sobota, 1 sierpnia 2020

IT Orient ..............

jeden z trudniejszych PK do podbicie

 ...................  czyli mój drugi udany rajd w tym roku.

IT ORIENT 5/2020
Dzierżązna k. Strykowa
1 sierpnia 2020

Jak na razie to po okresie publicznej kwarantanny rajdy organizowane są głównie w okolicach Łodzi. Wszystkie inne w zasadzie zostały odwołane. Wyjątek stanowi SZAGO.

Rajdy w okolicach Łodzi maja jedną niezaprzeczaną zaletę ( albo wadę ) zajmują min tylko jeden dzień, wstaje rano a po 20oo na ogół jestem już w domu.

Tak samo było z rajdem IT Oreint. Tym razem w związku z wurusem nie było stałej godziny startu. Zawodnicy startowali co 14 minut i jedym ograniczeniem była godzina 20oo kiedy to rajd się kończył i wszyscy powinni być w bazie. Z tegoż powodu a także z faktu, że do bazy rajdu miałem zaledwie jedną godzinę jazdy samochodem w sobotę rano nie musiałem wcześniej wstawać. Przygotowałem się w piątek wieczorem dlatego też w sobote nie musiałem za wcześnie wstawać. Z domu wyjechałem po godzinie 8.3o. Coś mi się popieprzyło na google map. Jakimś dziwnym zbiegim okoliczności nie miałem na GPSie zaznaczonej bazy rajdu dlatego też jej znalezienie było moim pierwszym PK. Trochę błądziłem bo w Strykowie za wcześnie skręciłem w lewo ale po jednej cofce wjechałem na właściwą drogę i dalej poszło bez problemu. Lokalizacja bazy była bardzo ciekawa, wiele atrakcji wokół starego dworku. Bez problemu się zapisałem, przygotowałem rower i ruszyłem na linię startu. W zasadzie nie czekałem, załapałem się na start na godzinę 10.15. Dostałem dwie mapy, jedna w kompasu w skali 1:50 000 i mapę odcinka specjalnego. Jak zawsze długo sie nie zastanawiałem. Jako jeden z pierwszych ruszyłem do z góry upatrzonego PK. Ale jak często mi się zdarza, zaczeło się kiepsko. Już na początku kluczyłem. Zawsze mam problemy na początku. Tym razem objechałem cały teren dwóru zanim znalazłem właściwą bramę wyjazdową. Dalej poszło juz gładko. 

Pierwszy PK znalazłem trochę przy pomocy piechurów, to oni wskazali mi końcówkę, mnie wydawało się, że muszę skręcić do strumyka troszeczke wczesniej. Potem zrobiłem jeden z wiekszych "błędów" tego rajdu, zamiast cofnąć się i prostą drogą pojechac na następny PK to stwierdziłem że drugi raz po łatwej łące nie będę jechac i pojadę polnymi drogami. Niestety po 100m nie dość, że pod górę to droga stała się strasznie piaszczysta, super do jazdy ale tylko dla konia i to tylko wierzchem. Droga w którą miałem skręcić okazała się jeszcze bardziej zapiaszczona. Pojechałem całkowicie na około. Dużo straciłem ale szczęśliwie za bardzo nie błądziłem. Dopiero odszukanie PK w lesie zajeło mi kilkadziesiąt sekund. Całe szczęście, że nie sam szukałem. 

Dalej poszło już łatwo. Bez problemu zaliczałem kolejne PK. Było gorąco, okolica była nadzwyczaj ciekawa. Drogami asfaltowymi przemieszczałem się w kolejne na ogół zalesione ciekawe miejsca w których skryte były kolejne PK. Trochę zbłądziłem przy "ogrodzeniu cmentarza ewangielickiego. Na mapie wydawało się, że dojazd od strony drogi asfaltowej jest raczej niemozliwy. Pojechałem na około, cięzką piaskową drogą a potem prowadziłem rower przez las. Ogrodzenie zanlazłem ale zdecydowanie straciłem kilkanaście minut bo dojazd od strony asfaltowej szosy był stosunkowo prosty. Szczęśliwie przejechałem koło polnej dtogi która miałem jechac na północ. Droga była kompletnie nie przejezdna więc do następnego PK pojechałem asfaltami, przy okazji zmieniłem kolejność zaliczania. 

W kolejnym lesie trochę pobładziłem. Zorientowałem się dopiero jak wyjechałem z lasu. Za wcześnie skręciłem na połudznie. Zorientowałem się późno. Zrobiłem sobie w sumie 2km ekstra. Na zgubionym PK spotkałem kilku zawodników. Nie pomogli mi w ogóle bo albo jechali w innym kierunku albo jechali za szybko. Ja jechałem troche na azymut. Miałem jeden cel, mapke z odcinmkiem specjalnym na którym do zaliczenia były dwa PK. Jechałem na czuja. Nie byłem pewny gdzie jestem. Kilka razy sprawdzałem likalizację. Miałem problemy z przejsciem z jednej mapy na drugą. Przy pierwszym PK troche błądziłem, minałem go i na wydmach na piechotę zrobiłem niezłą pętelkę. Tedwo, ale PK znalazłem. Trochę spanikowałem jak wracjąc z Pk do roweru okazało sie poszedłem w całkowicie złym kierunku. Wróciłem do PK i od niego z kompasem skoerowałem się na zachód. Szukana droga była stosunkowo blisko. Dalej było prosto. Przed następnym PK spotkałem najstarszego uzytkownika. Podzieliliśmy się wiedzą o naszych ostatnio zaliczonych PK. Mam nadzieję, że przydało mu się to co mu powiedziałem.

Cały czas było gorąco. Byłem coraz bardziej zmeczony ale bez większych problemów znajdowałem kolejne PK. Tak dotarłem do bufetu. Zlokalizowany on był w fajnym miejscu. Stadnina z restauracją i hotelem. Wypiłem litr wody. Zabrałem batonik i ruszyłem w dalsza trasę. Za bardzo nie wypoczełem, jechało mi się ciężko a słońce grzało jak przez cały dzień. Pewnie właśnie przez zmęczenie miałem problemy z kolejnym PK. Coś xle odmierzyłem i musiałem się cofnąć. Ale prawdziwa tragedia rozegrała się na następnym PK. Bez większych problemów dotarłem do miejsca gdzie miał być zlokalizowany PK. Strumyk był ale na nim nie było kładki. Chodziłem w jedną i drugą stronę ale nic. Na koniec bardziej dokładnie przyjrzeć się drzewu leżącemu w poprzek strumyka. Były tam ślady wielu osób ale nie było PK. Ledwo przeszedłem na drugą stronę, byłem pewny, że tam będzie szukany PK. Niestety bardzo się ździwiłem, bo tam też nie było szukanego PK. Zrobiłem zdjecie, przejrzę je dokładnie czy nie znajde na nim PK, którego nie znalazłem na rajdzie. Rzadko mi się to zdarza, straciłem ponad 30 minut. Byłem zły, byłem zły bardzo. Miałem nadzieję, że może ktoś zwinął ten PK ale gdy to zgłosiłem na macie organizator niestety tego nie potwierdził.

Pojechałem dalej, bardzo chciałem jakoś się zrehabilitować. Chciałem bardzo zaliczyć trzy kolejne PK. Na pierwszym trochę błądziłem, zaparkowałem przy rowie i z nie wiadomych powodów poszedłem dalej, musiałem wrócić i 30m od roweru znalazłem pierwszyz trzech ostatnich PK. Pozostały ostatnie 2 PK do zaliczenia. Przy przedostatnim PK władowałem się komus na podwórko, właściciel mi wytłumaczył że nie tędy droga i wskazał własciwy kierunek. Byłem zły, myślałem nawet że gość buja ale okazało się, że powiedział prawdę i szczęśliwie dotarłem do PK. Z ostatnim juz tak łatwo nie było. Opis mówił że jest to mostek na rzeczce zlokalizpowany blisko zabudowań około 250m od głownej drogi. Wyawało się, że nie bedzie problemów ale niestety tak nie było. Pierwszym problemem było dotarcie do rzeczki, gdy z kłopotami do niej dotarłem mostku nie było tylko ogrodzone tereny prywatne. Już chciałem się poddać gdy spotkałem drugiego poszukiwacza. Razem było raźniej. Ruszyliśmy w głób terenów prywatnych. Szczęśliwie spotkaliśmy przyjaznych ludzi, którzy wskazali nam lokalizacje PK i pozwolili przez przez swoje podwórko na którym palili ognisko. Zajebiste miejsce. 

Po zaliczeniu mijego ostatniego PK skierowałem się w kierunku bazy. Nie było za daleko. Dotarłem do mety 10 minut przed zamknięciem mojego czasu. Byłem zmęczony ale zadowolony tym bardziej, że niespodziewanie dostałem posiłek, żurek z kiełbasą był super dobry. Szkoda tylko, że nie miałem większej kwoty pieniędzy bo za 25PLN można było kupic lokalny alkohol. Do domu wróciłem wcześnie bo około godziny 20.oo.

Planem minimum było zakwalifikowanie sie do klasyfikacji dystansu GIGA. Udało mi się to. Zająłem 24 miejsce na 47 sklasyfikowanych. Niestety wyprzedziły mnie 3 kobiety.

Obywatelska, 8 sierpnia 2020 

PS  Pierwszym udanym rajdem w tym roku był mój pierwszy rajd "Rajd Liczyrzepy".

sobota, 18 lipca 2020

Orient Akcja ........

........   czyli starość nie radość.


ORIENT AKCJA 4/2020
Łobudzice, Przy Patykach
18 lipca 2020

Ten rok jest nietypowy przez tego cholernego wirusa. Większość rajdów zostało odwołanych. Staram sie startować we wszystkim co jest mozliwe. Z jednego musiałem zrezygnoować przez pracę.
W tym rajdzie zrobiłem kilka błędów które nie powinny sie zdarzyć.
Zaczeło się od rejestracji na rajd. Do piątkowego wieczoru byłem przekonany, że sie zarejestrowałem i wystarczy się tylko spakować i na rajd. W piąek przed wyjazdem z nudów sprawdziłem liste osób zarejestrowanych i tu niespodzianka. Przegladałem listę kilka razy i wielce sie zdziwiłem bo mnie na liście startowej po prostu nie było. Dla pewności sprawdziłem przelewy ale rajdu też nie opłaciłem. Napisałem maila to organizatora, szczęśliwie szybko odpowiedział i spokojnie mogłem przy
gotowywać sie do startu. Przygotowywać to może za wielkie słowo, wyciągnałem plecali i włożyłem wszystko co mi jest potrzebne. Dodatkowo podładowałem kilka gadżetów i byłem gotowy. Bogusia zrobiła izotonik i kilka nkanapek. Miejscem rajdu były okolice Łodzi, więc nie musiałem martwic się o nocleg, wstałem o szóstej rano i o 6:30 wyjechałem z domu.
Na miejscu byłem przed godziną ósmą trzydzieści. Zarejestrowałem sie z numerem 3. Miałem duzo czasu na przygotowanie roweru. Było strasznie gorąco, łudziłem że się ochłodzi bo w prognozie pogody było zachmurzenie i opady deszczu. Nic z tego, od początku do końca rajdu grzało jak cholera. Taka pogoda najszybciej mnie wykończa.
Już przed rajdem organizatoer zapowiedział, że mapy będą w skali 1:60 000. Wredna skala. Nie przygotowywałem sie do niej. dlatego też, na początku rajdu zastanawiałem się co znaczy 1cm na mapie, i co znaczy na mapie przejechanie 1km. Wyda sie to być łatwe jak konstrukcja cepa ale tylko sie tak wydaje a kazdy błąd to strata wielu minut.
Po rozdaniu map na trasę wyjechałem jako jeden z pierwszych jak nie najpierwszy. Koniecznie chciałem zaliczyć wszystkie punkty w najblizszej okolicy. Ruszyłem na północ. Barzo szybko przegoniło mnie kilku szybszych zawodników. Spokojnie kogłem podążać za nimi. Pierwszy PK był nieźle schowany w lesie. Całe szczęście że zawodników było tak dużo, że szybko udało sie go odszukać, ja niestety najpierw szukałem a potem patrzyłem na mapę w efekcie czego byłem daleko od PK. Bez większej historii zaliczyłem kilka następnych PK. Zbłądziłem poważnie na czwartym PK. PK był bardzo prosty. Wybrałem optymalny dojazd drogami asfaltowymi, wymierzyłem odległości. Tylko upał mógł mnie wytłumaczyć. Błąd był prosty. Punkt był przy drodze asfaltowej. Ja zapomniałem o jednym zakręcie a że okolica była podobna to dziwiłem się czemu inny zawodnicy się nie zatrzynuja tylko mijaja miejsce w którym moim zdaniem jest PK. Nie wiem ile czasu straciłem ( 20 minut ) ale nie było to 5 minut.

Ale nie był to mój najwiekszy błąd na trasie. Największy błąd był dopiero przede mną. PK5 był opisany standardowo "brzeg strumienia". Jak dojechałem na miejsce wiedziałem, że jest źle ale źle dopiero byc miało. Przy PK spotkałem najstardzego uczestnika rajdu. Droga do PK była zablokowana posiadłościami. Wystarczyło odmierzyć odległość i we właściwym miejscu skierować sie na północ ale ja liczyłem na drogę. Drogi nie było. Skręciłem za późno i razem z najstarszym uczestnikiem zacząłem krążyć. Krążyłem i krążyłem najpierw z rowerem a potem bez niego. Niestety krążyłem w złym miejscu. Pojechałem ździebko za daleko. Dopiero gdy wróciłem znalazłem właściwe miejsce gdzie należalo skręcić na północ a potem należało znaleźć juz tylko środkową odnogę strumienia i punkt znaleziony. Straciłem 50 minut.

Tylko przy koleinych PK spotykałem innych uczestników rajdu ale prawie wszystkie PK odszukiwałem sam. Ustawiłem sobie PK na powrót, tak by wracając miec jeszcze cos do zaliczania. Niestety byłem bardzo zmęczony i do jednego PK juz nie pojechałem, zmęczenie, brak woli walki bo czasu miałem wystarczająco dużo.
Byłem już zmęczony bardzo. Jechało mi się ciężko, a słońce wciąż grzało i grzało. Przede mna była długa, prosta, asfaltowa drog lekko wznoszaca się do góry. Wiatr oczywiście wiał prosto w twarz. Nogi wytrzymywały ale strasznie bolał mnie kark. Tak bolał, że bardzo ale to bardzo chciałem sie zatrzymać. Poprzez mijane skrzyżowania odliczałem dystans do ostatniego PK. Wiedziałem, że na nim trochę odpocznę.
Na metę przyjechałem 25 minut przed końcem czasu. Zostawiłem rower i poszedłem cos zjeść. Dostałem biały barszcz i kawałek kiełbasy.
Mój wynik był kiepski, 16/25 PK to nawet na MEGA za mało. Powinienem więcej potrenować. Następne zawody też w okolicy Łodzi za dwa tygodnie. Potrenuję troche i bedzie lepiej.
W sumie przejechałem ponad 90km. Zająłem 45 miejsce na 61 zawodników sklasyfikowanych. W zasadzie nie odpoczywałem pomimo fatalnej pogody. Rower mnie nie zawiódł ponownie, pomimo że koła dalej za dobrze powietrza nie trzymają.

Obywatelska
Andrzej Smejda
19 lipca 2020

sobota, 27 czerwca 2020

Bike Orient czyli ...........

.................  jak siły mi nie stało.

BIKE ORIENT
Miedzierza
27 czerwca 2020

Był to drugi rajd po przerwie spowodowanej prze wirus covid-19. By sprostać przepisom sanitarnym  starty poszczególnych dystansów rozdzielono w ten sposób  by jednoczesnie na linni startu nie stawaó wiecej niż 150 uczestników.  
Do bazy przyjechałem rano. Pogoda była iście letnia, gorąco jak cholera.
Zaczeło się bardzo dobrze, udało mi sie opróżnić chociaż z kibelkami było ciężko.
Chyba troszeczkę przesadziłem z ubraniem, oprócz nowych czerwonych spodenek założyłem bluzkę z długim rękawkiem. Po raz pierwszy założyłem też okularki ze szkłem powiększajacym, muszę przyznać że sie sprawdziły. Juz na początku popełniłem błąd, wybrałem złą kolejność, chyba najpierw powinienem zaliczyć 2PK a dopiero potem jedynkę ale jedynka nie była prosta więc może nie był to wcale błąd.
Potem zaliczałem PK za PK a gorąco było strasznie. Moja kondycje nie była najlepsza. Mimo tego, że mam super rowerek stacjonarny prawie w ogóle na nim nie jeździłem przed rajdem.
Zaliczyłem koło 10PK i po prostu wysiadłem. Najpierw sobie troszeczkę posiedziałem, potem zjechałem w lesie z górki by następnie przez długi czas sobie pospacerować. Mogłem tak bo w lesie byłem samotny a wariant który wybrałem nie był chyba za bardzo popularny,
Straciłem strasznie dużo czasu. Mimo wszystko jakoś doszedłem do kolejnego PK i tutaj zaczeły sie moje kolejne problemy. Warunki były ciężkie, drogi zdecydowanie nie przejezdne, a ja z kolei przecholowałem, poszedłem trochę za daleko. Wdrapałem się na górke na której nie było PK. Musiałem sie cofnąć i idąc na azymunt, znalazłem w końcu górke z PK. Przy okazji pomogłem kolegom których spotkałem gdy wracałem do roweru. Zrobiło sie chłodniej, wsiadłem na rower,  i zacząłem jechać. Po pewnych problemach droga zrobiła się miła, trzy kilometry fajnego zjazdu. Dalej też było fajnie, zaliczałem kolejne PK. Tak dojechałem do bufetu. Myślałem jeszcze o zaliczeniu przynajmnie jednego PK. Nie wiem czy by sie udało. Do bazy było stosunkowo daleko. Postanowiłem do niej jechać. Jechałem szybko, w większym towarzystwie. Szczególnie zapamietałem jedną dziewczynę, fajnie się za nią jechało. Fajność się skończyło gdy zobaczyłem ją na mecie.
Zdążyłem przed końcem, miałem jeszcze kilka minut zapasu. Na mecie było w miarę normalnie, ciepła zupka i nawet kawałek dzika można było dostać. Ja tylko zupkę zjadłem i poszedłem do samochodu. Rower sie spisał. Bardzo fajnie i bardzo klekko jechał. Musze pochwalić ten przegląd w DECATHLONIE.
W sumie rezultat nie był najlepszy. Zaliczyłem 17 z 30PK. Zajałem 56 miejsce na 77 zawodników, którzy dotarli do mety. Pociesza mnie tylko to, że mimo wszystko byłem bezpośrednio przed Sójką, który na ogół ze mną wygrywa. Bardzo kiepskie pocieszenie ale zawsze coś.


Obywatelska,  19 lipca 2020



sobota, 6 czerwca 2020

Szago .........

..................  czyli pierwszy rajd po długim okresie zarazy.


SZAGO 2/2020
Błędno
6 czerwca 2020

Był to pierwszy rajd po okresie zarazy. Gratulacje dla organizatora, że się podjął jako pierwszy organizacji takiej imprezy. Zawody były trochę nietypowe. Bazą był parking leśny, nie było posiłku po przyjeździe a zawodnicy startowali co godzinę grupami. Dodatkowo karty na których kredką zapisywało się zaliczenie PK wraz ze śladem GPS trzeba było po przybyciu do domu przesłać do organizatora.
Pogoda była fajna, szczegółów już nie pamiętam ale na pewno nie było gorąco. Wystartowałem w trzeciej ostatniej grupie zawodników o godzinie 10.oo. W Szago obowiązuje zasada, że czym dalej PK oddalony od bazy tym większa punktacja za niego. Nauczony doświadczeniem od razu skierowałem się do punktów najbardziej oddalonych od bazy. Po drodze zaliczyłem jeden PK o najniższej wartości. Był to mój pierwszy PK po długiej covidowej przerwie. Nie był wcale łatwy i gdyby nie ślady innych zawodników miałbym problemy z jego znalezieniem.
Potem w zasadzie bez żadnych przygód zaliczałem kolejne PK. Raz musiałem przekonać jedna rzeczkę w bród bo moje przewidywania się nie sprawdziły co do istniejącej drogi.
W pewnym momencie prawie, że się poddałem. Minąłem jeden wysoko punktowany PK i skierowałem się na metę. Początkowo planowałem zaliczyć tylko PK leżące bezpośrednio na drodze powrotnej. Nie wiem czy dlatego, że zrobiło się chłodniej czy tez z innego powodu poczułem się lepiej i postanowiłem skręcić i zaliczyć dwa dodatkowe PK. Jeden z nich zlokalizowany był w miejscu w którym już wcześniej kiedyś błądziłem. Niestety teraz to się powtórzyło. Przez moją nieostrożność skręciłem w złą drogę, a że kierunki się troszeczkę zgadzały brnąłem i brnąłem. Jak się zorientowałem to okazało się, że jestem w czarnej dupie. Długo zajęło mi ustalenie właściwej pozycji. Potem musiałem jeszcze znaleźć PK. Udało się ale straciłem tak dużo czasu, że zrezygnowałem już z zaliczenie drugiego PK. Gdybym był bardziej ambitny to przynajmniej powinienem spróbować.
W sumie rajd był bardzo udany. Nie spodziewałem się, że będę w stanie osiem godzin bez przerwy non stop jechać na rowerze. Dziwne ale jakoś się udało. Miałem chwilę słabości ale tym razem ją przetrwałem.
Miejsca wysokiego nie zająłem, zaledwie 47/63 ale sam z siebie byłem zadowolony. Udało mi się przejechać ponad 80km a rower spisał się bez zarzutu chociaż problem z powietrzem w kołach wydawał się być nie rozwiązany.


Obywatelska
19 lipca 2020

sobota, 7 marca 2020

Rajd Liczyrzepy .................

.................. czyli mój pierszy rad nie tylko rowerowy w tym roku.

Rajd Liczyrzepy 1/2020
Oborniki Śląskie
7 marca 2020

Nie wiem od czego zacząć. Aktualnie mamy czas korona wirusa. Jak wyjeżdżałem na rajd w Polsce były cztery przypadki, po przyjeździe było już sześć a jak zaczyna pisać to słyszę o ośmiu.
Przez chwile nawet i ja się zastaniwiałem czy prze tego cholernego wirusa nie powinienem przypadkiem zmienić swoich planów, nie z obawy względu o obawy raczej ze względu na politykę rodzinną. Już od kilku dni zastawiam się nad wprowadzeniem w rodzinie pewnych ograniczeń ale trudno jest je wprowadzić jak jestem pierwszy który nie przestrzegam.
Bardzo lubię rajd Liczyrzepy. Pomimo kiepskiego terminu, w zasadzie w zimę rajd jest super. Jest tu zawsze typowy raoming czyli bardzo dużo PK i masz bardzo wiele opcji.
Przed rajdem trochę się przygotowałem. Odałem rower do serisu, kilka razy sprawdziłem koła bo z nimi zawsze na początku roku miałem największy problem. Przepakowałem także plecak, wymieniłem linijkę i sprawdziłem inne elementy. Już w czwartek wieczorem byłem gotowy do startu.
Bogusia jak zawsze się spisała: zrobiła dobre kanapki i zrobiła jeszcze lepszy izotonik. Śmiało mogę nawet napisać, izotonik był super. Zabrałem jego trzy litry i tylko dlatego, że było zimno i cały czas padało nie udało mi się jego w całości wypić.
Do bazy rajdu wyjechałem o godzinie 19, do przejechania miałem ponad 350km. Jechało mi się całkiem dobrze. Wysłuchałem kilku kryminalnych podkastów, porozmawiałem z Bogusią i byłem na miejscu. Nie miałem problemów z zaparkowniem samochodu. Zdążyłem jeszcze się zarejestrować. Nie było problemów ze spaniem, duża sala sportowa. Nie było tylko miejsca pod ścianą i musiałem położyć materac na środku jako pierwszy.
Przewitałem się z kilkoma znajomymi, z Grzegorzem oczywiście, był pierwszy.
Spało mi się tak sobie. Nad ranem zorientowałem się, że z materaca wyszło prawie całe powietrze. Wstałem lekko po godzinie 6, wysłałem kilka smsów do Bogusi ale ona jeszcze spała. Wszystko przebiegało zgodnie z planem lekko przed godziną 7 dotarłem do samochodu. Na dworze złośliwie padało, temperatura wynosiła koło 2 stopni Celcjusza.
Przygotowałem rower, ubrałem się mocno przeciw deszczowo. Siąpiło non stop. Start zgodnie z planem nastąpił o godzinie 8. Na starcie ponad 50 zawodników i ja. Szybko obmyśliłem sobie trasę i jako jeden z pierwszych wsiadłem na rower. Nie zagazowałem na początku bo wiedziałem, że kondycja nie jest moją najsilniejszą stroną. Wolno zaliczałem PK za PK. Nie miałem większych problemów z ich odszukiwaniem. Deszcz padał niemal nonstop. Niektóre leśne drogi były dla mnie nieprzejezdne, więc w drugiej połowie rajdu często prowadziłem rower. Na trasie spotykałem wielu znajomych i wielu nieznajomych zawodników.
Poważnie zbłądziłem na końcu. Na ostatnim PK który zaliczyłem spotkałem Pawła B.. Dowiedziałem się że planuje wracać do bazy podobną trasa co ja. Postanowiłem jechać za nim by pomógł mi zaliczyć przynajmniej najbliższy PK. On oczywicie jechał szybko, ledwo co za nim zdążałem. On się chyba leki pogubił a ja zostałem w czarnej dupie. Strasznie zmeczyła mnie jazda za Pawłem. Razem ze zmeczeniem przyszły błedy. Nie znalazłem pierwszego PK. Potem wybrałem złą droge powrotną, spokojnie mogłem zrobić 200 punktów wiecej.
W sumie zająłem 28 spośród 54 startujących zawodników (mężczyzn tylko). Jak żadko kiedy wyprzedziłem małożeństwo Czarnych. Pomysleć, że gdybym nie zbłądził w końcówce to mało co nie zmiesciłbym się w pierwszej dwudziestce. Szkoda ale właśnie nad końcówkami muszę popracować najbardziej.