sobota, 29 września 2012

Jasienica, 29 września 2012, poland Bike

...  czyli to chyba już koniec sezonu.




Jasienica, mała miejscowość pod Ostrowią Mazowiecką
 PolandBike więc na zawody jadę sam. Wstałem o godzinie 7. Oprócz standardowych rzeczy musiałem ponownie wymieniłem siodełko w rowerze. Padłem ofiarą reklamy FIZYKSa i obniżce cen w jednym ze sklepów rowerowych. Kupiłem siodełko, które miało idealnie pasować do mnie i mojej pozycji na rowerze. Założyłem je na wyścig w Rawie Mazowieckiej. Całkowita porażka, od tego wyścigu zacząłem doceniać jakość siodełka mojego Speca. Dupa mnie boli do dzisiaj. Założyłem 2 pary majtek rowerowych by było lżej na zawodach.
Wydawało mi się, że miałem wystarczającą ilość czasu by wszystko zapakować a okazało się, że zapomniałem o pulsomierza. Mała strata ale w Jasienicy przykro było.

Zakończyłem pierwszy etap, przygotowałem rower do startu

Na miejsce dojechałem półtorej godziny przed startem i to jest właściwa ilość czasu na przygotowanie do startu gdy jestem sam i nie muszę się rejestrować. Przez pierwsze 30 minut przygotowywałem rower do startu. Pogoda była piękna tylko wiał mocny wiatr, który dał mi trochę w skórę podczas wyścigu. Start punktualnie o godzinie 12. Byłem już dobrze rozgrzany gdy ruszyłem. Od razu na starcie kraksa, którą spowodował źle ustawiony start a dokładnie lejek przed elektronicznym pomiarem czasu. Ktoś klął, ktoś schodził na bok, mnie udało się szczęśliwie przekroczyć linie startu bez strat. Na początek kilka kilometrów asfaltu. Nie lubię tego, ledwo co utrzymałem się ogona peletonu mojego sektora, zaledwie kilka osób było za mną. Jechało mi się ciężko, może nie tak ciężko jak w Płocku ale trochę podobnie tylko tym razem mijało mnie znacznie mniej osób. Prawie za każdym razem udawało mi się doczepiać do mijających mnie pociągów (3 lub 4) i przejechać z nim kilka kilometrów. Niestety słabłem. Długo też jechałem sam chociaż nie była to samotność zupełna bo zawsze sylwetka jakiegoś zawodnik migała mi z przodu. W końcówce wyprzedziłem 3 słabnących zawodników, z normalnymi dzisiaj niestety nie mogłem powalczyć. Trasa taka sobie nic szczególnego. Pojechałem kiepsko, 37 minut straty do zwycięzcy, 122 miejsce na 144 zawodników. Stać mnie na więcej jutro pokaże to w Łasku.

Na trasie

Po dojechaniu do mety dowiedziałem się od Filipa, że Bogusia jedzie do szpitala (miała wizytę u neurologa ), przeszedł mnie dreszcz, spakowałem się szybko i natychmiast wróciłem do Warszawy. Po drodze okazało się, że z Bogusią wszystko jest OK i to jest najważniejsze.

+ pogoda
- lejek na starcie
- moje samopoczucie
- trasa po prostu mi się nie podobała

niedziela, 23 września 2012

Rawa Mazowiecka, 23 września 2012, Mazovia

... czyli fajnie chociaż nie rewelacyjnie.


Tak naprawdę to jestem już po wyścigu, zaraz wracamy
W zasadzie nie poczyniłem żadnych przygotowań do tego maratonu za wyjątkiem: kupienia nowego kasku (GIRO ATHLON, 240PLN), zamontowania nowego siodełka i przetestowania nowych rękawiczek. Sam się nie spodziewałem, że zmian będzie aż tak dużo, ale zacznijmy od początku.
Rawa Mazowiecka leży stosunkowo blisko od Warszawy, 60 minut w samochodzie i pomimo przebudowy katowickiej nie uległo to zmianie. Pobudka to ciężka chwila dla wszystkich. Dzisiaj wstaliśmy po godzinie 7. Wbrew pozorom nie było za dużo problemów. Zjadłem jajecznicę na boczku, którą zrobiła żona, spakowałem resztę swoich i nie tylko swoich zabawek, wyciągnąłem 4 rowery z komórki, zamontowałem je na samochód i 0 8:30 ruszyliśmy wszyscy w trasę. Bogusia dodatkowo zabrała książkę do nauki chemii. Pytacie po co? Bogusia dzielnie uczyła Filipa chemii kiedy jechaliśmy do i jak wracaliśmy z Rawy. Ciekawe czy zrealizuje swój plan i wbrew Filipowi nauczy go chemii, przedmiotu, który jest tak mało logiczny a nie jest to tylko moja opinia. Pożyjemy zobaczymy. Czyli w samochodzie jechało chemią, nawet ja  przypomniałem sobie tablice Mendeljewa, poznałem właściwości fizyczne i chemiczne materiałów, może ta chemia nie jest taka nudna. W RM byliśmy o godzinie 9:30. Wydaje się, że dużo czasu ale nie dla nas. Bogusię bolała głowa a żeby było weselej to Filip z Martyną zaczęli zachowywać się fatalnie i dopiero moje kary rozładowały atmosferę. W sumie przygotowania do startu przebiegały delikatnie pisząc w nerwowej atmosferze. 30 minut przed godziną 11 rozpocząłem rozgrzewkę. Po ostatniej Mazovii dzisiaj nie miałem żadnych planów dopiero gdy wszedłem do sektora stwierdziłem, że trzeba go zmienić i to było moim jedynym celem.
W końcu na mecie
3 minuty przed startem włączyłem kamerę HERO 2 i bardzo się zdziwiłem, że źle załadowałem baterie bo były tylko 2 z trzech kresek na akranie, czułem, że znowu filmu do końca trasy nie starczy ale nie jestem filmowcem tylko kolażem.
Zawsze jestem strasznie zmęczony gdy dojadę
Nie byłem w najlepszej dyspozycji, nawet startując z sektora 7 po 15 minutach poczułem zmęczenie. Stosunkowo ciężko dzisiaj mijało mi się kolejnych zawodników na pocieszenie muszę powiedzieć, że mnie też nie za wielu kolaży wyprzedziło. Trasa w sumie była całkiem fajna, górek to było nawet więcej niż się spodziewałem. Sam nie za bardzo wykazywałem się inicjatywą, raczej czepiałem się kolejnych zawodników czasami samotnie goniłem kolejne grupy. Dobrze pamiętam tylko jeden moment. Przez dłuższy czas jechałem za dwójką zawodników. Na asfalcie dołączyliśmy do większej grupy. Nikt nie kwapił się do jej prowadzenia więc grupa powoli się powiększyła. Ja jechałem na końcu grupy ale tuż przed skrętem na drogę polną przesunąłem się do czuba. Ta droga polana okazała się chyba największym podjazdem na trasie. Wykorzystałem to, wyszedłem na prowadzenie i zostawiłem pozostałych zawodników z tyłu, nie wiem dlaczego nikt za mną nie pojechał. Od tego momentu jechałem sam, powoli przesuwałem się do przodu mijałem kolejne grupy i pojedynczych kolaży. Mnie wyprzedziło tylko dwóch zawodników. Ja z kolei awansowałem o kilkanaście pozycji. Zostawiłem sobie nawet  trochę siły na samotny finisz. W sumie 257 miejsce na 380 startujących, nie jest to rewelacja ale niewątpliwie progress. Swój plan minimum wykonałem  z nawiązką, awansowałem do 5 sektora.
Filip pojechał rewelacyjnie, był co prawda 4 ale stracił tylko 8 sekund do zwycięzcy, zdobył prawie 500pkt do klasyfikacji rodzinnej. Najprawdopodobniej utrzymamy się w pierwszej dziesiątce, walczymy o 9 miejsce w klasyfikacji rodzinnej.
Martyna na nowym rowerze (Franka) zawiodła. Może nie była najlepiej prowadzona przez Bogusię bo w czasie tak krótkiego wyścigu moje kobiety zdążyły pokłócić się dwa razy a Martyna nawet zastanawiała się czy dalej jechać.
Moi zwycięzcy, od lewej Oskar, Martyna i Filip
Oskar zajął 11 miejsce i w klasyfikacji generalnej spadł na pozycję 7.
Było zimno ale słonecznie.

+ awans do sektora 5 (ja)
+ 1336pkt w klasyfikacji rodzinnej, najwięcej w historii
+ test nowego kasku

- pomieszane pomarańcze, w większości nie za smaczne
- atmosfera tuż przed startem

niedziela, 16 września 2012

Dąbrowa Górnicza, 16 września 2012, Scandia

...  czyli warto było.


Ostateczną decyzje o wyjeździe do Dąbrowy Górniczej (DG) podjąłem tydzień wcześniej. Zmusił mnie do tego brak maratonów w bliższej i dalszej okolicy Warszawy. Dzisiaj muszę przyznać. że był to trochę samobójczy pomysł ale niestety wtedy do końca sezonu pozostało zaledwie 6 maratonów (7 z DG) i słusznie uznałem , że kazdy termin powinienem uszanować.
Zaplecze SCANDII w cieniu katedry
Jak planowałem do DG pojechałem sam.   Wstałem lekko po godzinie 5. Spakowany byłem już wcześniej. Przed godziną 6 byłem już w samochodzie i pomimo przebudowy trasy Katowickiej w DG byłem już o godzinie 9.  Start i meta maratonu w centrum miasta. DG przywitała mnie wielką, tajemniczą katedrą z czerwonej cegły. Widok fantastyczny. Był to mój pierwszy start w SCANDII i muszę powiedzieć, że rozczarowałem się bardzo pozytywnie. Rejestracja przebiegła bardzo sprawnie i widać w niej było pełen profesjonalizm. Pierwszy raz zobaczyłem imprezę rowerową gdzie rząd kibelków czekał na klienta a nie jak zwykle kolejka zawodników czeka na wolny kibel. Na posiłek dostałem profesjonalny plastykowy żeton.
Trener i siatkarka DG podczas prezentacji
Przed startem maratonu odbyła się prezentacja siatkarek z Dąbrowy Górniczej, oczywiście na rowerach. Niewątpliwie z taką obsadą w tym roku będą walczyć o medal mistrzostw polski.
Przed startem miałem przyjemność porozmawiać z prawdziwym Ślązakiem, sąsiadem na parkingu. Jest on dokładnie w przeciwnej sytuacji niż ja. Jego syn pasjonuje się wyścigami, on w ogóle nie jeździ. Ciekawe czy udało mi sie namówić go w kolejnych wyścigach.
Wystartowałem o godzinie 11:30. Byłem w 6 sektorze, mój dystans wystartował także z sektora 5. Na początek była asfaltowa rozbiegówka prawie 10km. Potm 15 km w terenie ale po płaskim. Jechało mi się dobrze, wolno przebijałem się do przodu. Od 12km rozpczeli wymijać mnie szarpagany z MINI. Całe MINI wystartowało 1 minutę za mną. Do rozjazdu było strasznie gęsto. Prawdziwe ściganie rozpoczęło  się właśnie od rozjazdu. Na początku załapałem się na przyczepkę do zawodnika nr 531. Fajnie się z nim jechało, wyprzedziliśmy kilkunastu zawodników aż w końcu na kolejnym podjeździe puściłem koło. A góry były ciekawe zapowiadane było 350m przewyższeń a było dwa razy więcej. Na ogół podjazdy były długie i męczące.  Dwa z nich pokonywałem z nogi. Pozostałe podjeżdżałem. Nie szło mi to najgorzej, powiedziałbym nawet, że podjazdy pokonywałem wyjątkowo sprawnie. Zjazdy były szalone, jeden wyjątkowo niebezpieczny a reszta fantastyczne. Nie mogłem tylko zrozumieć dlaczego 350m podjazdów trwa tak długo. Od pewnego momentu myślałem, że każdy kolejny podjazd to już ostatni. Niestety potem był następny, a po następnym następny i następny. Skończyły się na 57km. Na jednym z ostatnich podjazdów zacząłem mieć problemy z kamerą, źle zamocowana zaczęła się osuwać i blokować koło. Zatrzymała mnie to 2-3 razy. Żeby było weselej to pomimo pełnego naładowania przed metą dostrzegłem, że kamera jednak nie nagrywa. Całe szczęście, żę nie nagrała się jedynie sama końcówka, która nie była najciekawsza. Szkoda tylko, że przez kiepskie zamocowanie obraz z kamery jest stosunkowo kiepski. Muszę nad tym jeszcze popracować. Wracając do wyścigu. Osłabłem na 60km. Dziwne, wydawało mi się że nogami mogę kręcić ale jakoś nie miałem siły wszędzie indziej. Nawet zastanawiałem się dlaczego tak jest i doszedłem do wniosku, że powodem było ogólne zmęczenie. Bolał mnie kark i plecy, ogólnie czułem się wyczerpany. Na ostatnim 17km płaskim głównie asfaltowym odcinku wyprzedziło mnie kilkunastu zawodników. Nie miałem chęci za nimi podążać. Ale ogólnie było nie najgorzej. Zająłem 140 miejsce na 215 startujących z czasem niemal 3 godziny 35 minut. Nigdy tak długo nie siedziałem na rowerze odliczając feralną Bydgoszcz. Chyba tego rekordu już nie pobiję  w tym sezonie.
Ja, pełen optymizmu jeszcze przed startem
Dzisiejszy maraton był bardzo męczący. W trakcie tego maratonu moja lewa noga kilkakrotnie była łapana przez skurcze. Dziwne pierwszy skurcz łydki złapałem na zjeździe, gdy wysunąłem lewą nogę by nie zjechać z drogi. Do tej pory skurcz kojarzył mi się z nadmiernym wysiłkiem. Dzisiejszy dzień to zweryfikował. Drugi skurcz ale już łydy złapał mnie gdy przenosiłem rower przez tory. Myślałem, że bez przerwania jazdy tego bólu nie pokonam ale udało się. Ostatni raz spotkałem się ze skurczem na mecie, był taki wredny, że ledwo co zlazłem z roweru.
Na mecie byłem bardzo zmęczony. Za plastykowy żeton wybrałem pyszną karkówkę, do wyboru było jeszcze kilka innych dań. Naprawdę pełna profeska. Ale ja i tak ze zmęczenia byłem pół przytomny, przeszło mi to dopiero po godzinie jazdy i wypiciu kawy z termosu.
W sumie impreza bardzo udana. Bilans wyjazdu: w samochodzie 6,5 godziny na trasie 3,5 godziny, przygotowywanie się do startu 2 godziny, odpoczynek i pakowanie 1,5 godziny, czyli następna wspaniała niedziela.

+ SCANDIA organizacja
+ kibicujące stojący i klaskający na trasie
+ trasa chociaż duzo bardziej górzysta niż wynikało z informacji przed startem
+ pogoda
- przejścia z kamerą na trasie maratonu i kiepska jakość nagrania

niedziela, 9 września 2012

Ciechanów, 9 wrzesień 2012, Mazovia 13

... czyli a miało być tak wspaniale.

Po ostatnim maratonowym blamażu w Płocku postanowiłem znacznie bardziej przyłożyć się do kolejnego startu tym bardziej, że byłem przekonany, że profil trasy powinna mi odpowiadać. No i nawet pasowała, ale od początku.
Dzień wcześniej miałem lekki trening (Legia mega 33km). Trening wyszedł mi nawet nie najgorzej. Postanowiłem także wcześniej niż zwykle przyjechać na miejsce startu ale to trochę nie za bardzo mi wyszło. Miałem wstać o godzinie 6 a obudziłem się o 6:40. Mieliśmy wyjechać z domu o godzinie 7:00 a wyruszyliśmy o 7:50. Całe szczęście, że do Ciechanowa nie jest daleko. Na miejsce startu czyli do Ciechanowa przyjechaliśmy lekko po godzinie  9. Piszę "przyjechaliśmy" bo jak zawsze na MAZOVII była ze mną cała rodzina. Wszystkie moje dzieci walczą cały czas o 6 pozycję w klasyfikacji generalnej.
Przed startem Martynka nawet powiedziała, że tak samo jak w Węgrowie będzie dzisiaj walczyć o pierwsze miejsce i tym razem nie da się już wyprzedzić tuż przed linią mety. Trudno jej było wytłumaczyć, że dzisiaj walka o pierwsze miejsce może być bardzo ciężka bo to jest MAZOVIA a liczba startujących dzieci będzie dużo większa niż w Wegrowie. Na starcie Martynka ustawiła się w pierwszym rzędzie i jak obiecała ruszyła bardzo ostro. Niestety dzisiaj miała dużego pecha bo dystans hobby miał w Ciechanowie aż 13km. W połowie dystansu Martynka osłabła ale dzielnie dojechała do mety. Na mecie Martynka była 14 ale to i tak piękny rezultat, startuje z dziećmi o 2 lata od niej starszymi i chyba na najmniejszym rowerze.  W generalce Marta utrzymała 6 pozycję.
Ale powróćmy do mnie. Dzisiaj miałem czas by się spokojnie przygotować, przeprowadzić lekką rozgrzewkę i spokojnie stanąć na końcu mojego 7 sektora. Pogoda rowerowa wspaniała, temperatura koło 20stopni i fajne słoneczko. Dało się zauważyć, że frekwencja też dopisała. Moim celem było w końcu przekroczenie 300pkt i awans do 6 sektora.
Start przy zamku. Na początku kilka kilometrów asfaltu, które niestety nie rozciągneły zbytnio peletonu więc jak tylko zaczął się pierwsze trudniejsze kilometry (piach i górki) trasa zaczeła się korkować. Ale ja lubię tłok i wydaje mi się, że potrafię się w takich warunkach zachować. Chyba nigdy w życiu nie wyprzedziłem tylu zawodników. Mijałem z lewej, mijałem z prawej i mijałem po środku. Do 35km było super . Przed 35km dogoniłem znaną mi zawodniczkę z 5 sektora, niebieski strój rude włosy, pamiętam ją z PB z Tłuszcza. Wiedziałem, że Ona jak warunki nie są ciężkie to jeździ w bardzo fajnym tempie. Jechałem za nią kilka kilometrów. Odpocząłem. Kiedy ją wyprzedziłem poczułem, ze coś nie tak jest z moim tulnym kołem. Na 37 km zorientowałem się, że prawie nie mam w nim powietrza. Na początek mimo braku powietrza próbowałem jechać, nie dało się, byłem wyprzedzany przez coraz większą liczbę zawodników. Na 38km zatrzymałem się i dopompowałem powietrza ale to pomogło tylko na kolejne 2km. Na 42km zmuszony byłem się zatrzymać i wymienić dętkę. Zdopingowałem mnie do tego zawodnik, który mijając mnie rzucił "szkoda koła". Niestety nie robię tego za szybko poza tym byłem bardzo zmęczony. Napompowałem powietrze i ruszyłem. Sądzę, że całe problemy z brakiem powietrza kosztowała mnie około 20 minut. Szkoda ale trudno tak się czasami zdarza. Plus jest taki, że w Rawie znowu wystartuję z sektora 7 więc początek powinien być tak samo fajny.
Na mecie czekało mnie jeszcze jedno rozczarowanie. Jak pisałem wcześniej od 2 startów zacząłem nagrywać swoje wyścigi na kamerze GOPRO. Specjalnie dokupiłem dodatkową baterię by móc nagrywać pełen wyścig. Już na mecie się zdziwiłem, kamera była wyłączona. Zacząłem się domyślać, że coś nie jest tak z bateriami. Miałem nadzieję, że prądu zabrakło tylko na końcówkę a prawie cały wyścig będę mógł sobie zobaczyć w telewizji. Wielkie rozczarowanie przeżyłem w domu. Nagrało mi się jedynie 45 minut. 45 wspaniałych minut. Wielka szkoda, że tylko tyle. Wszystko chyba przez to, że źle naładowałem baterie przed startem. Nad tym wszystkim będę musiał popracować przed następnymi zawodami.
Chłopcy pojechali nieźle. Obaj zajeli 6 miejsca w swoich kategoriach. Ja dodatkowo za 12 start dostałem okulary a Filip za 8 bandamę. Za kupony kupiliśmy chłopakom fajne majtki z szelkami.
W sumie fajna niedziela. Niewątpliwie była by dużo fajniejsza gdyby nie dziura w kole i brak nagrania większości wyścigu.


+ super pogoda
+ super samopoczucie- moje do 35km
+ super mijanie przez pierwsze 35km
- pech z kołem
- moje niedbalstwo przed startem a potem kłopoty z kamerą (brak nagrania)
- tempo wymiany opony

sobota, 8 września 2012

Kozienice, 8 wrzesień 2012, Legia MTB

... czyli fajność trasy bardziej zależy od twojego samopoczucia niż jej wyglądu.

Wcześniej już zaplanowałem, że w ten weekend przejadę dwa maratony: Legię w sobotę i Mazovię w Niedzielę. Postanowiłem, że Legię potraktuję jako rozgrzewkę przed niedzielnym Ciechanowem. Oczywiście na Legię pojechałem sam, jutro natomiast wszyscy wybieramy się na Mazovię. Rano jak zawsze było ciężko ale o 8:36 byłem już w samochodzie. Trasa do Kozienic jest szeroka i przyjemna więc o godzinie 10 byłem na miejscu. Rejestracja i przygotowanie do maratonu zajęło mi 40 minut więc na rozgrzewkę pozostało niespełna kwadrans. Pogoda fantastyczna, słonecznie i temperatura chyba lekko poniżej 20 stopni. Czułem się świetnie. Zgłoszony byłem na MEGA, pasowało mi to nawet bo dzisiaj MEGA miała tylko 33km. W sam raz na rozgrzewkę przed jutrzejszą MAZOVIĄ. Jak zawsze na LEGII, liczba uczestników była łatwo policzalna, na dystansie MEGA wystartowało to około 25 kolaży.
Ja jak zawsze startowałem z ostatniego szeregu. Początek był zdecydowanie mój. Na pierwszych trzech kilometrach wyprzedziłem około 10 zawodników. Niestety jednocześnie straciłem kontakt z resztą. Na 4km miałem jeszcze szansę podgonić czołówkę ale niestety nie byłem w stanie utrzymać się na kole starszego zawodnika z Płońska, chociaż mnie zapraszał, wcześniej jechał trochę na moim kole. Potem dwójkami wyprzedzali "mnie" maluchy, które wystartowały 3min za mną. Za drugą dwójką nawet lekko się podciągnełem ale w końcu straciłem i ich z pola widzenia. Całe szczęście, że na horyzoncie pojawiła się 2 innych zawodników. Szybko ich doszedłem, jednego wyprzedziłem a za drugim jechałem około 3km. Niestety po trzech kilometrach chłopak nie wytrzymał i musiałem go wyprzedzić. I tak skończyło się pierwsze okrążenie. Drugie okrążenie zaczęło się też nie najgorzej. Na pierwszym piasku dogoniłem zawodnika z Płońska. Nie tylko dogoniłem ale nawet wyprzedziłem. Zapewne bym nawet  o nim szybko zapomniał ale gdy w pewnym momencie zgubiłem trasę zawodnik z Płońska mnie dogonił i przez kilka kilometrów jechaliśmy razem. Najpierw ja ciągnełem jego potem trochę on mnie. Niestety jak zaczął się lekki podjazd w trawie zgubiłem go ostatecznie. Dalej do mety jechałem sam, no niezupełnie na 25km dopadł mnie okropny skurcz lewej łydki i towarzyszył mi kilkaset metrów, całe szczęście wytrzymałem i nie musiałem się zatrzymywać. Potem minąłem jeszcze tylko kilku zawodników dystansu mini. Trasa była fajna pewnie dlatego, ze jechało mi się lekko a na mecie prawie nie byłem zmęczony. Na metę dojechałem po godzinie i 18 minutach. Niezła średnia. Zająłem 15-16 miejsce w generalce i 4 miejsce w swojej kategorii. Super, że nie byłem w trójce bo mogłem od razu pojechać na mecz Oskara.
Cały mój przejazd nagrałem, niestety kamera była trochę nierówno ustawiona i efekt nagrania nie jest tak fantastyczny jak być powinien.

+ pogoda i samopoczucie
-  mięso od makaronu, wyglądało jak rzadkie gówno w cieście i trochę tak smakowało

wtorek, 4 września 2012

Płock, 2 wrzesień 2012, Poland Bike 9

... czyli zawsze może być dużo gorzej niż się spodziewasz.

Wszystko zaczęło się całkiem dobrze. Pobudka przed 8, jajecznica, końcówka pakowania i do samochodu. Ruszyłem w trasę o godzinie 9:23 czyli 23 minuty później niż planowałem.
Pogoda piękna, dwadzieścia kilka stopni i piękne słońce. Dzisiaj cykl Poland Bike więc na maraton pojechałem sam. Oskar ma mecz, Filip z własnej woli raczej nie pojedzie a Bogusia musi odwieź Oskara na mecz.
W Płocku byłem przed godziną 11, niestety zanim znalazłem miejsce do zaparkowania minęło jeszcze kilka minut.
Na swoje nieszczęście przed wyścigiem postanowiłem wymienić tylną oponę w moim kochanym rowerze, I od tego momentu zaczęły się moje problemy. Nowa opona GEOXa nie za bardzo chciała się założyć na tylne koło, nie było Bogusi żeby pomóc. Przez pierwsze 15min męczyłem się ale całkiem spokojnie ale po 15 minutach zacząłem się mocno denerwować. Po głowie chodziły mi już myśli, że dzisiejszy dzień ograniczy się jedynie do samochodowego przejazdu na trasie Warszawa-Płocjk-Warszawa. Żeby było ciekawiej w trakcie zakładania uszkodziłem dwie dętki. Całą operację skończyłem 20 minut przed startem czyli na resztę przygotowań pozostało niewiele czasu. Oprócz standartowych przygotowań musiałem zamontować mój najnowszy nabytek czyli kamerkę GOPRO  HERO 2. Przed startem nie zdążyłem zrobić żadnego zdjęcia, pierwszy raz w historii moich startów w maratonach rowerowych, nie skorzystałem także z kibelka oraz nie zdążyłem przeprowadzić jakiejkolwiek rozgrzewki. W sektorze byłem 5 minut przed startem. Niestety był to znowu sektor 3.
Na początku próbowałem dotrzymać koła zawodnikom z końca sektora i nawet udawało mi sie do pierwszej ogromnej góry. Góra ta  wykończyła mnie kompletnie. Właśnie od tego momentu zaczęły się moje problemy. Mijali mnie kolejni zawodnicy. Nie byłem w stanie dotrzymać koła żadnemu zawodnikowi, który mnie wyprzedzał a było ich naprawdę wielu. Jeszcze nigdy w historii moich startów nie wyprzedziło mnie tak duża liczba zawodników. Może stało się to dlatego, że po raz pierwszy nagrałem na kamerę cały mój przejazd i myslałem, że fajnie bedzie pokazać mój przejazd znajonym. Obudziłem się dopiero kilka kilometrów przed metą. Wyprzedziłem kilku zawodników. Przez kilka kilometrów goniłem małą zawodniczkę, wyprzedziłem ją na ostatnim podejściu, dosłownie na podejściu, 500m przed metą wpychaliśmy rowery po schodach. Jak na koniec to tragedia, brakowało tylko kibiców, którzy by nie doceniali wysiłku zawodników. Ogólnie za wyjątkiem końcówki trasa super ale dla mnie chyba jeszcze trochę za ciężka. Widoki fantastyczne ale ja na pewno nie uznam tego maratonu za udany.


+ super pogoda
+ piękne widoki
- moja forma
- czas przed startem