poniedziałek, 23 października 2017

HARPAGAN 54. Był to dla mnie bardzo ważny start czyli .........

...............  jak wszystko zmienne jest.

Już od miesiąca traktowałem ten start jako mój docelowy na zamkniecie sezonu. Po wiosennym blamażu zależało mi bardzo na dobrym wyniku.
Zmiana regulaminu nie za bardzo miała mi pomóc, zrobione zostały dwie pętle a co najgorsze wartości punktów kontrolnych zostały spłaszczone. Zamiast 20PK pojawiło się ich 24 ale zniknęły PK o wartości 5 punktów. Suma punktów do zdobycia pozostał bez zmian, 60.
Z wielu rzeczy, które planowałem zrobić przed startem udało mi się tylko opracować strategię. Nie uległa ona poważnej zmianie. Zaliczam tylko PK o wartości 3 lub 4 punktów, pozostałe tylko przy prawdziwej okazji, staram się unikać szukania czegokolwiek w nocy.
Proste jak konstrukcja cepa ale mam wrażenie, ze tylko jak tak jeżdżę HARPAGANY.
Nie udało mi się dokładnie zapoznać z mapą, nie przestudiowałem mojego ostatniego startu w HARPAGANIE.
W miarę wcześnie wyjechałem na zawody w bazie byłem przed godziną 22 ale udało mi się zdobyć średnio wygodnie miejsce parkingowe. Zdążyłem się zarejestrować, nietypowo oddać rower do przechowalni i znaleść w miarę dobre miejsce do spania.
Prze snem zjadłem jeszcze kolacje. Dobra herbat z jeszcze lepszymi kanapkami smakowała mi bardzo. Niestety kanapki miałem na styk więc musiałem je trochę dawkować, po dwie na kolacje, śniadanie i rajd. Położyłem się o koło godziny 23.
Wstałem o godzinie 5, miałem wystarczającą ilość czasu na przygotowanie się do startu. Spojrzałem na pogodę i tu trochę się zdziwiłem, miało padać. Siedząc na sali gimnastycznej byłem przekonany, że nie jest to poradą. Niestety naprawdę lało jak z cebra. Tak strasznie padło, że założyłem zieloną kurtkę scotta.
Było ciemno strasznie. Nawet z mocnym światłem latarki miałem kłopoty z poznaniem szczegółów mapy tym bardziej, że były one przeskalowywane do celowej skali 1:75000.
Ale udało mi się zauważyć samotny PK o wartości 4 daleko na wschodzie. Był piękny dojazd drogą asfaltową do niego. Jak tylko rozbrzmiewał sygnał startu jako drugi ruszyłem na trasę. w kierunku wyznaczonego sobie PK jechałam już całkowicie samotnie. Było strasznie ciemno i strasznie padało.
Niestety zamiast trzymać się głównej trasy zachciało mi się skrótu. Powodem też był fakt, że około 2cm głównej drogi było zasłonięte przez legendę. Najpierw straciłem kilka minut na znalezienie właściwej drogi. Potem wolno patrzyłem jak z szerokiej drogi asfaltowej droga powoli przechodziła w drogę gruntową a na koniec stawał się prywatna i prowadziła prosto do posesji. Właściciel powiesił kilka tabliczek informujących o prywatnym terenie więc musiałem obejść całą posesje lasem na skarpie naokoło. Pierwsza strata i nie ostatnia.
Całe szczęście, że potem nie popełniłem już większych błędów i jako pierwszy wjechałem na górkę do mojego pierwszego PK.
Ale najgorsze miało przyjść teraz. Skierowałem się na północ, chciałem dotrzeć do asfaltu i w miarę szybko mi się to udało. Niestety pomyliłem drogi i nie potrzebnie pojechałem za daleko o około 500m. Ale prawdziwe nieszczęście wynikło z powodu przedniej dętki, którą wymieniłem już na ostatnim rajdzie. Niestety założyłem light i tak bardzo byłem przekonany o jej winie, że zaraz po zdjęciu wyrzuciłem ją do kosza. Jednak coś mnie tknęło i przejrzałem dokładnie wnętrze dętki i okaząło się, że wewnątrz tkwiły dwa wielkie kolce. Wyciągnąłem je i założyłem nową oponę.
Straciłem tak dużo czasu, że byłem przekonany, że jestem przegrany. Nie pojechałem już po 2 punkty, gdyż byłem przekonany, że nie ma to większego sensu.
Zaliczałem kolejne PK raczej z mniejszymi niż większymi problemami. Oprócz mapy pomagali mi ludzie i ślady rowerów. Całe szczęście, że od godziny 9.oo właściwie przestało już padać.
Postanowiłem zrezygnować z jednego PK o wartości 3 punktów bo za bardzo był oddalony od mojej trasy. Nie zaliczyłem żadnego PK o wartości 2 oczek i tylko jeden o wartości 1 punktu kontrolnego. Około godziny 13 byłem w bazie gotowy do wyruszenia na drugą pętlę. Przejechałem prawie 90km. Byłem pierwszy, który ruszył na drugą pętlę. Biuro jeszcze nie było przygotowane do wydawania map. Druga pętla wydawał się być troszeczkę łatwiejsza. Ruszyłem na południe. Po kolei zaliczyłem wszystkie PK leżące na mojej trasie. W ciężkim terenie podprowadzałem rower. Zależało mi bardzo na przekroczeniu 40 punktów. Osiągnąłem to lekko po godzinie 18. Byłem blisko mety. Miałem ponad 2 godziny czasu, które całkowicie zmarnowałem. Zamiast szybko dojechać do asfaltu i skierować się po PK za 3 punkty. Zacząłem przebijać się lasem licząc, że wceluje na PK za jedno oczko.
Oczywiście się nie udało. Nie zaliczyłem nic a do mety dojechałem bez wysiłku godzinę przed czasem. W sumie przejechałem 160km. Nie byłem zadowolony. Żałowałem bardzo 2 ostatnich PK. Powinienem je zaliczyć.
Po zjedzeniu posiłku, oddaniu chipa do domu wyruszyłem po godzinie 20  i dotarłem lekko po północy.
W sumie nie liczyłem na wiele gdy w niedzielę oczekiwałem na rezultaty i muszę powiedzieć, że bardzo się zdziwiłem. Zająłem 19 miejsce wśród 100 klasyfikowanych zawodników. Tym bardziej szkoda mi było tych dwóch ostatnich PK.
Szkoda, że nikt w rodzinie nie docenił mojego osiągnięcia.

Warszawa, 23.10.2017