środa, 29 maja 2019

Rajd Orient Akcja czyly .......................

........................... jak można zbłądzić już na samym początku.

Był to mój trzeci rajd tydzień po tygodniu. Tereny były stosunkowo płaskie (na południowt zachód od Łodzi). Baza  znajdowala się w prywatnym ośrodku wypoczynkowym "Na patyku" koło Zelowa. Start był na tyle późno, że na zawody mogłem spokojnie wyjechać w sobotę rano. Musiałem wstać lekko po godzinie szóstej. Byłem p[rzygotowany do wyjazdu, w zasadzie zjadłem tylko śniadanie i ruszyłem w drogę. W bazie rajdu byłem godzinę przed startem, dostałem numer startowy 100, prawdziwe wyróżnienie. Spokojnie przygotowałem rower. Przed startem zdążyłem się jeszcze opróźnić. O godzinie 9:15 byłem w pełni przygotowany do startu. Pogoda była super, ciepło ale nie gorąco, słonecznie i bez deszczu.
Z dzisiejszego punktu widzenia mogę śmiało teraz napisać, zaraz po rozdaniu map popełniłem pierwszy i chyba jedyny ale za to fundamentalny błąd. Stwiedziłem, że na pewno nie będę w stanie zaliczyć wszystkich PK. A bylo ich tylko albo aż 24. Dlatego też wybrałem zły kierunek.Pierwsze założenie zmusiło mnie pominięcia już na początku 2 pierwszych PK bo były one troszeczkę na uboczu. Tak naprawdę powinienem pojechać w przeciwnym kierunku i dopiero na końcu decydować czy do tych dwóch PK jechać czy nie. Jak zawsze na takich imprezach, na pierwszych PK było stosunkowo ciasno ale pominięcie już na początku tych dwóch PK spowodowało, że szybko tłok zgubił się gdzioeś na trasie.
Okolica była stosunkowo wysoce zurbanizowana, więc prawie wszędzie schemat wyglądał w sposób następujący, dojazd drogą asfaltową a następnie kilkaset metrów drogami polnymi do PK.
W zasadzie jechałem bezbłednie, trochę sam trochę po śladach innych uczestników imprezy znajdowałem kolejne PK.
Jeszcze przed zaliczeniem połowy PK postanowiłem pominąć kolejny PK. Był odrobinę na uboczu a ja jeszcze miałem przekonanie, że nie stać mnie na zaliczenie wszystkiego.
Błedy/ przygody/ niesamowite historie:
PIERWSZA HISTORIA: Jechałem drogą polną równolegle do drogi asfaltowej do której miałem się dostać. Na przejazd na asfalt miałem ponad 1,5km. Niestety wszystkie drogi jakie mijałem nie wyglądały najlepiej. Liczyłem na coś pewnego, coś co nie prowadzi na podwóku lub nie kończy się przed polem kapusty. Niestety nie wytrzymałem. Po około 1500m skręciłem w wąską drogę, która niestety skończyła się po 500m w polu. Przez 1000m musiałem prowadzić rower po miedzy w polu żyta. Ale to najgorsze nie było. Okazało się po dojechaniu do asfaltu, 100m dalej równolegle do mojego kierunku była szeroka żużlowa droga. Całe szczęście, że jak dochodziłem do asfaltu nie minął mnie żaden uczestnik rajdu bo na pewno wtedy zapytał by mnie co je w tym polu robię.
HISTORIA DRUGA: Tuż za parą doświadczonych uczestników rajdu dotarłem do najbardziej na północ oddalonego PK. Kolejny PK był na drugiej stronie rzeki. Rzeka wcale nie była płytka ale już wcześniej na mapie zobaczyłem w odległości około 500m bród. Z PK skierowałem sie w kierunku upatrzonego brodu. Gdy do niego dotarłem bez wachania przeszedłem na drugą stronę. Woda nie była płytka a rzeka nie była mała. Dumny byłem bo za mną podążyła reszta zawodników w tym para starych wyjadaczy, którzy chyba początkowo zamierzali objeżdżać rzekę.
Na metę dotałem jako jeden z pierwszych zawodników. W sumie zaliczyłem 21 z 24 PK. Do zakończenia limitu czasu zostało mi prawie jedna godzina. W sumie przejechałem niemal 100km. Zrobiłem to stosunkowo szybko i czułem wielkie zmęczenie. Zwyciezca który zaliczył wszystkie PK przybył zaledwie kilka minut przede mną. W sumie troszeczkę żałowałem bo była szansa zaliczyć wszystko.
W czasie rajdu udało mie się wymyśleć dwie fajne rzeczy:
1. W pierwszy wolny weekend a będzie on za trzy tygodnie, jeszcze przed wakacjami powinienem zabrać rodzinę całą poza Warszawę na grila, łowienie ryb i spacer z psem po lesie.
2. Wydrukuję sobie zdjęcia gości z którymi rywalizuję w rajdach, opatrze je komentarzem i powiesze w eksponowanym miejscu w domu.

Obywatelska, 28 maj 2019

czwartek, 23 maja 2019

Gryf Pazura .....................

................. czyli pierwszy rajd na którym bardzo podpadłem organizatorowi,

Był to dziwny rajd. Pierwszy raz w ogóle startowałem w Gryfie Pazura, Powodem odległa lokalizacja. Głównym moim powodem o starcie była długa przerwa w startach, nie licząc Harpagana na którym zepsuł mi się rower i więcej spacerowałem niź jechałem.
W tym roku bazą rajdu było małe miasteczko koło Słuopska o nazwie Łopawa. Przyjechałem dzień wcześniej, zarejestrowałem się po przyjeździe, przespałem, przygotawałem do startu i wystartowałem razem z wszystkimi o godzinie 8:30. Na starcie dostaliśmy na dwóch kartkach A4 20PK. Tereny rajdu położone były na południe i południowy zachód od bazy rajdu. Już na odprawie organizator zapowiedział, że do przejechania jest około 120km w tym tylko kilka po drogach asfaltowych. Nie wierzyłem temu ale olazao się to prawdą, przez asfaltowe drogi głównie przejeżdżałem.
Nakreśliłem sobie koło o ruchu zgodnym z ruchem wskazówek. Pierwsze trzy PK zaliczyłem w zasadzie bez historii jadąc za lub przed kilkoma innymi rywalami. Tereny były naprawdę super. Dużo lasów, jeziora, rzeki i górki.  PK też były umieszczone w ciekawych miejscach. Po zaliczeniu 6PK musiałem przejechać na drugą mapę. Po drodze miałem do zaliczenie PK nr 11. Nie wydawał się trudny ale jakoś udało mi się zabłądzić. Za wcześnie skierowałem się na południe, musiałem przedzierać się przez gęstwiny w stosunkowo górzystym terenie. W pewnym monencie zorientowałem się że muszę skierować się na zachód i tak szedłem przez dobra 500m i wyszedłam na skraj wielkiej polany zarośniętej zółtym rzepakiem. Musiałem wejść niemal na sam szczyt skąd mogłem się rozejrzeć. Pozwoliło mi to na zorientowanie się w terenie. Jakimś cudem wypatrzyłem miejsce gdzie powinien być umieszczony szukany prze ze mnie PK. Widziałem go z blisko kilometra. Miałem do niego z górki przez żółte pole rzepakowe. Było super bo w polu rzepakowym była ścieżka, którą pojazdy rolnicze spryskiwały rzepak. Jechało się tym śladem super, kierownica obijała się o żółte kwiaty rzepaku, super wrażenie. Na punkcie kontrolnym spotkałem i pogadzłem sobie z rówieśnikiem. Zdradził że jest po kontuzji i dalej na zachód już nie jedzie wraca do bazy. Ja postanowiłem pojechać w przeciwnym kierunku, wtedy jeszcze wierzyłem, że mogę zaliczyć wszystkie PK. Chociaż do kolejnego PK było stosunkowo daleko dotarłem do niego w miarę bezproblemowo. Pobłądziłem dopiero na następnym odcinku. Przez to że zapomniałem jednej z dwóch uwag z odprawy całkowicie niepotrzebnie cofnąłem się kilka kilometrów a rzekę co prawda niewielką musiałem pokonać w bród. Szkoda bo oprócz siły spokojnie stracjłem kolejne 15minut. Po zaliczeniu z problemami PK nr 20 skierowałem się do najdalej oddalonego od bazy PK nr 18. Już wtedy wiedziałem, że nie zalicze wszystkiego. PK 18 zaliczyłem bez większego problemu ale po nim miałem problem ze znalezieniem drogi na wschód. Żeby znaleść PK nr 17 musiałem wrocić pod górę około 500m. Potem zmieniłem plany i zamiast na wschód pojechałem drogą na północ do asfaltowej drogi. Trochę wydłużyłem dojazd do PK16 ale było bardzo szybko. Lokalizacja PK16 była obłedna, chciałbym tu kiedyś wrócić. Do Pk13 też pojechałem dłuższą ale pewną drogą. Gdy teraz patrzę na mapę myślę że mogłem zaoszczędzić około 3km. PK13 był jednocześnie punktem odżywczym, niestety przyjechałem bardzo późno i już niewiele tam zostało. Wziąłem ciasteczko i pojechałem dalej. Ostatni PK który zaliczyłem to PK12. Położony był w bardzo malowniczym miejscu. Byłem na nim około godziny 19:30 czyli do końca limitu czasu miałem około 2 godzin, myślałem, że spokojnie wrócę. Musłełem że wystarczy dojechać do najbliższej miejscowości i znaleźć tam prostą drogę prowadzonca na północny wschód. Niestety pomyliłem drogę z trakcją elektryczną i bardzo się dziwiłem zaliczając kolejne kilometry niezauważając żadnej drogi prowadzącej prosto do bazy. Jechałem długo dłużej na wschód niż planowałem, szczęśkiwym fartem w ostatniej chwili nadzieji znalazłem mostek przez który już przejeżdżałem jadąc w przeciwnym kierunku. Czasowo byłem na styk, jadą 20km na godzinę miałem szansę sdążyć przed  końcem limitu czasu. Niestety szybko robiło się ciemno a dojazd do bazy był cały czas skomplikowany. Kiedy w końcu wjechałem na ostatnią prostą droga powoli zaczynała wygasać zmieniając sie na konie w nieprzejezdną miedzę. Musiałem zawrócić. W końcu długą zygzakowatą drogą dotarłem do asfaltu, którym już bez problemu dotarłem do bazy. A tutaj wielka niespodzianka, już przed bramą czekało na mnie dwóch organizatorów wypominając mi, że nie odbierałem ntelefonu i że na metą dojechałem ponad godzinę po czasie. I to bym chyba jeszcze przeżył. Spokojnie wytłumaczyłem im, że chyba czegoś nie zrozumiałem z regulaminu bo myślałem, że koniec czasu jest o 21:30  (przyjechałem o 21:40) a gdy jeżdżę rowerem to nie odbieram telefonu. Gdy potem spojrzałem to zauwarzyłem, że dzwonili do mnie przynajmniej 5 razy. Mieli pecha że zegarek który utrzymuje łączność z telefonem zepsół mi się kilka dni wcześniej. Nie za bardzo nawet się wkurwiłem że nie zostało nic do jedzenia za wyjątkiem resztek mrożonego żurku. Zjadłem i wtedy przyszedł blondyn, chyba główny organizator, gość który chyba kilka lat wcześniej na Harpaganie na drodze asfaltowej wjechał we mnie i nieźle sie poturbował. To on mo wygarnął, że przez ludzi takich jak ja to niechce sie takich imprea organizować. Przesadził. Moim zdaniem regulamin był wyjątkowo pojebany a o limicie czasu powinien przypomnieć na odprawie. Trudno stało się ale flaszki im nie kupiłem bo swoja postawą na to nie zasłużyli.
Noc spędziłem w bazie. Do domu wróciłem w niedzielę rano. Pojechałem starą 7 i musze powiedzieć że jak nie ma korków to wcale nie jedzie się do Gdańska wolniej niż autostradą.

Obywatelska, 25 maj 2019

Rajd Liczyrzepy wiosna czyli ..........

..................   myślałęm jednak,  że siły mam trochę więcej.

W tym roku Rajd Liczyrzepy wiosna został rozegrany w okolicy w której nigdy nie byłem. Bazą była szkoła podstawowa w poniemieckiej miejscowości o nazwie Węgliniec, 500km od ulicy Obywatelskiej a tereny rajdu znajdowały się na północ od Zgorzelca tuż przy granicy Niemieckiej.
Dojazd był bardzo długi ale w 99% drogami pierwszej klasy.
Jechało mi się fajnie. Byłem nawet trochę zdziwiony bo nawet wyjeżdżając z Warszawy nie było żadnego korka. Jechalem wolno, po sensacjach w pracy testowałem minimalny koszt dojazdu, przez cały czas starałem się jechać z prędkością 120km nie większą. Udało mi się, jechałem mniej niż 5 gopdzin i spaliłęm średni 6,5l ropy na 100km. Jedyną wadą była strasznia monotonia. Do bazy rajdu przyjechałem dużo około 30minut przed godziną 23. Spokojnie zdążyłem się jeszcze zarejestrować.
Spokojnie znalazłem niejsce do spania na dużej sali gimnastycznej. Miejsce było super w samym narożniku. Trochę zjadłem, wypiłem herbatę i wysłałem pozdrowienia (tradycja).
Spało mi się średnio. Wstałem porzed godziną 6.oo. Spokojnie skorzystałem z toalety, zjadłem śniadanie, ubrałem się w strój kolarski i poszedłem do samochodu.
Na zewnątrz było ciepło i przyjemnie. Zaparkowałem blisko noclegowni, jeszcze na terenie szkoły, więc nie musiałem długo iść. Przygotoawałem rower, troszeczkę się zaniepokoiłem bo do obu kół musiałem dopompować stosunkowo dużo powietrza ale wtedy jeszcze nie myślałem, że mogę mieć z tym problemy. Przygotowanie do rajdu przebiegły bez większych problemów. Do startu byłem gotowy na czas.
Niestety okazało się że tylny hamulec łapie bardzo słabo. Po starcie okazało się że tylny hamulec przestał działać całkowicie. Nie reperowałem go z zepsutym hamulcem jeździłem do samego końca.
Start był punktualny. Na starcie dostałem dwie mapy w formacie A3, odcinek specjalny na formacie A4 i jedno duże rozjaśnienie także w formacie A4 i dodatkowo opis PK.
Pogoda była super, zdecydowanie powyżej 20stopni Cejcjusza i słonecznie.
Na trasę ruszyłem jako jeden z pierwszych. Postanowiłem pojechać w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegarja, mijać PK o wartości 10 i 20 punktów a wszystkie pozostałe zaliczać po kolei.
PK nie były mocno pochowane więc dosyć szybko zaliczałem kolejne. Po godzinie jazdy okazało się, że miałem drugi problem techniczny, powietrze z przedniego koło uciekało masowo, po dwóch godzinach musiałem dopąpować pierwszy raz powietrza. Potem szczęśliwie musiałem zrobić to tylko jeden raz, opona jakoś się uszczelniła.
Cały czas jechałem bez tylnego hamulca.
Od samego początku przewijali sie na mojej drodze: facet z córką, gość na rowerze trekingowym i młodziak. Po pewnym czasie facet z córką i gość na rowerze trekingowym  połączyli oni siły i jechali w trójkę. Pewne odcinki pokonywaliśmy razem, spotykalismy sie na trasie i razem uzupełnialismy zapasy picia i jedzienia w sklepie. W sklepie oprócz nas był jeszcze lokalny pijaczyna który uparcie tłumaczył nam wszystkim droge do miejsca do którego wcale nie chcieliśmy jechać. Robił to na tyle nachalnie, że opuszczenie sklepu po uzupełnieniu zapasów sprawiło nam wszystkim dużą przyjemność.
Miałem kilka przygód, które chciałbym krótko opisać.
Pierwszy problem rozpoczął sie koło godziny 14.oo. Do jednego z wartościowych punktów trzeba było przejechac przez rzekę. Niestety ani na dojeździe (przebiegał wzdłuż rzeki) ani dalej na mapie nie było żadnego przejazdu. Punkt był na górze mapy, rzeka płyneła w kierunku północnym. Przy górnej krawedzi mapy były zlokalizowane napisy informujące o nazwie rajdu i skali mapy. Byłem przekonanyże napisy naniesione przez autora zasłaniają przejadz przez rzekę. Nie wiem czy sie myliłem, bo przejazd znalazłem ale znajdował się on juz chyba poza zakresem mapy. Przejechałem kilka kilometrów wiecej ale nie musiałem moczyc nóg (dwukrotnie) i przedzierac sie przez dzicz (dwukrotnie też). Potem dzięki lenijce znalazłem właściwy kierunek i w zasadzie idąc na azymut  około 1500m dotarłem do "skrzyżowania rowów".
Przygoda druga. Zawsze jak się wyjedzie za mapę to jest problem z powrotem na nią szczególnie jak danym obszarze nie ma szerokich asfaltowych dróg. Miałem problem z powrotem. Jechałem drogą w kierunku zachodnim i szukałem charakterystycznego miejsca gdzie powinienem skręcić w lewo. Sytuacje pogłebiał jeszcze fakt że właśnie w tym miejscu przejeżdżałem z jednej mapy A3 na drugą. Coś tam odmierzyłem lenijką ale bardziej liczyłem na jakiś charakterystyczny punkt. Znalazłem go, prosty kanałek i droga przy nim w która powinienem skręcić. Było dobrze. Dołączył do mnie młodzian, jechalismy razem. Potem też się zgadzało, skrzyzowanie drogi z przecinka i droga w prawo, która pojechaliśmy. Niestety po kiluset metrach było zdziwienie i konsternacja. Przed nami pojawił się duży i malowniczy zbiornik wodny. Nic takiego nie było na mapie, albo inaczej nic takiego nie było w tym miejscu na mapie, dwa duże zbiorniki były trochę wcześniej ale ich kształt nie pasował do tego co zobaczyliśmy. Powinienem założyć, ze akurat w tym miejscu mapa jest całkowicie nie aktualna. Niestety tak nie założyłem. Ja pojechałem na zachód a młodzian na południe w poszukiwaniu charakterystycznych punktów. Zdarzyły się dwa nieszczęścia: pierwsze on wybrał lepszy kierunek a drugie to to ze ja musiałem długo jechać by znaleźć jakis charakterystyczny punkt. Gdy go znalazłem musiałem zawrócić i przejechac dodatkowe 2km ale tu bym jeszcze przeżył bo po drodze spotkałem młodziana który potwierdził kierunek. Niestety tuz prrzed wjazdem na docelową drogę spotkałem jeszcze jednego zawodnika który mi podpowiedził że znacznie szybciej dojade główną drogę a przy zbiorniku wodnym "wejde lekko w las". O boze drogi ile czasu kosztowała mnie ta podpowiedź to tylko ja wiem. Zatrzymywałem rower w wielu miejscach, wchodziłem w las i nic nie było, straciłe pół godziny albo więcej. Dopiero zwątpiony, wracając juz z poszukiwacz postanowiłem wjechać w drogę w którą planowałem wjechac na samym początku i ona doprowadziła mnie do PK. Podsumuje to krótko "dupy dałem".
Byłem bardzo spragniony, skończyła mi się woda a przed soba miałem odcinek specjalny. Pewnie bym go ominął ale pamietałem słowa w czasie odprawy "przy odcinku specjalnym jest bar w którym można sie zaopatrzyć w napoje". Jadąc na poczatek odcinka specjalnego mijałem wielu zawodników jadących w przeciwnym kierunku w tym dwóch gości z którymi utrzymuje jak na mnie dość bliskie stosunki.
Przygoda trecia, odciek specjalny. Oczywiście nie znalazłem śladu żadnego baru przed odcinkiem specjalnym. Zmeczenie i pragnienie strasznie mnie męczyły. W miesjcu startu odcinka specjalnego była ławeczka, nie omieszkałem z niej skorzystać. Przy okazji zobaczyłem Grzegorza L wyjeżdżającego w szalonym tępie z pętli odcinka specjalnego. Pomyslałem sobie wtedy, że Grzegorz chyba zaczął treningi i jest w formie. Dopiero wyniki rajdu zweryfikowały moje przekonanie.
Tak więc zmęczony i spragniony po krótkiej przerwie stałem z ławeczki i ruszyłem na pętle odcinka specjalnego. Niestety wszyustkie nieszczęscia się potwierdziły. Poziomice z mapy odzwierciedlały pagórkowatość terenu. Było tak cięzko, że przez większość odcinka specjalnego prowadziłem rower. Mimo zapewnien organizatora szybko stwierdziłem, że te dziewiedziesiąt punktów odcinka specjalnego kosztowały za dużo wysiłku. Zdecydowanie bardziej w moim przypadku opłaciło sie z niego zrezygnować. I tak uczyniłem, po znalezienie zaledwie 15 punktów wsiadłem na rower i skierowałem się do miejscowości gdzie byłem przekonany, ze znajdę sklep spożywczy. Dotarłem do niego tuż przed trójka moich towarzyszy wcześniej spotkanych.
O lokalnym pijaczku juz wspomniałemwięc teraz spokojnie opisze końcówkkę rajdu.
Jestem pewny, że to właśnie końcówka decyduje o całkowitym wyniku. Na pewno nie moge tutaj napisać, że moa końcówka tego Rajdu Liczyrzepy była udana. Na pewni potencjał był. Wybrałem dobry wariant i mogłem spokojnie zebrać ponad 200 punktów więcej. Niestety zmęczenie i mój brak ambicji mi tego nie ułatwiły. Dodatkowo latarka a dokładniej akumulator chyba nawalił (do sprawdzenia) i po kilku minutach latarka przestał kompletnie działać.Ale miałem plan nie na dwieście ale na 100 punktów, którego też nie zrealizowałem.Byłem tak zmęczony, że pod najmniejszą górkę rower po prostu prowadziłem. Początek był kiepski. Pomimo poszukiwań nie udało mi sie znaleźć PK (za jedynie 10 punktów przeliczeniowych), który miał się znaleźć na słupie w zasadzie bezpośrednio przy drodze. Ale to nie było problemem, bo nie było to moim planem. Dojechałem do skrzyzowania kilku dróg. Stąd miałem około 3km do pierwszego PK, który planiowałem zaliczyć. Niestety już początek zapowiadał problemy, głowna droga kierowała się trochę w innym kierunku niz było to na planie. Był to poczatek problemów. Dojechałem do drogi poprzecznej. Teraz myślę, że powinienem skierowac sie na południe aż do znalezienia drogi w kirunku zachodnim i tak pojechałem na początek. Niestety zrezygnowałem po 250m i ponownie wróciłem na rozwidlenie dróg. Następnie skierowałem się na zachód gdzie niestety nie było PK. Wkurzony i załamany postanowiłem powrócić do bazy nie zaliczając już żadnego dodatkowego PK, a spokojnie własciwie na drodze powrotnej miałem 3PK za 90 punktów przeliczeniowych. Aż tyle bym nie zyskał bo byłem już na dodatkowym czasie a każda minuta spóźnienia to strata 1 punktu przeliczeniowego ale przy mądrzym wyborze była szansa na zyskanie 30-40 punktów przeliczenieowych. Szkoda ale tak sie nie stało. Szeroką asfaltowa droga wróciłem do bazy. Na miejscu byłem o godzinie 22:27 czyli finalnie odjeto mi od wyniku 27 punktów przeliczeniowych za spóźnienie. Limit spóźnienia był równy 2godzinom czyli można było spokojnie przyjechac o godzinie 23:59.
Po zakończeniu rajdu zjadłem michęniestety zimnego żurku, spakowałem rower, przebrałem sie i zadzwoniłem do Bogusi. Byłem strasznie zmęczony więc szybko zasnąłem. Budziłem się po godzinie 4.oo a kilkanaście minut przed godziną 5 ruszyłem w drogę powrotną. Wracałem bardzo wolno, udało mi sie osiągnąć średnia spalania na poziomie 5l/100km co kosztowało mnie wiecej niz 1 godzine dodatkowej jazdy. Warto czy nie????
Na rowerze byłem ponad 15 godzin, przejechałem ponad 160km, zająłem 16 miejsce wśrór 23 startujących.
W sumie mogę śmiało napisać, że ten Rajd był bardzo udany bo: poznłem nową okolicę, określiłem  aktualny kres swich możliwości, nieźle potreniwałem, zrobiłem kilka fajnych zdjęć,  miałem kilka sytuacji które mnie trochę nauczyli.


Obywatelska Janki, 23.5.2019