niedziela, 20 kwietnia 2014

Muranów, 9 kwietnia 2014, Szybki Mózg 1

.....   czyli jak rozpocząłem mój drugi cykl zawodów na orientację.

Był to mój bardzo ciężki tydzień. O dziwo dużo pracy w pracy. Dodatkowo na horyzoncie pojawił się zakup mieszkania. Niestety na zawody nie pojechały kobiety. Bogusia nie mogła a Martyna bez Bogusi jeszcze sama nie wystartuje.
Takoż w męskiej obsadzie wsiedliśmy koło godziny 18 do samochodu. Na Muranów wcale nie mamy daleko. Problem zawsze stanowi znalezienie miejsca do parkowania. Tym razem było najgorzej. Ulicę, którą wytypowałem do zaparkowania okazała się kompletnie zajęta. Musieliśmy trochę się pokręcić. Straciliśmy przez to tyle czasu, że gdy rejestrowaliśmy się na start byliśmy na styk. Start był nieco oddalony od bazy.
Ja startowałem pierwszy. Kilka minut za mną startował Oskar a Filip startował jako ostatni. Tak ostatni ze wszystkich.
Z pierwszym punktem nie miałem problemu. Zacząłem jak wszyscy, w lewo. Potem też większych błędów nie popełniłem może za wyjątkiem płotków prze które przeskoczyłem a nie do końca jestem pewny czy mogłem. Wiedziałem gdzie jest meta. Z ostatniego punktu do mety biegłem ulicą Świętokrzyską. Za mną biegł inny uczestnik imprezy. Czułem, ze chciał mnie wyprzedzić. To mnie bardzo zmobilizowało. Jeszcze przyspieszyłem. Pomimo jego wysiłku nie dałem się wyprzedzić. Pierwszy wsadziłem chipa do dziurki. Dziwne ale chip nie błysnął więc trzymałem dłużej i wtedy zawodnik buchnął, krzycząc w moim kierunku jakieś niemiła słowa. Wyjąłem chipa i powiedziałem by dał sobie siana. Ktoś z tłumu wsparł mnie. Ale po minucie przypomniałem sobie, że bramka się nie zaświeciła, dla pewności po raz drugi wsadziłem czipa do odczytu. Nie wiem czy nie był to przypadkiem mój błąd. Patrząc na wyniki wyraźnie widać że w rezultatach zaznaczony został drugi odczyt. Strata około 1 minuty i 4 pozycji.
Czekałem na chłopaków. Najpierw minął czas przybycia Oskara by mnie wyprzedził. Osakr pojawił się kilka minut później. Na Filipa czekaliśmy wyjątkowo długo. Zapewne sam pracował z mapą. To dobrze takie starty nauczą go najwięcej.  Na koniec nawet wyszliśmy po niego na trasę. Spotkaliśmy go przy ostatnim punkcie. Oska wskazał mu jak dobiec do mety co i tak nie pomogło mu w osiągnięciu dobrego rezultatu. Przebiegł cały dystans zdecydowanie najgorzej. Daleko za mną  i daleko za Oskarem.
Po biegu trochę bolały mnie łydki, poza tym czułem się super. Byłem bardzo zadowolony z rezultatu a co najważniejsze wygrałem z chłopakami. Tak trzymaj staruszku.


Biał Podlaska, 20 kwietnia 2014.

Legionowo, 13 kwietnia 2014, MAZOVIA 1

....   czyli start po starcie.

Pierwsza MAZOVIA w tym roku odbyła się w niedzielę 13 kwietnia. Niestety dzień wcześniej czyli w sobotę 12 kwietna wystartowałem całkiem udanie w HARPAGANIE. Do domu przyjechałem o północy. Położyłem się spać o godzinie 2. Całe szczęście, że Legionowo jest zlokalizowane stosunkowo blisko mojego mieszkania. Szybko wyciągnąłem wnioski z nowego rozkładu wyścigów na MAZOVII. W związku z tym, że Oskar, Martyna i Bogusia startują wcześniej a ja z Filipem później postanowiłem na zawody zabierać tylko trzy rowery: mój, Filipa i Martyny.
Rozwiązanie to sprawdziło się w Legionowie.
Niestety na start przyjechaliśmy bardzo późno. Martyna i Oskar ledwo co wleźli do sektora a dzieci było strasznie dużo. Dodatkowym minusem był fakt, że trasa dystansu hobby była wyjątkowo krótka. Zanim Oskar się mógł rozpędzić to była już meta. Ja na początku robiłem zdjęcia. Na metę pierwszy przyjechał Oskar. Nie poszło mu najgorzej ale zajął dopiero 7 miejsce. Trochę wyższą pozycję zajęła Martynka ale mam podejrzenia, że nie dała z siebie wszystkiego. Bogusia dojechała ostatnia.
Ja z Filipem wystartowaliśmy o godzinie 11:30. Start był punktualny. Ja startowałem z sektora 5, Filip z sektora 6. Nie łudziłem się, że osiągnę jakikolwiek dobry rezultat. Już przed startem podjąłem decyzję, że dzisiaj zaliczę fita. Wystartowałem spokojnie. Czułem HARPAGANA. Ustawiłem się w końcówce sektora i kręciłem. Pierwsze pytanie jakie miałem to kiedy wyprzedzi mnie Filip. Nastąpiło to szybciej niż się spodziewałem. Przyczepiony do innego zawodnika wyprzedził mnie na 7 kilometrze. Krzyknełem mu "cześć Filip" jak mnie mijał. Nawet zareagował. Dystans był krótki a trasa łatwa. Była nawet jedna górka pod którą musiałem podprowadzić rower. To zawsze jest najcięższe. Finisz zacząłem 7km przed metą. Wtedy top właśnie wstąpiły we mnie nowe siły. Wyprzedziłem kilku zawodników. Dwa kilometry przed metą ustawiłem się za grupką zawodników. Chciałem bardzo ich wyprzedzić. Z większością nie miałem żadnych problemów. Została dziewczyna. Jechałem za nią dobrych kilkaset metrów. Wyprzedziłem ją na górce. Czułem, że za mną jadą inni. Dawałem z siebie wszystko. Pierwszy wyjechałem na ostatnią długą asfaltową prosta. Kręciłem ile sił mama dała. Z grupki wyprzedziłem wszystkich ale 300 metrów przed metą wyprzedził mnie jakiś machron, który pojawił się nie wiadomo skąd. W sumie było super. Trochę sił zostało mi po 180km rajdzie na orientację rozgrywanym dzień wcześniej. Finisz był super.
Inni spisali się też nieźle. Najlepiej Filip. Awansował do 3 sektora. Niebywałe. Sektor marzenie. O dziwo ja spisałem się niewiele gorzej. W następnych zawodach wystartuje z sektora 4. Sądzę, że Maluchy będą jeździć lepiej, Oskar gdy będzie dłuższa trasa i mniejszy tłok na starcie. Martyna gdy trochę potrenuje zmianę biegów.
W klasyfikacji rodzin uplasowaliśmy się na 10 pozycji. Najlepiej punktował Filip, Oskar i Martyna podobnie na 80%. Mój wynik był niewiele gorszy.


Biała Podlaska, 20 kwietnia 2014

Legionowo, 30 marca 2014, Poland Bike ......

......  czyli pierwszy letni narathon w sezonie.

Pogoda była fantastyczna, dziwiłbym się bardzo gdyby to nie był mój w tym roku już trzeci maraton w tak nienormalnych warunkach przyrody. Rowerowa zima w tym roku była piękna.
W przeciwieństwie do MAZOVII maratony w Legionowie startuje zawsze z Placu Kościuszki a trasa zlokalizowana jest na północ od Legionowa.
Postanowiłem wyjechać trochę wcześniej z domu. Na miejscu byłem ponad godzinę przed startem. Już przejeżdżając koło biura zawodów zorientowałem się co będzie głównym problemem. Kolejka do zapisów ciągneła się prze cały plac. Zaparkowałem daleko przy torach kolejowych. Przygotowałem rower i siebie i ruszyłem w kierunku kolejki. Ustawiłem się na jej końcu i stałem, stałem, stałem. Start przesunięty został o 60 minut. Ja zarejestrowałem się po godzinie 13. Sektory były przeładowane. Ja startowałem z sektora 4. Honorowym starterem była uczestniczka naszej srebrnej łyżwiarskiej kobiecej sztafety, nazwiska nie pamiętam ale ta najdrobniejsza i nie rezerwowa.
Trasa POLAND BIKE w Legionowie jest super. Asfaltowe drogi szybko przechodzą w leśne drogi i dukty. Koło 10 km zaczynają się małe wzniesienia, które pokonuje się wąską leśna dróżką. Szkoda tylko, że na etapie wyścigu w peletonie panuje straszny tłok co zmniejsza radość z pokonywanych kilometrów. Ja jechałem dobrze. Na tej części trasy niewielu zawodników mnie wyprzedzało. Ja z kolei wyprzedziłem kilku. Po zjeździe z wydm był rozjazd i w końcu można była spokojnie jechać. Jechało mi się dobrze. Humor jeszcze bardziej mi się poprawił gdy wyprzedziłem gościa, który do tej pory wydawał mi się nieosiągalny. Jeździ na TALLBAYu rowerku, który kiedyś rozważałem przy zakupie. Na ogół melduje się na mecie kilkadziesiąt miejsc przede mną. Tym razem wyprzedziłem go na dwudziestym kilometrze i nie widziałem do samej mety. Ale to nie koniec niespodzianek na tej trasie, które mnie spotkały. Zawodniczka nazwiskiem Łęcka z którą na ogół przegrywałem startowała także z czwartego sektora ale już od początku została daleko za mną i na mecie straciła do mnie kilkanaście minut. Koło 30 km dogoniłem dziewczyna, która do tej pory jeździła dużo szybciej ode mnie. Tym razem przez kilka kilometrów wyprzedzaliśmy się kilkakrotnie bym na koniec zostawił ja daleko z tyłu. To były plusy dodatnie ale były na tym wyścigu także plusy ujemne. Pierwszym był szaśdziesięcio-kilku letni gość o nazwisku Ziemkiewicz. Rok wcześniej jeździliśmy w miarę równym tempie. Raz on był pierwszy za drugim razem ja i tak na przemian. W tym roku raczej z nim przegrywałem. Przegrałem też w Legionowie. Wyprzedził ,mnie w momencie gdy po raz pierwszy się wywróciłem. Wywrotka nie była groźna, na trudnym technicznie wjexdzioe na drogę byłem za wolno rozpędzony, rower stanął a nóg nie zdążyłem odpiąć i bach. I wtedy minął mnie Ziemkiewicz. Nawet spytał się czy żyję i pojechał dalej. Tyle go widziałem. Od 40km zacząłem mieć problem z przednim kołem. Z nieszczelnej dętki uciekło większość powietrza i kierowanie rowerem z każdym kilometrem stawało się cięższe. To właśnie przez brak powietrza w przednim kole zanotowałem drugi upadek. Wtedy włąśnie wyprzedziła mnie dziewczyna z którą kilkakrotnie jechałem w zeszłym roku. Nie miałem siły jej gonić. Brak powietrza także zmuszał mnie do powolnej jazdy ale tak naprawdę brak siły spowodował, że w końcówce wyprzedziło mnie kilku zawodników. W sumie nie było najgorzej chociaż oczywiście mogło byc lepiej. Na 267 zawodników uplasowałem się na 191 miejscu i wylądowałem w 5 sektorze.
W sumie super trasa, nie najgorszy start i fantastyczna pogoda.

Biała Podlaska, 20 kwietnia 2014

Harpagan 47, Bożepole Wielkie, 12 kwieciń 2014

.....   czyli mój już czwarty start w najsłyniejszym w Polsce rajdzie na orientację.

Długo tutaj nie zaglądałem. Złożyło sie na to wiele powodów ale żadnym z nich na pewno nie był brak startów. Jestem aktywny niemal każdego weekendu. Zawsze wygrzebie sobie jakąś imprezę a czasami nawet dwie w tygodniu.
HARPAGAN to dla mnie już tradycja. Właśnie od HARPAGANA 44 rozpoczełem swoje starty w rajdach na orientację. Tak naprawdę to HARPAGAN jest dla mnie wyznacznuikiem mojej formy i moich postępów i mam nadzieję, że długo jeszcze takim miejscem będzie.
Bazą HARPAGANA 47 była mała miejscowość pomiędzy Wejcherowem a Lęborkiem o wdzięcznej nazwie Bożepole Wielkie. Tym razem nie za bardzo zapoznałem się z ternem przed startem. Mapę okolicy obejrzałem zaledwie kilkakrotnie co nie pozwoliło mi zapamiętać czegokolwiek co potem przydało się na rajdzie.
Z domu do bazy rajdu wyjechałem bardzo późno, kilka minut po 21. Zdążyłem obejrzeć jeszcze klęskę siatkarzy ZAKSY z RESOVIĄ walczących o finał mistrzostw polski. Ale nie tylko to było powodem opóźnionego wyjazdu. Miałem ciężki tydzień w pracy a dodatkowo wpadliśmy na pomysł kupowania mieszkania w osiedlu Zilona Italia. Inspiracja do tych działań byli chłopcy, którym po jednej wizycie osiedle to podobało się bardzo. Mieszkanie moim zdaniem też jest fantastyczne. Rzeczywiście jest fajne, szkoda tylko, że trzebha zrobić aż tak dużo rzeczy by kupić to mieszkanie.
 W każdym razie wyjechałem zdrecydownie za późno. Rower upchałem do środka samochodu. Wybrałem oczywiście drogę autostradową. Szkoda, że nadal kolo Wocławka autostrada ma 25km nieciągłość. Jechało mi się dobrze bez przygód. Zaraz po wyjeździe zadzwoniłem do siostry i do brata. U nich wszystko OK. Traktują moje wyjazdy jako rzecz w miarę normalną. Przez większość część trasy byłem w kontakcie telefonicznym z Bogusią. Przyjechałem na miejsce lekko po godzinie 1.oo. Od młodych chłopaków przed szkołą dowiedziałem się, że może być stosunkowo ciężko ze znalezieniem sobie miejsca na sali gimnastycznej. Trochę się zdziwiłem ale gdy zobaczyłem śpiących w rządku przed salą gimnastyczna w rządku ludzi zaczełem wątpić czy znajde jakieś wolne miejsce dla siebie. Pomimo to zabrałem pełen ekwipunek z samochodu i z latarką w ręku wpakowałem się do sali gimnastycznej. Rzeczywiści było bardzo gęstoale wiele posłań było opuszczonych. Kilka metrów od wejścia znalazłem wolny kawałek podłogi. W miejscu tym przygotowałem sobie posłanie. Przed godziną drugą już spałem. Obudziłem sie jeszcze przed godzina 5:30. Było troche chłodnio. Najpierw poszedłem sie zarejestrować. Tutaj jakaś młoda dziewczyna nie mogła się nadziwić, że na taki rajd chciało mi się przyjechać aż z Warszawy. Niestety byłem jeszcze tak zaspany, ze nie byłem w stanie jej odpowiedzić na ten zarzut. Dostałem numet 1042. Potem poszedłem do kibelka. Kolejek nie było, warunki średnie. Następnie poszedłem do posłania, zjadłem sniadanie. Dwie kanapki z gorącą herbatą- wszystko przygotowane przez Bogusie. Wbrew pozorą było późno. Spakowałem się i poszedłem do samochodu. Stał na miejscu przy branie wjazdowej do szkoły. Najpierw przygotowałem rower potem sam się przygotowałem. Musiałem się trochę spieszyć, z czasem byłem na styk. Gdy przyjechałem na boisko gdzie był start rajdu nie czekałem długo. Prawie zaraz Po wjeździe na boisko dostałem mapę. Mapa w skali 1:100 000 była średnio czytelna. Miałem tylko jeden plan: zdobyć więcej punktów niż ostatnio (42), zająć lepsze miejsce niż ostatnio (70). Co roku to zadanie jest trudniejsze.Ciekawe czy tym sposobem dojdę do tytułu HARPAGANA.
Na początek postanowiłem skierować się na południe. W kierunku punktu 18. Początkowo nie zamierzałem zaliczać najbardziej na południe wysunięteo PK20. Nawigacja nie była ciężka. Jechałem za dużą grupa zawodników. Punkt umieszczony był na górce. Znaczną część trasy musiałem prowadzic rower. Razem z nimi dotarłem do PK18 [ PK18, 7:02 ].
Nie miałem przerwy. Zaraz po odczytaniu czipa skierowałem się na wschód. Zamierzałem zdobyć PK10. Najpierw był stosunkowo ciężki zjazd, Miejkscami było tak stromo, że aż musiałem prowadzić rower. Szybko dotarłem do polany na której kończyła się droga prowadząco prosto. Możliwy był zakręt w prawo lub w lewo. Długo tam stałem i zastanawiałem sie gdzie tak naprawde jestem. W międzyczasie wszyscy zawodnicy, którzy przejeżdżali jak jeden Bóg skręcali w prawo. Domysliłem się, ze kierowali się do PK20. Zmieniłem swoje plany. Ja także skierowałem się do PK20. Niestety PK20 był zancząco oddalony od mojego miejsca postoju. Najpierw leśnymi drogami, potem asfaltem a na koniec polnymi drogami podjechałem pod PK20. Niestety na koniec lekko zbłądziłem. Za bardzo zjechałem w lewo. Gdy sie zorjentowałem, że coś jest nie tak postanowiłem zawrócić około 1km. Po drodze spotkałem zawodników wracajacych z punktu. To oni wskazali mi właściwy kierunek. [ PK20, 8:13 ].
Niestety z PK20 do PK10 w większości musiałem jechać ta sama trasą. Na ogół jazda taka ma jeden plus, nie ma specjalnych problemów z nawigacją chociaż taka jazda jest stosunkowo nudna. Większość drogi razem ze mną jechała młoda para. Chłopak na ogół jechał pierwszy, kobieta dzielnie jechała za nim. Trzymali moje tempo i kilkakrotnie się wyprzedzaliśmy. Końcówka była ciężka. Pomogli mi inni poszukiwacze, Punkt umieszczony był w lesie przy drodze. Sam się troche zdziwiłem gdy do niego dotarłem. [ PK10, 9:24 ].
Następnym moim celem był PK16. Dojazd wydawał się stosunkowo prosty. Najpierw zjazd do miejscowości Luzino potem asfaltową drogą dojazd pod punkt a potem tylko koło kilometra drogą polna do "miejsca wypoczynku". Pierwsze trudnosci napotkałem w miejscowości Luzino ale razem z innymi zawodnikami pokierowany przez tubylców dotarłem do głównej drogi. Dalej główną drogą powinienem jechać na północ. Niestety w miejscowości Kochanowo sugerując się zawodnikami jadącymi przede mną niepotrzebnie skręciłem w prawo. Nawet jeden powracajacy zawodnik zapytał mnie czy aby pewien jestem kierunku ale nie zareagowałem. Dopiero po około kilometrze zorientowqałem się, że droga za mocno prowadzi na wschód. Musiałem wrócić. Przyspieszyłem tempo. Udało mi sie nawet wyprzedzić dwie zawodniczki, jedna z nich wyglądała obłednie na rowerze,  aż miło było jechac za. Końcówka była ciężka, prowadziła ostro pod górę. Udało mi się podjechać. [ PK16, 10:26 ]
Następnym moim celem był PK11. Dojazd do niego był stosunkowo prosty. Nie popełniłem żadnego błędu nie tylko dlatego, że jechałem w grupie zawodników. Tylko końcówka była po drodze polnej. [ PK11, 11:06 ]
Dalszą część trasy pokonywałem juz samotnie. Z PK11 pojechałem do PK13 umieszczonego najbardziej na północny-wschód punktu na mapie. Dojazd był prosty, najpierw zjazd przy elektrowni pompowo szczytowej Żarnowiec. To zdecydowanie tutaj osiągnełem największą prędkość na całej trasie, grubo ponad 50km/h. Potem musiałem objechać elektrownię i jezioro Żarnowiec. Na tym odcinku poczułem na ciele pierwsze krople deszczu. Potem wykonałem na drodze asfaltowej dwa ostre zakręty i drogami polnymi dotarłem pod punkt kontrolny. Przed samym punktem po raz pierwszy i jedyny na całej trasie opróżniłem zawartość mojego pęcheża. [ PK13, 12:09 ].
Długo się zastanawiałem jeszcze przed dotarciem do PK13, którą drogą dojechać z PK13 do PK17. Do wyboru miałem dwie drogi, krótszą wzdłuż morza i znacznie dłużą drogami asfaltowymi. Dokonałem prawidłowego wyboru, postanowiłem pojechać ścieżką wzdłuż wybrzeża. Najpierw dotarłem do Dąbek, które pełną parą przygotowywały się do przybycia turystów.Tutaj rozpoczynała się droga wzdłuż wybrzeża. Szybko spostrzegłem, że pokrywa się z nią szlak czerwony. Ucieszyło mnie to bardzo. Po dotarciu do mostu na rzecze dokładnie odmierzyłem odległość na mapie. Do punktu miałem około 4km. Droga prowadząca do punktu była super. Twardy ubity piach. Trochę za wcześnie skręciłem w kierunku plaży i musiałem przejść około 500m wzdłuż granicy lasu i plaży. Morze było niesamowite. Kompletnie białe jak plaża. Bezludna plaża zlewała się z morzem.Niestety nie miałem czasu by dłużej ją podziwiać. Ludzie na punkcie byli lekko zaskoczeni pojawieniem się zawodnika z tego kierunku [ PK15, 13:10 ].
Długo zastanawiałem się gdzie dalej jechać. Początkowo moim celem był PK15. Potem przeglądając mapę przestraszyłem się, że położony jest on na wysokości ponad 200m.n.p.m. i tą różnicę będę musiał pokonać a potem zjechać ponownie nad morze do PK19. Dodatkowo zauwarzyłem, że czerwony szlak najprawdopodobniej prowadzi prosto do PK19. Jednak po dłuższym studiowaniu mapy doszedłem do wniosku, że wcale PK19 nie leży tak wysoko a numery 200, które na początku czytałem jako rzędne wysokości to numery działek. Dodatkowo przestraszyła mnie gęstwina w której kierunku skręcił czerwony szlak. Postanowiłem pojechać do PK15. Dojazd był prosty. Prawie do końca od miejscowości Białagóra prowadziły do niego drogi asfaltowe. Dopiero na samym końcu należało skręcić w lewo do "miejsca wypoczynku". Jedyne problemy mogły być na końcu bo właściwa droga do celu była którymś z kolei możliwym skrętem w lewo. Wielu zawodników skręcało wcześniej i musiało następnie wracać. Ja się nie pomyliłem. [ PK15, 14:02 ].
Na punkcie było dużo zawodników. Miejsce było malownicze. Znajdowało się w lesie na skraju jeziora. W jezioro wchodziła drewniana rampa. Obok PK znajdował się namiot a ochotnicy spisujący numery palili ognisko. Przysiadłem przy jednym z dwóch stołów. Był pusty. Od czasu do czasu pokrywały go opary dymu z ogniska. Spokojnie skonsumowałem dwie kanapki. Przełożyłem słodycze do kieszeni koszulki kolarskiej. Nie musiałem długo ślęczeć nad mapą. Dojazd do latarni czyli PK19 był stosunkowo prosty. Trochę więcej myślałem co potem. Jak dojechać do PK9. Odpoczywałem tak około 20 minut. W momencie kiedy przystąpiłem do pakowania podszedł do mnie młody człowiek ubrany w niebieską koszulę z pytaniem w którym kierunku zamierzam dalej jechać. Informacja, że jadę na PK19 niezmiernie go ucieszyła. Wyraził chęć jechania ze mną. Nie miałem nic przeciwko. Ruszyliśmy razem. Na początku kierowałem. Najpierw ruszyliśmy tą samą drogą, którą przyjechałem. Muszę przyznać, że dzięki jeździe w duecie zyskałem kilka minut. Po drodze zorientowałem się, że zaliczył on dokładnie te same punkty co ja i ma na swoim liczniku podobną liczbę kilometrów. W głowie utkwiło mi jego stwierdzenie "zbieram tylko kapustą". Zorientowałem się, że zdanie to dokładnie odzwierciedla moją strategię na tym rajdzie. Tak samo jak niespodziewanie jak rozpoczeliśmy wspólna jazdę zakończyliśmy ją. Kilka kilometrów przed celem mój towarzysz nagle zwolnił i poinformował m,nie, że zgubił dowód osobisty i musi wrócić. Ja pojechałem dalej. Bez problemów dotarłem do miejscowości STIO. Tutaj od miejscowych dowiedziałem się w którym kierunku jechać do latarni. Jechałem głównymi drogami. Nagle spanikowałem. W lesie latarni nie było widać, droga ze szlakiem prowadziła w bezsensownym kierunku. Lekko się cofnąłem. Zobaczyłem znak roweru i latarni na drzewie pojechałem zgodnie ze wskazanym kierunkiem. Całe szczęście, że spotkałem zawodnika zjeżdżającego z punktu. Wskazał mi właściwy kierunek. Pozostał mi tylko podjazd. Niezbyt trudny ale postanowiłem odpocząć i pod znaczącą jego część podprowadziłem rower. [ PK19; 15:24 ].
Od tego momentu pozostał mnie powrót do bazy i zaliczenie po drodze jak największej liczby punktów. Do bazy miałem ponad 30km i pod 3 godziny. Najpierw chciałem zaliczyć PK9. Zlokalizowany był w wyjątkowej dziczy. Szybko zjechałem z asfaltu. Drogą gruntową dotarłem do rozwidlenia dróg. Przez dłuższą chwilę zastanawiałem się którą z dróg wybrać. W dobrym wyborze pomógł mi kompas i mapa. Następnie dotarłem do kolejnego rozwidlenia. Niestety prosto do punktu nie mogłem jechać bo była rzeka. Wybrałem objazd w lewo. Mała czytelność mapy utrudniła mi lepszy wybór. Potem był fajny mostek z bali i mokra droga na granicy lasu i łąki. W końcu dotarłem do PK. [ PK9; 16:19 ]
Nie miałem za dużo opcji. Droga do mety a po drodze PK8. Najtrudniejszy był powrót do cywilizacji z pod PK9. Z PK9 ruszyłem drogą na wschód. Droga była ciężka do jazdy. Po pewnym czasie droga skręcała lekko na północ. Jechałem ją dość krótką. Nagle po lewej stronie zobaczyłem jakby suchą dolinę rzeki a z niej wychodzące ślady rowerów. Zjechałem z drogi. Dolinka ta prowadziła na wschód. Prowadziłem rower. Jazda byłaby ciężka i bez sensowna. Z wolna dolinka stawała się mniejsza i mniejsza. Ledwo gdzieś na boku znalazłem ścieżkę. Nie chciałem przedzierać się na koniec przez chaszcze. Szedłem cały czas w kierunku wschodnim. Miałem nadzieję dotarcia do jakiejś sensownej drogi. Udało się. Nagle przede mną pojawiła się droga w lesie prowadząca na południe. Wsiadłem na rower. Ruszyłem w kierunku cywilizacji. Najpierw zobaczyłem dachy domów potem asfalt drogi. Super. Zaczynałem mieć pewność, że nie zanotuje żadnej większej wpadki na tym HARPAGANIE. Droga asfaltowa prowadziła na wschód, potem jecha łem w kierunku południowym. Bez problemu znalazłem zjazd na PK8. Bez problemu też znalazłem PK8. [ PK9; 17:24 ]
Zostało mi ponad 60 minut i mniej niż 20km do bazy. Bez problemu dotarłem do asfaltu. Dalsza część drogi to jedynie pedałowanie. Cieszyłem się bardzo, że pomimo przejechania ponad 180km nie czułem większych bólów. Nawet prawo kolano nie przeszkadzało mi w jeździe. Nie musiałem dawać z siebie wszystkiego. Miałem wystarczającą ilość czasu by spokojnie dotrzeć do mety. Pojawiłem się tam 18 minut po godzinie 18. [ META; 18:18 ]
Byłem zmęczony ale nie strasznie. Bez odpoczynku podjechałem pod samochód. Przebrałem się, spakowałem rower. Zabrałem czipa i numerek na obiad i poszedłem do szkoły. Najpierw zjadłem posiłek, kiepska pasta ze śladową ilością kiepskiego mięsa. Potem oddałem chipa i otrzymałem wydruk. Przy okazji na komputerze zobaczyłem swoje miejsce. Lekko się zdziwiłem bo myślałem, że zdobyłem 44 a nie 43 punkty jak pokazał komputer. Jeszcze bardziej zdziwiło mnie moje miejsce. Wiedziałem, że nie zostali odnotowani jeszcze wszyscy uczestnicy ale miejsce 29 dobrze wróżyło.
Do domu wystartowałem lekko po godzinie 19. Miałem przed sobą blisko 400km. Na początku byłem odrobinę śpiący. Przejeżdżając koło jednego z radarów wydawało mi się, że mrugnął chociaż jechałem wolno. Kawę kupiłem w KFC. Więcej się nie zatrzymywałem nie licząc drugiego tankowania we Włocławku. W domu byłem przed północą. Następnego dnia czekała naszą rodzinę MAZOVIA w Legionowie ale o niej napisze już w innym miejscu.
W sumie spisałem się nieźle. Po ra kolejny poprawiłem miejsce i liczbę zdobytych punktów. Trochę zbłądziłem jadąc do PK20 bo bez niego mogłem zdobyć 2 punkty więcej. W sumie zdobyłem 43 punkty i zająłem 49 miejsce wyprzedzają wszystkie kobiety.

Biała Podlaska, 20 kwietnia 2014