sobota, 13 lutego 2016

SKORPION, Krasnobród czyli .........

.......  mój kolejny pieszy rajd na orientacja i drugi Skorpion.

Pierwszy raz wystartowałem w Skorpionie w roku 2013. Był to jeden z pierwszych w ogóle moich rajdów na orientację a jeżeli chodzi o pieszy to zdecydowanie pierwszy. Pamiętam go doskonale. Było strasznie zimno. Był śnieg a ja specjalnie na ten rajd kupiłem sobie buty zimowe SALOMONA. Najdziwniejsze, że pomimo jednego z pierwszych startów zająłem całkiem niezłe miejsce. Po zaliczeniu 11 z 16PK uplasowałem się blisko środka 80 osobowej grupy startujących.
Dzisiaj jestem zdecydowanie bardziej doświadczony co prawda liczba pieszych startów zwiększyła się zaledwie o jeden czy dwa rajdy to rowerowych zaliczyłem dużo.
Dodatkowym moich handikapem był fakt, że razem ze mną wystartował Filip. Przed zawodami dokupiliśmy trochę wyposażenia: buty dla Filipa, skarpety dla wszystkich, stuptuty zimowe. Zgłosiłem nas jako dwuosobowy zespół o nazwie SANFI.
Do Krasnobrodu pojechaliśmy jeszcze w piątek. Dopiero na sali gimnastycznej okazało się, ze Filipa materac się nie pompuje. Gówno z Decathlonu, Nie dość, że cienki to jeszcze nie napompowany. Całe szczęście, że Filipowi to w zasadzie wszystko jedno na czym śpi.
Wstaliśmy po godzinie 6. Zjedliśmy śniadanie, ubraliśmy się i o godzinie 7:30 byliśmy na odprawie. W przepisach w zasadzie nic się nie zmieniło za wyjątkiem sposobu rejestracji punktów, zamiast kasowników kolorowe kredki. Oczywiście punkty stowarzyszone były a mapy aktualne na lata siedemdziesiąte zeszłego wieku.
Ruszyliśmy równo o godzinie 8. Od razu zawodnicy podzielili się na dwie grupy. Ta mniejsza w której my byliśmy ruszyła zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Szliśmy zdecydowanie najwolniej. Przy stawach rozdzieliliśmy się. Zdecydowaliśmy się pójść wzdłuż Wieprza a pierwszy PK podejść od północy. Problemy zaczęły się w końcowej fazie. Droga prowadząca prosto do PK w rzeczywistości nie istniała. Musieliśmy się cofnąć i wspiąć się na górę w miejscu gdzie nie blokowały jej gospodarstwa. Potem niepotrzebnie przeprowadziłem nas przez roztoczańskie błoto i po poziomicach znalazłem początek wąwozu. Razem z nami przyszła grupa innych zawodników. Do kolejnego PK nie poszliśmy za nimi. Wybraliśmy drogi. To był dobry wybór. Noe za bardzo się mecząc byliśmy pierwsi przy drodze asfaltowej. Z asfaltu wzdłuż wąwozu wspieliśmy się na górę i idąc za innymi dotarliśmy do PK. Nie był on sam miał swojego towarzysza ale wydaje mi się, że do karty wybraliśmy właściwy PK.
Do następnego PK prowadziła szeroka asfaltowa droga, na koniec wspinaczka i kilkuset metrowy marsz na azymut. Końcówkę razem z nami przeszła zagubiona dziewczyna szukająca swoich towarzyszy.
Do następnego PK prowadziła długa prosta droga. Pewne problemy miałem w końcówce ale osoby powracające z PK naprowadziły mnie na właściwy kierunek. Był to jeden z dwóch nietypowych PK. Wszystkie pozostałe znajdowały się w wąwozach lub bezpośrednio przy nich.
Do czwartego PK nie prowadziła  żadna prosta droga. Musieliśmy przebijać się przez las, forsować wąwozy i maszerować przez pola. Poszło nam nie najgorzej. Wylądowaliśmy około 500m od planowanego miejsca. Potem jeszcze tylko drogą na górę, wzdłuż lasu i niespodzianka, Ponowny brak drogi, która miała doprowadzić nas do rozwidlenia wąwozu. Trochę błądziliśmy by po wejściu do wąwozu znaleźć to czego szukaliśmy.

Warszawa, marzec 2016

Niestety nie udało mi się uzupełnić na czas tego bloga. Po krotce napisze co pamiętam 5 miesięcy po zakończeniu rajdu.
Początek mieliśmy całkiem dobry. Dotarliśmy do punktu najdalej oddalonego od bazy i wtedy wydawało się nawet, że zaliczenie wszystkich punktów kontrolnych całkiem realne. Niestety wtedy wydarzyło się kilka nieszczęść jednocześnie: zegarek odmierzający odległości po prostu oszalał, całkowicie straciłem zmysł ostrożności, zmęczenie wyszło na wierzch a mapa zaczęła znacząco różnic się od rzeczywistości. W efekcie tych nieszczęść zabłądziliśmy. Za wcześnie skręciliśmy w lewo. Szukaliśmy punktu kontrolnego tak gdzie go nie było. Pomimo dwóch prób, dwa razy zrobiliśmy te same błędy. Zrobiło się ciemno. Postanowiliśmy dojść do asfaltu, a asfaltem dojść do bazy. Nie mieliśmy już siły i ochoty zaliczać pozostały punktów kontrolnych. Chcieliśmy dotrzeć do bazy. Niestety do bazy było straszliwie daleko. Odpoczywaliśmy na każdym przystanku autobusowym. Szczęście, ze po drodze było ich trochę. Podczas jednego z odpoczynków zatrzymał się nawet samochód organizatora z pytaniem czy przypadkiem nie chcemy zostać dowiezieni, czyli czy nie chcemy zrezygnować. Nie wiem ale chyba troszeczkę żałowaliśmy, ze za szybko odpowiedzieliśmy. Szliśmy obaj dzielnie, czasami nawet mi się wydawało, że Filip ma mniej siły. Blisko mety zaliczyliśmy jeszcze jeden PK. Był wysoko ale weszliśmy. Było ciężko ale się udało. Doszliśmy do mety. Niestety poszło nam kiepsko. Pocieszyć się możemy, że łatwo możemy poprawić naszą pozycje podczas następnej naszej edycji.
Chciałbym za rok wystartowac w SKORPIONIE razem z Filipem.

OZI, 11 lipiec 2016