyły dziewczyny. One pracowały w zespole. Bogusia odszukukiwała punkty, Martyna odbijała je na karcie. Dziwne ale też spisały się nieźle. Były dużo powyżej ostatniej pozycji.
W sumnie zabawa była super. Super że następnego dnai miałem wizytę u okulisty bo bez okularów następny mój start ma mały sens.
Prosto z zawodów pojechaliśmy do domu obejrzeć końcówkę meczu polskich piłkarzy ręcznych na mistrzostwach Europy w Dannii. Wygrali.

Poznań, 22 stycznia 2013

Falenica, Biegi Górskie, edycja 3

... czyli tak właściwie test mojej nogi.

Był to kolejny piękny dzień tej zimy. Temperatura powyżej zera. Brak jakichkolwiek opadów. Czego mozna więcej wymagać od pogody 11 stycznia.
Do Falenicy pojechaliśmy całą rodziną. Kobiety do towarzystwa i mężczyźni do biegu.
Na miejsce startu przyjechaliśmy lekko przed 11. Samochód zaparkowaliśmy przy kościele, na trawniku, tam gdzie zawsze. Nie musieliśmy się rejestrować. Od razu poszliśmy na start. Ja aż do samego startu zajęty byłem robieniem zdjęć. Ja nawet trochę pokłuciłem się z Martynką o aparat fotograficzny. Nie wiem dlaczego Martynka chciała zrobić zdjęcia psów akurat wtedy kiedy aparat był w moim posiadaniu. Organizatorzy troszczkę uporządkowali zawody. Wprowadzili niwą grupę startową, tych z kolorowymi mnumerami. Nasza sytuacje nie uległa zmianie. Wszyscy razem startowaliśmy w ostatniej grupie.
Ja cel miałem jasny. Po skręceniu nogi dwa tygodnie wcześniej chciałem tylko dobiec do mety bez żadnych kontuzji. Na nogę założyłem sobie opaskę adidasa. Wiedziałem, ze pomimo sprzyjających warunków nowego rekordu trasy nie ustanowię. Chłopcy też byli jacyś rozkojarzeni. Nie wyglądali na takich co pobiegną lepiej niż ostatnio. Bieg potwierdził moje przewidywania. Filip uplasował się w pierwszej dziesiątce ale czas miał o blisko 30 sekund gorszy od swojego rekordu. Oskar też pobiegł też poniżej swoich możliwości ale przynajmniej nie umierał na mecie.
Ja wystartowałem jako jeden z ostatnich. Biegłem ostrożnie. Cały czas myślałem o swojej prawej stopie. Oskara wyprzedziłem na drugim podbiegu. Na trzeciej górce zorientowałem się, że biegnę głównie w towarzystwie dzieci i kobiet. Lekko przyspieszyłem. Jak zawsze liczyłem kolejne podbiegi, chociaż nie było to już tak konieczne bo trasę już trochę znałem. Nie mogę powiedzieć, że biegło mi się lekko. Od piątej górki bałe się, że będę musiał się zatrzymać. Dobiegłem. Noga wytrzymała. Czsa nie był rewelacyjny ale noga była najważniejsza. Po zaliczeniu mety. Usiadłewm na górce. Do mnie dosiadł się Filip i Oskar jak tylko zaliczył metę. Bogusia zrobiła nam zdjęcie.
Oprócz przetestowania nogi miałem jeszcze jeden cel. Chciałem bardzo przetestować mój nowy objektyw systemu 4/3. Gdy tylko trochę odpoczełem wziąłem aparat i tym razem sam poszedłem na najbliższą górkę. W moim ulubionym miejscu cyknąłem prawie tysiąc zdjęć na różnych ustawieniach. Niestety w domu się ukazało, ze zdjęcia znowu za bardzo nie wyszły i to chyba nie tylko przez sprzęt ale głównie przez mój brak umiejętności. Długo jescze muszę ćwiczyć by zaspokoic swoje oczekiwania. W domu poznałem dwa nowe ustawienia mojego aparatu. Przetestuje je na następnych biuegach.
Po sesji fotograficznej wróciłem na linię mety. Stąd wszyscy razem ruszyliśmy do baru gdzie dzieci lekko się zasilili. Ja nic nie zjadłem.
Przed dotarciem do domu pojechaliśmy jeszcze do KOMUPTRENIKA na Towarowej by odebrac zakupiony odkurzacz.

Poznań, 22 stycznia 2014

piątek, 10 stycznia 2014

Falenica, Biegi Górskie, Edycja 2

.....   czyli naprawdę ostatnia impreza w roku.

Na tą imprezę ponownie wybraliśmy się całą rodziną. W zawodach oprócz mnie wystartował Filip i Oskar. Bogusia i Martyna robiły zdjęcia. Pogoda była fantastyczna jak na koniec miesiąca grudnia. Temperatura około 5 stopni celcjusza i piękne słońce. Tym razem nie musieliśnmy się rejestrować więc dużego zamieszania przed startem nie było. Przejazd też nie sprawił nam większych problemów. Rzeczywiście droga wskazana przez GPS jest najszybsza (Ostrobramska).
Nie miałem specjalnych oczekiwań co do mojego startu. Chciałem ustanowić tylko swój rekord trasy a gdyby przy okazji udało się zejśc poniżej 18 minut było by super. Oczywiście obowiązkowo chciałem wygrac z Oskarem.
Na starcie w przeciwieństwie do chłopaków ustawiłem się na szarym klońcu. Na linni startu byuło tak tłoczno, że nie szło mi gdziekolwiek się przepchać tuż przed startem. Jak zawsze biegło mi sie stosunkowo cięzko. Jak za każdym razem liczyłem górki. Oskara wyprzedziłem na drugim podbiegu. Tym razem w przeciwieństwie do pierwszej edycji prawie nikt mnie nie wyprzedzał. Ja natomiast wyprzedzałem przez cały dystans, oczywiście liczba wyprzedzanych zmniejszała się razem z dystansem do mety. Na ostatniej górce próbowałem wyprzedzić starszą zawodniczkę. Niestety zrobiłem to bardzo nieostrożnie. Był ostry zakręt. Próbowałem zrobić to po wewnętrznej gdzie nie było na ten matewr miejsca. Moja prawa noga wpadła w mały dołek i wtedy usłysdzałem zgrzyt kości. Nie upadłem ale noga zabolała mnie mocno. Biegłem dalej ale każdy krok sprawiał mi ból. Dobiegłóem do mety, zmęczenie dławiło ból. Rekord trasy ustanowiłem, niestety nie zeszłem poniżej 18 minut ale byłem bardzo blisko.
Prawie minite po mnie przybiegł Oskar. Był baedzo zmęczony. Bardzo długo dochodził do siebie.
Ja razem z Martynka poszedłem na górkę porobić trochę zdjęć moim OLYMPUSem. Na górve wybrałem super miejsce. Niestety nie za bardzo opanowałem ustawienia aparatu i jak się potem okazało za dużo dobrych zdjęć to mki nie wyszło. Odkryłem natomiast w aparacie super funkcje. Zdjęcia seryjne. Ten aparat po prostu strzekał jak karabin maszynowy. Muszę jeszcze tylko opanować technikę ostrzenia. Niestety Martynka miała troche inny cel, koniecznie chciała dojść do jeziora, o którym słyszała na starcie. Jeziorko było zlokalizowane przed piątym podbiegim na dole więc, żeby do niego dotrzeć powinniśmy jeszcze zejśc z górki. Nie chciało mi się, noga bolała mnie coraz bardziej. Lodami z MacDonalda przekabaciłem Martynkę byśmy wrócili na linie STARTU-METY do Bogusi i chłopajów. Udało się.
Na mecie sytuacja była juz opanowana. Oskar doszedł do siebie. Filip był zadowolony, co prawda nie uplasował sie na podium ale poprawił swój rezultat i zszedł z czasem poniżej 15 minut. Przed wyjazdem zajrzeliśmy jeszcze do szkolnego bufetu. Ja nic nie jadłem. Reszta skonsumowło zupę i zagryzło to wszysko ciastem. Ponć było niezłe.
Z Falenicy pojechaliśmy prosto do MacDonalda w Alejach Jerozolimskich. Zamówiłem dla wszystkich po jednym lodzie. Lody były takie sobie. Stąd mieliśmyjuz blisko do naszego domu.
Następnego dnia noga mi spuchła. Do lekwrza wybrałem się w poniedziałek. Młody lekarz dokładnie obejrzał stopę i wydał werdyk. Nic poważnego się nie stało ale naderwały się jakieś "trąbki"  i przez 3-4 tygodnie najlepiej gdybym się nie ruszał.
Niestety był to dla mnie zły werykt. Pomimo pięknej pogody musiałem całkowicie zrezygniować z wyjazdu do Ełku na "Ełcką zmarzlinę"- marsz na orientację a co najważniejsze fiasku uległ mój plan treningowy. Z planowanych 100km przeszedłem jedynie 20.
Kupiłem sobie lekarstwo, przez 3 dni okładałem sobie nogę zimnymi okładami i powiedziałem, że zrobie wszystko by wystartować w trzeciej edycji biegów górskich i w nocnych biegach na orientację. Obie imprezy odbędą sie dwa tygodnie po tym biegu. Mam nadzieję, że nie rozwalę sobie nogi i po raz trzeci z rzędu wystartuje w ZIMOWYM TRIATHLONIE.

Janki, 10 stycznia 2014