sobota, 4 maja 2013

Mazovia, Bydgoszcz ......................

.......   czyli mój pierwszy wspólny wyścig z moim synem pierworodnym Filipem.

Niewątpliwie był to mój szczególny wyścig. Po raz pierwszy w życiu ruszyłem na trasę razem z moim najstarszym synem Filipem. On przejechał 35km a ja 50km ale pierwsze 25km jechaliśmy razem.
Był to drugie zawody w cyklu dwu dniowym. Ja byłem dodatkowo zmotywowany bo przez awarię roweru w pierwszym wyścigu w Toruniu nie udało mi się dojechać do mety.
Jak już wcześniej wspomniałem był to pierwszy w tym roku dwudniowy cykl MAZOVII. Nocleg mieliśmy w hotelu CURITAS  w Przysieku koło Torunia. W sumie za 255PLN dostaliśmy dwa dwuosobowe pokoje i śniadanie dla 5 osób. Gdyby nie zgrzyt z rezerwacją powiedziałbym, że było nieźle.
Lekko po godzinie 8 wyjechaliśmy na miejsce startu zawodów. Zlokalizowane ono było w Myślęcinku koło Bydgoszczy. Miejsce fantastyczne, woda, górki w jednym miejscu. Niewątpliwie jedna z najbardziej malowniczych lokalizacji miasteczka rowerowego. Przyjechaliśmy na tyle wcześnie, że zdążyłem przed startem przejechać z Martyną jej dystans. Dystans nie był długi a trasa była wyjątkowo łatwa. Miałem nadzieję troszeczkę poduczyć Martynkę techniki jazdy. Może się udało ale pewny nie jestem bo trasa była bardzo łatwa technicznie. Postanowiliśmy, że takie przejażdżki będziemy robić w miarę możliwości przed każdym wyścigiem.
Gwoździem programu niewątpliwie był mój start razem z Filipem z jednego sektora. Ja sektor 8 wywalczyłem na pierwszej MAZOVII w Legionowie kiedy bezpośrednio po powrocie z HARPAGANA 45 przejechałem dystans FIT. Filip natomiast wywalczył 8 sektor w swoim pierwszym starcie dzień wcześniej w Toruniu.
Filip w przeciwieństwie do mnie ustawił się w czubie sektora. Tym razem dołączyłem do niego. Pierwsze 7km prowadziło po asfaltowej drodze. Zaraz po starcie na czele naszego sektora utworzył się kilkunastu- osobowy peleton. Ja jechałem dzielnie za Filipem w środku grupy. Peletonik wyjątkowo zgodnie. Pod koniec asfaltu kolejno pochłanialiśmy końcówki siódmego sektora. Nie spodziewałem się, że Filip będzie w stanie wytrzymać, aż tak szybkie tempo. Jeszcze bardziej się zdziwiłem gdy na znaczącej górce Filip swobodnie mnie wyprzedził. Ja czułem górkę w nogach on sprawiał wrażenie jakby górki w ogóle nie było. Gdy zjechaliśmy na drogi leśne wyprzedziłem Filipa. Upatrzyłem sobie kilku zawodników i szybko jechałem za nimi (airbike, konsbud i kędzierzawy młodzian w niebieskiej koszulce). Na 11km musiałem zejść z roweru bo mały skrót kończył się rower przez, który trzeba było przeprowadzić rower. Ja straciłem w tym miejscu kilka sekund bo z przedniej zębatki zsunął mi się łańcuch i musiałem go nałożyć. Moich trzech partnerów musiałem gonić aż 2km. Ale udało się, mogłem z nimi jechać przez kolejne kilometry nawzajem się wyprzedzając. Cały czas byłem przekonany, że Filip jest za mną. Czasami nawet się oglądałem ale nie mogłem go dostrzec nawet na najdłuższej prostej.  W międzyczasie pojawiła się górka pod którą zapewne mało kto podjechał. Ja też od połowy wprowadzałem rower. Jak tylko zsiądę z roweru zawsze tracę. Tak samo było tutaj. Na  około 20km wjechaliśmy najpierw na pierwszy a kilka kilometrów dalej na drugi single truck prowadzące wzdłuż skarpy Brdy. Oba były super. Oba były stosunkowo trudne techniczne. Nie zyskałem tutaj. Powiem więcej nawet straciłem kontakt z grupą zawodników. Ostatnie kilometry przed rozjazdem FIT/MEGA to była moja pogoń. Wyprzedziłem wtedy kilku zawodników. I nagle zdziwienie. 200metrów przede mną zobaczyłem sylwetkę Filipa. Wyglądał jak człowiek stworzony do roweru. Miał pozycję kulki z wystającymi dwoma długimi nogami. Jechał bezpośrednio za zawodnikiem w czarnym stroju. Zdawałem sobie sprawę, że niedługo będzie rozjazd. Bardzo chciałem dogonić syna. Trochę po chamsku wyprzedziłem 3 zawodników. Dorwałem go dokładnie w miejscu rozjazdu. Pozdrowiłem go na tyle głośno, że mnie zobaczył. Potem okazało się, że Filip wyprzedził mnie wtedy gdy ja nakładałem łańcuch. Nie zmienia to faktu, że zostałem bardzo mile zaskoczony sposobem jazdy Filipa. Bogusia ma rację, Filip stworzony jest do jazdy rowerem. Dalej jechałem sam. Doganiałem kolejnych zawodników. Raz błędnie pojechałem na kole jakiejś zawodniczki. Zamiast ją wyprzedzić pojechałem 300m na jej kole. Niestety po 300 metrach był skręt w lewo i mały zjazd. Dziewczyna zamiast zjechać, zeszła z roweru i zaczeła go sprowadzać. A ja stałem i patrzyłem jaki głupi byłem. Straciłem koło 30 sekund. Niby nic ale zawsze coś. Po drodze dwa razy przejeżdżałem przez mostki na Brdzie. Oba mostki były drewniane  i znajdowały się dobry metr nad poziomem prowadzącej do nich drogi. Wjazd i zjazd możliwy był po dwóch szynach umieszczonych po prawej stronie mostków. Na pierwszy mostek udało mi się nawet wjechać ale już nie zjechałem. Drugi mostek pokonałem z nogi. Reszta trasy prowadziła leśnymi drogami i dróżkami. Trochę się zdziwiłem gdy na czterdziestym pierwszym czy drugim kilometrze moje MEGA połączyło się ponownie z dystansem FIT. Jeszcze bardziej się zdziwiłem, jak kilka kilometrów dalej zobaczyłem oznaczenie,  że do mety zostały tylko 2km. Przyspieszyłem jeszcze bardziej. Chyba nawet pojechałem za szybko. Trochę zabrakło mi siły na ostatnich metrach. Wyprzedziła mnie najpierw dwójka zawodników a prawie na linii mety wyprzedził mnie zawodnik w żółtej koszulce. Poznałem go, to był ten sam człowiek, z którym rozmawiałem na mecie ostatniej SKANDII. Nazywa się Dąbrowski. Dzisiaj był gorszy ode mnie bo startował z sektora 7.
Na mecie cała rodzina czekała na mnie wszyscy byli zadowoleni. Marta i Oskar otarli się o podium. Oboje zajęli 4 miejsce. Filip awansował do 6 sektora a w swojej kategorii zajął 5 miejsce na 15 zawodników. Ja też awansowałem. Na następnej MAZOVII startować będę z sektora 5.
Niestety nie udało nam się wylosować roweru a szansy były dwie, żeby nie powiedzieć, że cztery. Dwa rowery, szansa dla mnie i dla Filipa.
Pogoda była super. Miejsce fantastyczne i pierwszy raz w sezonie suma punktów zdobytych w klasyfikacji rodzinnej przekroczyła 1300.
Powrót był ciężki. W domu byliśmy pół godziny przed godziną 19.

Poznań, 7 maj 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz