niedziela, 4 października 2015

Finał Mazovii 2015 .......

................   czyli kto wygrał.

Pogoda w niedziele była piękna, prawdziwa polska jesień, temperatura ponad 20 stopni i piękne słońce. Z domu wyjechaliśmy stosunkowo późno, bo w połowie nocy zaczął dzwonić budzik a ja nie potrafiłem go wyłączyć. Początkowo chciałem przyjechać wcześnie bo chciałem z maluchami przed startem przejechać ich trasę. Nie udało się ale może o dobrze bo trasa była stosunkowo długa.
Na miejsce przyjechaliśmy już po wpół do dziesiątej. Czasu nie mieliśmy za dużo, Oskar ledwo co zdążył ustawić się w trzecim szeregu. Dla Oskara było to ważne bo walczył o podium. Był na drugiej pozycji ale dwóch zawodników mogło go jeszcze wyprzedzić, jednemu wystarczyło wystartować, drugi musiał wygrać i liczyć, że Oskar straci więcej niż 7,5%. Na jego zmartwienie 7,5%  to strasznie dużo a dokładniej przy długości trwania wyścigu 20 minut to jest dokładnie 1,5 minuty. Oskar wiedział wszystko, dla większej pewności dostał mój rower i ruszył. Już na początku stracił dużo a jego rywal rwał do przodu jak rakieta. Ja czekałem na mecie. Najpierw przyjechał grupa z rywalem Oskara ale zaraz potem przyjechał Oskar. Stracił tylko 30 sekund i w klasyfikacji generalnej uplasował się na 3 pozycji.
Martynka też jechała z mamusią. Ponoć dała z siebie wszystko ale niestety nie pojechała rewelacyjnie co spowodowało, że nie udało nam się wyprzedzić w klasyfikacji rodzinnej Wacławków a szkoda bo można było. W sumie zajeliśmy ósme miejsce w klasyfikacji rodzinej.
Filip jeździ coraz lepiej aż szkoda, że koniec sezonu. Staruje z 3 sektora a dzisij osiągnął wynik na poziomie sektora 2. W klasyfikacji generalnej już tak rewelacyjnie nie jest ale może dlatego, że jest najmłodszy w swojej kategorii. Za rok powinno być lepiej.
Ja musiałem przejechać MEGĘ, do startu zaliczyłem zaledwie 7 MEG. Musiałem zaliczyć jeszcze jedną do klasyfikacji generalnej. Wystartowałem z siódmego sektora, z samego końca. Przed startem miałem bardzo mało czasu a dodatkowo 20 minut przed startem Bogusia zauważyła, że w przednim kole nie ma powietrza. Oskar, jak on to robi, trzy razy dostał rower, dwa razy przebił dętkę. Zdążyłem szczęśliwie ale na początku byłem ostatni. Wyprzedziłem kilku zawodników na początku. Potem już jechałem za, za kimś. Czułem się całkiem dobrze ale może dlatego, że początek był stosunkowo łatwy. Zgodnie z tym co powiedział Zamana ściganie rozpoczyna się od rozjazdu. Najpierw kawałek, który pamiętałem z jazdy 12 godzinnej. Dużo piachu. Potem wjechaliśmy na Wieliszewską trasę MTB. Ciekawy odcinek, początek fajny ale po pewnym czasie zrobiło mi się  ciężko. Kryzys mój zaczął się koło 35 kilometra. Nie dotrzymałem koła mojej grupie. A grupa była ciekawa. Prowadził ją niski grubasek. Jak ich doszedłem nie myślałem, że nie wytrzymam ale stało się to, nie wytrzymałem końcówki podjazdów. Do końca jechałem już sam. Walczyłem ze swoimi słabościami. Nogi wytrzymywały ale kłopoty miałem z plecami. Bolały mnie ale mnie ale dawałem radę  tym bardziej, że końcówka była już łatwa. Pomimo braku sił na stadionie dałem z siebie wszystko. Nie dogoniłem zawodnika przede mną ale strasznie się zmęczyłem. Na mecie byłem bardzo zmęczony. Rodzina na mnie nie czekała, może odbierali nagrody. Potem już było fajnie. Przebrałem się, obejrzałem kilka dekoracji w tym Filipa, odebraliśmy puchar za 8 miejsce w klasyfikacji generalnej, kubełek w KFC, Zapustna i lekko po 19 byliśmy w domu.
Szkoda, że sezon 2015 się już skończył. Za tydzień co prawda jest Kazimierz ale to jest daleko i nie liczy się do klasyfikacji.

Warszawa, 4 październik 2015