wtorek, 1 lipca 2014

BIKE ORIENT, Krzeczew k.Wielunia, 28 czerwiec 2014


..... czyli jak nie wybrałem najlepszego wariantu.

zawody miały rozpocząć się o godzinie 10.oo więc spokojnie mogłem na nie wyjechać z domu w dniu zawodów z samego rana.
Dojazd nie był stosunkowo długi, cała podróż zajeła mi lekko ponad dwie godziny. Do rejestracji nie było kolejek. Miałem wystarczajacą ilość by dobrze się przygotować. Niestety w ostatniej chwili zacząłem coś majsterkować przy magnesach liczników. Efektem tego była konieczność powrotu do bazy, zaraz po starcie i wymiana magnesu licznika krótkich dystansów. Straciłem blisko 10 minut. Na trasę wyruszyłem jako ostatni. Liczba uczestników była olbrzymia, ponad 150 osób indywidualnie i w zespołach. Padać zaczęło gdzieś w połowie trasy. Niestety zabrałem kiepską kurtkę, rowerową, przemokła mi po 30 minutach. Punkty na ogół wymagały zejścia z roweru. Na przekazanych mapach było kilka "razświetleń". W sumie PK były fajnie pochowane a ich lokalizacja zgadzała się z mapą. Wszystkich PK było 20. Początkowo chciałem zdobyć wszystkie i stanowczo za długo trwałem w tym przeświadczeniu. To był mój główny błąd. Gdybym po 3 godzinach podjął decyzje o zaliczeniu tylko 16-17PK zająłbym zdecydowanie lepszą pozycję.
Drugi mój błąd to poszukiwanie PK7. Już dojazd do niego był fatalny. Dołączyłem do jakiegoś gaduły i zdałem się na jego nawigację. Nie dość, że musieliśmy przejść przez podwórko pełne małych wściekłych psów to jeszcze po dojechaniu do drogi głównej pojechaliśmy w odwrotnym kierunku. Gdy w końcu dotarliśmy do miejsca  prawdopodobnego położenia PK zobaczyliśmy tam co najmniej czterech innych rowerzystów szukających PK7. Ja szybko stwierdziłem, że nie jest możliwe, by aż tylu ludzi nie mogło znaleść lampionu. Pojechałem dalej. I to był mój kolejny błąd. Straciłem dużo czasu ale główny błąd popełniłem wcześniej.
Końcówka też byla emocjonująca. Chciałem bardzo zaliczyć trzy ostatnie PK leżące na mojej powrotnej drodze do bazy. Niestety czasu było za mało. Zaliczyłem pierwszy i po nim stwierdziłem, że na drugi zdecydowanie nie zdążę. Miałem rację ale nie myślałem, że aż tak duże problemy będę miał z punktem ostatnim. Był on oddalony okolo 300m od głównej drogi. Skręciłem dobrze. Niestety zawinałem  lekko na północ i punkt, który miał znaleść się po lewej stronie drogi wylądował po prawej. Dodatkowa ścieżka wydeptanma w trawie wprowadziła mnie na manowce. Poszedłam za daleko i gdyby nie piechur, który wskazał mi właściwą lokalizacje PK na pewno bym go nie znalazł. 10 minut przed końcem imprezy zdobyłem trzy płaskie góry i ostatni PK. Byłem pewny, że nie zdążę. Grzałem na rowerze ile mama dała. Dziwne ale udało się dotarłem jedną minutę przed końcem. Była kolejka, padał deszcz. Ja byłem bardzo zmęczony, całkowicie przemoczony ale szczęśliwy, że zmieściłem się w limicie czasu
Dodatkowo ponownie zaczął padać deszcz. Poszedłem do samochodu. Odpocząłem. Zadzwoniłem do Bogusi, przebrałem się, spakowałem rower i poszedłem coś zjeść. I tutaj spotkała mnie nie miła niespodzianka. Okropna kolejka po talerzyk zupy z kawałkami kiełbasy. Największy minus tego w sumie fajnego rajdu.
Powrót do domu miałem fatalny. Niestety posłuchałem mojego GPS a on prowadzi po drogach nawet jeszcze nie wybudowanych. Błądziłem koło Łodzi. Jechałem popnad godzinę dłużej. W domu byłem koło godziny 22.oo.
Muszę napisać o jeszcze jednym fajnym uczuciu jakiego doznałem podczas tych zawodów. Stało się to na piaszczystej, ciężkiej  drodze  gdy wyprzedzałem bez trudu trzech młodych rowerzystów. Po prostu byłem od nich lepszy.
Ogólnie zaliczyłem 14PK i zajłem jedno z pierwszych miejsc w czwartej dziesiątce.


korekta: 6 październik 2014