sobota, 23 lutego 2019

Rajd Liczyrzepy

...................  czyli pierwsza wizyta na Dolnym Śląsku.

Był to mój pierwszy rajd rowerowy w roku 2019. Trochę się go bałem bo przez trzy miesiące w zasadzie nie jeździłem na żadnym rowerze a od samego chodzenia kondycji mi chyba nie przybyło.
Przed startem myślałem, że rower przygotowałem w miarę dobrze, trochę przy nim sam pracowałem bo tak pięknie się złożyło, że  niespodziewanie dostałem dwa tygodnie urlopu extra, akurat przed pierwszym rowerowym startem.
Niestety jak prawie zawsze nie przetestowałem roweru przed startem. Wszustko było super za wyjątkiem powietrza w tylnym kole. Byłem przekonany, że wlanie butelki mleczka rozwiąże wszystkie problemy. Niestety tak się nie stało. Powodem problemu był nieszczelny wentyl a zamiennika nie miałem. Już na starcie musiałem pompować koło, łudziłem się jeszcze, że może w czasie rajdu powietrze nie ujdzie z koła. Niestety tak nie było. Mniej więcej co godzinę musiałem się zatrzymywać i pompować koło a i tak końcówkę jechałem właściwie bez powietrza.
Czyli miałem już dwa kłopoty, pierwszy to brak kondycji a drugi to notoryczny brak powietrza w tylnym kole. Ale niestety to nie były wszystkie problemy. Jednym z moich strategicznych celów w każdych zawodach jest właściwe opróżnienie się przed startem. W bazie jak zwykle były probllemy z dostępem do toalet. Ja podjąłem trochę ryzykowną taktykę. Obudziłem się przed piątą i poszedłem do kibelka. Opróżnienie nastąpiło ale niestety nie było to opróżnienie kompletne. Po około 3 godzinach rajdu, a dokładnie po PK47 musiałem zorganizować sobie przerwę toaletową. Nie jest to prosty proces szczególnie wtedy gdy jest zimno. Najpierw musiałem znaleść sobie intymne miejsce, miejsce do którego przypadkiem nie trafi jakiś zagubiony zawodnik. Potem musiałem się rozebrać, co nie jest łatwe, po wszystkim musiałem się ubrać i jak zawsze musiałem uważać by nic nie zostawic w lesie podczas tej całej operacji. Strata 15 minut to bardzo dobry rezultat.
Po opróznieniu stwierdziłem, że nie będę za mocno jechał a resztę rajdu potraktuje jako rekreację.
Szkoda bo bardzo lubię ten rajdu. Fajnii goście układają trasę, tereny ciekawe, bardzo dużo PK. Niestety  był to już mój drugi ich rajd z rzędu na którym dałem dupy. W maju postaram sie pojechać lepiej.
Ale poza powyższymi problemami wszystko pozostałe było super. Na jednym z pierwszych PK spotkałem kolegę. Fajny gość, na tej Liczyrzepie jechał samotnie, normalnie jeździ zkolegą. Niestety jak wyznał on trochę trenował i wierzył w siebie. W efekcie czego udało mu się zająć wysokie dziewiate miejsce.
Po podjęciu decyzji o jeździe rekreacyjnej, zaliczałem kolejne PK w dość wolnym tempie. Niestety allbo stety szybko udało mi się spotkać większa grupę zawodników. Spotykalismy się na kolejnych PK. Na ogół przyjeżdżałem na PK lekko po nich. Przy każdym spotkaniu jedna dziewczyna z grupy krzyczała do mnie wesoło wesoła do mnie "tam, tam" jednocześnie wskaując mi drogę do PK. Udało mi się odwdzięczyć jej tylko na jednym PK na którym zameldowałem się przed nimi ale radość była obopólna.
Jazda z nimi znacząco zwiększyła moje tempo. W końcu zostawiłem ich daleko za sobą. Złapałem nadzieję na dobry wynik. Zdecydowanie przyspieszyłem. Wyznaczyłem sobie bardziej ambitne cele.
Szczęśliwie trasa była stosunkowo płaska, tereny jak na Dolny Ślask rozczarowująca ale ogólnie fajne, pogoda super i jak już wcześniej napisałem sama trasa taka jaką najbardziej lubie a lubie takie trasy gdzie jest mozliwość wyboru i wiele wariantów. PK było postawionych tak dużo, że nikt nie zaliczył wszystkich. Ja w pewnym momencie nawet uwierzyłem że mogę zaliczyć dużo, niestety kilka drobnych błedów i brak ambicji uniemożliwiły mi osiągnięcie przyzwoitego wyniku.
Na trasie jednemu z zawodników dałem dętkę. Trochę się zdziwiłem, jak zobaczułem gościa z łątką stojącego nad dętką. Dałem mu dętkę i pojechał dalej. Super, że moja dętka która wożę non-stop w końcu się komuś przydała.
Końcówkę miałem kiepską. Byłem załamany ostatnim błądzeniem. Czasu miałem dużo ale podjąłem decyzję, żę będę jechał prosto do mety. Całe szczęście, ze do mety miałem daleko i mogłem jeszcze zmienić zdanie. Najpierw zdecydowałem się zaliczyć jeden PK oddalony od drogi o 400m. Potem tak samo zrobiłem z drugim. Szkoda, że nie przemuyślałem do końca końcówki bo powinienem zaliczyć przynajmniej jeden PK więcej. Niestety wybrałem szybszy powrót do bazy.
Na mecie byłem 15minut przed końcem limitu czasu.
Posiłek regeneracyjny był super, żurek z kiełbasą. Udało mi się nałożyć troche więcej pysznej kiełbasy niż standardowo bo przypadkiem sam sobie  nakładałem i  przy nakładaniu otworzyłem termos z żurkiem inny niż wszyscy a w nim własciwie to było samo mięso.
Zaraz po zawodach ruszyłem w droge powrotna do domu. Jachało mi się całkiem miło.
Po zawodach podjąłem decyzję, że trochę potrenuję tym bardziej że kolejny rajd będzie dopiero za 4 tygodnie. Muszę się do niego bardzo dobrze przygotować, fizycznie i psychicznie.

Obywatelska, 9 marzec 2019

Podstawowe informacje:
Baza rajdu: Bystrzyca 55-200
Przejechałem: 72,0km, 8:43h
Zająłem miejsce: 28/45

sobota, 16 lutego 2019

SKORPION .....

..............  czyli tradycyjnie pierwszy rajd w sezonie, pieszy i do tego tradycyjnie z Filipem.

Postanowiłem powrócić do prowadzenia bloga a tak naprawdę do upamiętniania mojego życia. W tym roku bedę chciał upamiętnić wszystkie moje starty.

W tym roku zimy nie było. Nie było też prawe zimy na SKORPIONIE. W tym roku bazą rajdu była szkołz w miejscowości Skorbieszów. Miejscowość w której była baza mojego pierwszego SKORPIONA w roku 2013.
Jak co roku wyjechaliśmy do bazy rajdu w piątek po godzinie 18.oo. Bez przeszkód dotarliśmy do bazy rajdu. Udało nam się jeszcze zaparkowac na terenie szkoły. Zdążyliśmy jeszcze się zarejestrować. Na sali gimnastycznej było stosunkowo ciasno. Razem z Filipem ułożyliśmy się idealnie na jej środku, Filip na jednej połowie ja na drugiej linia środkowa była dokładnie pomiędzy nami. Przed snem zdążyliśmy jeszcze zjeść Bogusine kanapki z gorącą herbatą z termasu. Były super. zasneliśmy chyba jeszcze przed północą.
Rano wstaliśmy przed 6.30. Jak zawsze przynajmniej przez 5 minut musiłem dobudzać Filipa. W końcu wstał.
Start rajdu jak co roku był o godzinie 8.oo. Cała mapa jak zawsze mieściła się na jednej kartce A4. Do zaliczenia było aż 24PK, rozmieszczone byływ miarę równomiernie na północ, wschód i zachód od bazy rajdu. Początkowo planowaliśmy ruszyć na wschód, jednak jak ruszyliśmy poszliśmy za większością a ona skierowała się na zachód. Wydawało mi się, że nasz pierwszy PK był zlokalizowany w tym samym miejscu co mój pierwszy zaliczony PK w roku 2013. Zapomniałem napisać, że tradycyjnie jak na każdym skorpionie wszystkie PK zlokalizowane byłu w wąwozach.
Temperatura była wyraźnie wysoka chociaż w wielu miejscach zalegał jeszcze śnieg. My z Filipem szliśmy. Szliśmy cały czas równym tempem. Nie mieliśmy większych problemów ze znajdywaniem kolejnych PK ale było ciężko. Błoto było straszne. Czasami nasze nogi ważyły dużo a błoto wcale nie chciało się odczepiać.
Filip przybijał a tak naprawdę podpisywał kolejno zaliczene PK. Ja robiłem zdjęcia. Spotkał mnie tylko jeden zawód, cału dzień miał być słoneczny niestety słoneczko wyjrzało dopiero na samym końcu, rano było mgliście ale prawdziwa mgła pojawiła się na samym końcu.
Decyzję kluczową podjeliśmy koło godziny 18.oo. Byłem strasznie zmęczony a może inaczej, moje nogi były strasznie zmęczone, najprawdopodobniej dobrałem za cienkie skarpety po 10 godzinach bolały mnie strasznie. Dotarliśmy do kluczowego PK. Mogliśmy iść na północ i moieć przed sobą wiele PK lub skierować się na południe w kierunku bazy gdzie do zaliczenia były tylko 3 PK. Niestety wybraliśmy to drugie rozwiązanie gdzieś w podtekście tej decyzji była możliwość powrotu jeszcze w sobotę.
Zaliczyliśmy wszystko co było możliwe czyli trzy PK i skierowaliśmy się prosto bo bazy.
Chyba nigdy w życiu nie widziałem takiej mgły. Noc i mgła, to wszystko razem było staraszne, ledwo co z bardzo dobrą latarką widzieliśmy końce naszych butów. Całe szczęście, że droga była prosto i tak naprawdę nie było szansy już zgubić.
Do bazy dotarliśmy przed godziną 21.oo. Za wcześnie ale trudno tak w tym roku się ułożyło. Po zjaedzeniu posiłku w przedszkolu podjeliśmy decyzję, że nie będziemy spali w bazie. Przed 22.oo ruszyliśmy w drogę powrotną. Koło godziny 1,oo byliśmy w domu. Dziwne ale jeszcze nawet Bogusia nie spała.
W sumie było super, szkoda tylko, że nie wykorzystaliśmy pełnego limitu czasu, wtedy można by jeszcze zaliczyć kilka dodatkowych PK.
Powrotu najmilejk nie wspominam, jechało mi się bardzo ciężko. W trakcie jazdy podjąłem decyzję, że już nigdy nie będę wracał do domu jeżeli ne dotrę na miejsce przed północą.
W domu byliśmy jedną godzinę po północy.
Filip był trochę bardziej aktywny niż zwykle, trochę więcej niż normalnie rozmawialiśmy.
W sumie przez więcej niż 12 godzin pokonalismy dystans równy maratonowi a przewyzszenie sięgało blisko 1000m.
Sprawdziły się zabezpieczenia przeciw odciskom. Po rajdzie pomimo dużego bólu stób nie pojawiły się żadne odciski.
Szkoda że następny SKORPION będzie dopiero za 12 miesięcy.

Obywatelska, 8 marca 2019