sobota, 20 maja 2017

Liczyrzepa po raz drugi ..............

.........  czyli okolica w której nigdy nie byłem.

Rajd Liczyrzepy, Kuraszków, 20 maj 2017

Rajd zlokalizowany był na północ od Wrocławia. Własnie tam był zorganizowany kolejny mój raj o nazwie "Rajd Liczyrzepy".
Imprez organizowana była przez tą sama ekipę co rajd lutowy. Lutowy rajd bardzo mi się podobał, szczególnie podobało mi się miejsce jego rozgrywania, na południowy- wschód od Wrocławia.
Niestety tereny na północ nie były aż tak malownicze ale skłamał bym by były nieciekawe.
Do bazy rajdu przyjechałem jeszcze w piątek. Baza była położonej w miejscowości Kuraszków kilka kilometrów od Obornik Śląskich. Baza zlokalizowana była w schronisku młodzieżowym na górce.
Spałem w schronisku, na górze łóżka piętrowego. Spało mi się całkiem dobrze szkoda tylko, że krótko, 5 godzin.
Przed startem spodziewałem się upału i burz po południu, do plecaka spakowałem nawet dodatkową wodę. Było inaczej, temperatura około 15 stopni, silny wiatr i podejrzenia, ze za chwile będzie padać przez cały dzień.
Start był równo o godzinie 6.oo. Do znalezienia było 37PK w czasie 15 godzin.
Nie miałem dużych ambicji. Wiedziałem, że wszystkiego nie zaliczę. Przede wszystkim chciałem zaliczyć wszystko co najbliżej.
Ruszyłem na wschód. Już na początku popełniłem kilka drobnych błędów nawigacyjnych, niepotrzebnie skręciłem +600m i niepotrzebnie wlazłem na górkę. Do pierwszego PK dotarłem po około 30 minutach. Niestety nie byłem pierwszy, Witkowski dotarł tam przede mną.
Potem zaliczałem kolejno PK. Okolica była raczej płaska za wyjątkiem okolic bazy gdzie była kilka małych wzniesień. Drogi polne były łatwo przejezdne a jedyna przeszkoda była duża liczba PK. Zaliczyłem ich 28, chyba najwięcej w mojej historii. Niestety z wyniku nie jestem zadowolony. Na metę przyjechałem ponad godzinę przed limitem czasu. Straciłem jedna godzinę. Mogłem zaliczyć dwa PK więcej a już na pewno jeden. Właśnie przez ten jeden PK wyprzedził mnie Tomasz Sójka i ekipa Ambit Racing Team. Powinienem być 12 a uplasowałem się na 18 pozycji.
Miałem przygody:
1. Dwa razy na PK spotkałem się z Krystianem Jakubkiem, gościem, który walczy raczej o zwycięstwo. Na początku przy dojeździe na mój 3PK, trochę sie dziwiłem bo gość najpierw dwa razy na moich oczach źle pojechał a potem razem ze mną w złym miejscu szukał PK, pomyślałem wtedy, że wcale ze mną nie jestem najgorszy w orientacji kiepsko tylko trochę kręcę. Dosyć długo szukaliśmy z nim tego PK ale nie znaleźliśmy bo był kompletnie w innym miejscu. Drugi raz spotkaliśmy się na jednym z ostatnich PK. Ja już długo się tam kręciłem (czytaj szukałem PK). Gdy on przyjechał pomyślałem, ze to jakieś fatum i znowu nie znajdziemy. Szczęśliwie on znalazł i mnie do niego zawołał. Oczywiście PK był przy moim rowerze a ja szukałem daleko od niego. Oczywiście  pomimo problemów on zaliczył wszystkie 37PK a ja tylko 28.
2. Po wyścigu podszedł do mnie jeden z uczestników i spytał "Andrzej jak ci poszło?". Nie powiem, że mnie wmurowało ale byłem blisko. Oczywiście znam gościa, ten rajd akurat wygrał ale staram sie być "incognito" i w miarę możliwości staram się nie nawiązywać z nikim kontaktów. Oczywiscie mam kilku znajomych ale pod całkowitą kontrolą. Tak, że długo myślałem nad tym prozaicznym pytaniem "Andrzej jak ci poszło?"
3. Niestety w zgiełku moich przygotowań zapomniałem zabrać z domu batonów. Na wyjeździe miałem tylko dwie kanapki i dwa banany. Jeden z bananów musiałem wywalić bo po kilkogodzinnym przebywaniu w mojej tylnej kieszeni do niczego się nie nadawał. Zapomniane słodycze zamierzałem dokupić w jednym ze sklepów na trasie. Niestety jak chciałem cos słodkiego to nie było sklepu a jak był sklep to nie myślałem o słodyczach w efekcie przejechałem całą trasę bez słodkiego wspomagania.
Niestety potwierdziło się, ze nie potrafię optymalnie wybrać trasy. Przejeżdżając 3-4km więcej mogłem zaliczyć dodatkowo jeden PK więcej ale zauważyłem to dopiero na mecie. Szkoda bo miało to znaczenie.
W sumie rajd był fajny. Nie zmęczyłem się tak bardzo jak tydzień wcześniej na DyMnIe. W sumie przejechałem około 150km. Nie miałem kryzysu ale do trzeciego od końca PK ledwo co dojechałem.

Janki, 22 maj 2017

sobota, 13 maja 2017

Chociaż bardzo blisko ale naprawdę bardzo ciężko ...............

..............  czyli ciężka impreza w najbliższej okolicy.

DyMnO, Dąbrówka, 13 maj 2017

Tym razem DyMnO odbyło się w Dąbrówce koło Radzymina. Na start przyjechałem z samego rana. Spałem w domu i to jest lepsze rozwiązanie chociaż wstać musiałem lekko po godzinie 4.
Do zaliczenia było 30PK z wagą od 2 do 4 punktów przeliczeniowych plus dodatkowo odcinek specjalny z 17PK o wadze równej 1 punkt przeliczeniowy. O punktach kontrolnych wiedziałem od początku (nie wiedziałem tylko, że będą wagowe), odcinek specjalny pojawił się dla mnie w momencie rozdania map. Był to bardzo ciekawy odcinek specjalny. Nigdy wcześniej z czymś takim się nie spotkałem. Dostałem dwie mapy (na orientację i lotniczą) tego samego obszaru. Na każdej z nich było umieszczonych około 7-8 PK, przy czym niektóre się pokrywały. Oczywiście nie było wiadomo które sa identyczne i trzeba było to samemu wydedukować. Obszar z zadaniem specjalnym był zlokalizowany blisko bazy. Od innych zawodników usłyszałem, że jest to teren bardzo piaszczysty. Nie wiem czy to było głównym powodem ale postanowiłem zaliczyć odcinek specjalny na szarym końcu a na początku skierować się na południe daleko od rzeki Bug.
Początkowo szło mi nieźle. Bez problemu, bez historii zaliczałem kolejne PK. Była to fajna zabawa bo większość PK miała rozświetlenia.
Niestety za dużo czasu trącę przy zaliczaniu kolejnych PK. Tutaj wyprzedza mnie najwięcej zawodników. Nawet na najprostszym PK tracę kilka minut a często PK trzeba jeszcze znaleźć. Jednego PK nawet nie znalazłem, zdarza mi sie to naprawdę rzadko, żeby nie napisać, że było to pierwszy raz w historii.
Ten nie znaleziony PK zlokalizowany był na wydmie w lesie. Już przy dojeździe zrobiłem błąd. Wjechałem na drogę równoległą do planowanej lekko odchyloną na południe. Zorientowałem się dopiero po przejechaniu właściwej drogi gdy odbiłem na północ. Ale nie było za późno. W zasadzie cały czas kontrolowałem gdzie jestem. Znalazłem wydmy, były charakterystyczne. Niestety na górce nie było PK chociaż przemierzyłem ja wzdłuż i w szerz. Nawet się cofnąłem by sprawdzić raz jeszcze myśląc, że o czymś zapomniałem. Nic z tego. Na pewno straciłem tam około godziny czasu.Nie powiem, że mnie to załamało ale miało wpływ na moje samopoczucie.
Nad Bugiem stan wody był raczej wysoki. Wszystkie skróty były zalane. Trzeba było jeździć wszędzie na około. Oszczędzałem się, więc najgłębsza woda sięgała mi lekko powyżej kolan. Całe szczęście, ze było w miarę ciepło, żeby nie napisać trochę gorąco, szczególnie jak świeciło słońce.
Miałem jeden kryzys. Dwa razy stanąłem i odpoczywałem przez kilkanascie minut. To wtedy dotkliwie pogryzły mnie komary, pomiędzy skarpetami a spodenkami rowerowymi. Ból czuje do dzisiaj (10 dni po zawodach).
Odrodziłem się dopiero około godziny 19.oo  na punkcie żywnościowym, gdy wypiłem ponad litr czystej wody. Od tego momentu miałem z górki. Postanowiłem nie jechać na odcinek specjalny tylko zaliczyć trzy kolejne PK ale nie jestem pewny czy była to słuszna decyzja bo zamiast 17 otrzymałem 6 punktów przeliczeniowych. Z drugiej strony to własnie końcówka najbardziej mi się podobała. Każdy z ostatnich PK kosztował mnie trochę wysiłku, nic nie przyszło łatwo. Miałem mało czasu i bardzo chciałem zdążyć. Końcówkę pokonywałem prawie po ciemku. Na mete przyjechałem cztery minuty 54 sekundy po godzinie 9:00 ale zaliczyli mi 20 minutowy bonus za punkt żywnościowy w efekcie czego kary nie dostałem.
W sumie było super. Ucharchałem się strasznie. Rezultat nie był rewelacyjny ale i tak dużo lepszy niż rok wczesniejn kiedy po prostu się poddałem.
DyMnO do zobaczenia za rok.

Janki, 22 maj 2017