niedziela, 19 maja 2013

Mazovia, Piaseczno .......................

...   czyli po płaskim też się można zmęczyć.

To był mój luzacki weekend. Tylko jeden start,  żadnych treningów.
Mazovia jest naszą rodzinną imprezą, więc w niedzielę do Piaseczna pojechaliśmy wszyscy. Szczęśliwie się ułożyło, że obaj chłopcy mieli swoje mecze ligowe w sobotę.
Przygotowania przebiegały bez przygód. O godzinie 8 wyjechaliśmy do Piaseczne. Chcieliśmy być wcześniej by przed startem przejechać z Martynką HOBBY. Udało się, po przyjechaniu przygotowaliśmy rowery i lekko po 9 ruszyliśmy wszyscy razem na trasę. Pogoda była super, może trochę za gorąco. W szczytowym momencie temperatura dochodziła do 30 stopni Celcjusza. Niestety trasa była długa i miejscami trudna technicznie. Martynka miała problemy by ja przejechać bez zatrzymania. Raz mało co nie upadła gdy najechała na wystający pieniek. Ale w sumie była dzielna.
Po objeździe wszyscy razem poszliśmy na małe co nieco. Zamówiliśmy 2 grochówki i kiełbasy grilowane. Zjedliśmy wszystko. Najwięcej zjadł Filip. Na starcie w sektorach byliśmy lekko przed godziną 11. Ja ustawiłem się w sektorze 5 a Filip w sektorze 6. Ze względu na duże zainteresowanie, start został przesunięty o 15 minut.
Do przejechania miałem 57km. Wydawało mi się, że będzie to 57 lekkich kilometrów. Niestety nie było to prawda. Trasa rzeczywiście była wyjątkowo płaska ale mokre sekcje powodowały, że niektóre odcinki były bardzo ciężkie. Pierwsze 8km jechałem trasą FITa. Myślałem, że byłoby głupio gdyby na tym odcinku dogonił mnie Filip. Udało się tym razem Filip nie był w stanie odrobić 1 minuty na odcinku 8km. Mnie jechało się ciężko. Raczej byłem mijany niż mijałem. Pierwszą ciężką próbą był przejazd przez rzeczkę. Przejechać mi się udało ale podjeżdżając pod w miarę stromy brzeg uderzyłem pedałem i potłukłem sobie tyłek.
Na około 20km minął mnie kolejny zawodnik ale w przeciwieństwie do innych szybko zjechał na mój tor ruchu i obejrzał wyraźnie wskazując mi bym się zaczepił na jego kole. Nie wypadało mi odmówić. Ruszyłem za nim. Wyraźnie moje tempo wzrosło. Odżyłem ale nie na długo. Najpierw między nas wcisnął się jakiś zawodnik, którego wyprzedziliśmy, ale w trójkę też fajnie się jechało. Niestety nie długo. Na wąskiej ścieżce zaczęli się pomiędzy nas wciskać zawodnicy, którzy mnie wyprzedzali od tyłu. W ten sposób straciłem kontakt z pierwotnym zawodnikiem a potem moje tempo ponownie spadło.
Super wrażenie zrobił na mnie nagły wjazd w las z super oświetlonej drogi w ciemny leśny tunel. Uczucie było niesamowite. Chyba na każdym zawodniku ta zmiana robiła niesamowite wrażenie.
Końcówka należała do mnie. Nie wiem skąd wykrzesałem resztkę moich sił. Mniej więcej 10km przed metą wyraźnie przyspieszyłem. Już prawie nikt mnie nie mijał a ja do mety wyprzedziłem około 20 zawodników. W tym zawodnika z drużyny MICHELIN, którego tempa nie mogłem wytrzymać wcześniej. Męczyłem się bardzo ale przyjemność wyprzedzania kolejnych zawodników wzmacniała mnie. Jest to niesamowite uczucie. Dla takich chwil będę jeszcze długo startował w wyścigach. Końcówkę jechałem juz spokojnie za zawodnikiem w koszulce MAZOVII. Najpierw długo go goniłem a potem już nie próbowałem nawet wyprzedzić. Czułem, że on już jest dla mnie za silny i miałem rację. Przed metą przyspieszył i zostawił mnie troszeczkę z tyłu. Myślałem, że przez metę będę przejeżdżał samotnie. Gdy byłem kilka metrów przed metą usłyszałem głos zawodnika po mojej prawicy. Zawodnik ów powiedział, że nie będzie mnie wyprzedzał bo dzięki mnie przejechał w szybkim tempie końcówkę a sam już nie miał siły. Jednocześnie przeprosił, że nie wychodził na zmiany ale nie miał siły. Zawodnik ten miał numer 611. Na mecie przybiliśmy sobie piątkę. Zmęczony bylem strasznie. Musiałem usiąść i długą chwilę odpocząć. Potem zauważyłem, że na tym wyścigu moje maksymalne tętno wzrosło do 181 uderzeń na minutę.
Baza wyścigu była trochę oddalona od mety. Musiałem siąść na rower i tam dojechać. Gdy wjechałem na stadion bardzo się ucieszyłem gdy zobaczyłem Oskarka czekającego na mnie z IZOTONIKIEM i kubkiem krojonych pomarańczy. Bogusia powiedziała, że czekał na mnie długa. Super chłopak, będą ludzie go lubić.
Dzieci pojechali nieźle szczególnie Filip i Oskar. Filip w gronie 500 zawodników zajął 103 miejsce a w kategorii był 9 i awansował do 5 sektora. Oskar zajął 5 miejsce w kategorii. Dla Marty ten dystans był za długi i za ciężki technicznie a konkurentki były za dobre. W gronie 25 zawodniczek zajęła 9 miejsce co też jest dużym wyczynem mojej małej dziewczynki. Musimy kontynuować   nasze wcześniejsze objazdy dystansu HOBBY. Ja w sumie nie wypadłem najgorzej. W gronie 517 zawodników którzy przejechali dystans MEGA zająłem 303 miejsce.
Miasteczko było fajne. Rozdawali pączki od Bliklego. Sprzedawali fajne kulkowe lody. Dzieciom one bardzo smakowały. W domu byliśmy koło godziny 4. W sumie fajny rowerowy dzień mieliśmy.    

Warszawa, 20 maj 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz