środa, 27 maja 2015

Mazovia-2, Józefów ........

............. czyli walka z czasem.
To był dzień kiedy razem z Mazovią miał miejsce się Maraton Warszawski. Przed wyjazdem rzuciłem okiem na mapę z zamkniętymi drogami wydawało mi się, że nie będzie problemów. Ale to mi się tylko wydawało i mogło sie wydarzyć gdybym jechał głównymi trasami. Niestety Aleja Wilanowska była zamknięta. Zamknięte też były wszystkie równoległe do niej drogi. Długo kręciłem zanim dostałem się na most Siekierkowski. Dodatkowa ulica, której nazwę wpisałem okazała się być w innej miejscowości. W efekcie tego zamieszania Oskar ledwo co zdążył na start, ale zdążył. Pojechał też nieźle. Uplasował się na szóstym miejscu. Marta nie startowała gdyż w tym czasie była na pływackim obozie sportowym.
Dla Filipa był to pierwszy start w sezonie. Startował z 11 sektora. Niestety trasa była wyjątkowo ciężka do wyprzedzania. Udało mu się przebić do 6 sektora.
Dla mnie trasa była bardzo fajnie. Jechało mi się także rewelacyjnie szczególnie po rozjeździe FITa. Przez całą drugą połowie podążała za mną dziewczyna z PKO, która nawet w pewnym momencie trasy powiedział, ze super jej się za mną jedzie i tak jechała prawie do końca. Wynik mój był przecięty i w części zapewne wynikał z sektora z którego wystartowałem ale jazda była super. Zdecydowanie najlepsze miejsce do wyścigów mtb w okolicach Warszawy.

Janki, 27 maj 2015

Mazovia Mrozy .......

............   czyli działo się dużo.

Na wyścigi rowerowe tym razem pojechaliśmy wszyscy. Ja w zasadzie zaraz po powrocie z rajdu na orientację. Przyjechałem po godzinie 23 w sobotę jak się wykąpałem i poszedłem do łóżka zrobiła się już godzina 1 w nocy. Krótki sen, pakowanie, ubieranie i o godzinie 8:30 byliśmy wszyscy razem z trzema rowerami w samochodzie zmierzającym do Mrozów.
Nie mieliśmy za dużo czasu na przygotowanie rowerów dla dzieci. Poszedłem z Martyną na start. Oskar sam ustawił się w trzecim rzędzie. Niestety takie są efekty późnego przybycia. Bogusia nawet myślała o przejechaniu fita. Szczęśliwie zakończyła na hobby.
Oskar jak zawsze przyjechał bardzo zmęczony. Dał z siebie wszystko ale wyprzedziło go aż sześciu konkurentów. Ale to chyba pierwszy raz w tym roku kiedy pokonał wszystkie dziewczyny.
Martynka też dojechała do mety bez większych przygód ale niewątpliwie mogła dać z siebie więcej.
Bogusia była bardzo zmęczona. Dobrze, ze nie pojechała FITa.
Ja zdesperowany byłem pomimo zmęczenia pojechać MEGĘ. Myślałem, że będzie prosta i krótka. Krótka była ale kilka sekcji błotnych bardzo ja utrudniła. Pierwsze błoto rozpoczęło się po rozjeździe z FITem. Prze niemal dwa kilometry jechałem w błocie i wodzie po osie roweru. Było ciężko ale przejechałem chociaż moje tempo nie było za imponujące. Druga sekcja błota znajdowała się już na części wspólnej trasy z FITEM. Ją tez przejechałem bez zatrzymania, Udało mi się tutaj wyprzedzić nawet kilku konkurentów. Do tego momentu tempo moje było nawet nie najgorsze. Jechałem głównie w grupie a czasami sam. Przez duży kawałek trasy jechałem z parą. Częściej za nimi ale czasami prowadziłem. Niestety po drugiej sekcji, około 6 km przed metą osłabłem. Zostałem sam. Bardzo się męczyłem. Chociaż wyprzedził mnie tylko jeden zawodnik do mojej pary straciłem ponad 2 minuty na ostatnich sześciu kilometrach.
Filip miał pecha. W drugiej połowie wyścigu poważnie wywalił się na asfalcie. Zawodnik przed nim zahamował a on nie zdążył. Mocno obtarł sobie łokieć i lekko uszkodził dłoń. Teraz mogę napisać, że najgorsze to uszkodzenie roweru a dokładnie wygięcie wolframowej blaszki trzymającej tylne zawieszenie. Nie wiem ale mam podejrzenia, że usterka ta eliminuje rower z użytku.
Po wyścigu jak nigdy staliśmy ponad godzinę w kolejce by umyć rowery. Było to konieczne.
W domu byliśmy późno bardzo bo jeszcze zagłosowaliśmy na Bronka co wcale mu nie pomogło.

Janki, 27 maj 2015

On the run, tam gdzie ......

....... było ciężko.

na początku roku postanowiłem, ze przynajmniej raz w miesiącu przebiegnę dystans 5 km a ON THE RUN jest najlepszym miejscem realizacji tego celu. Muszę tylko uważać by nie przegapić rejestracji.
Na ten bieg zapisała mnie Bogusia bo ja miałem wizytę u lekarza.
Bieg odbył się w dzień matki o godzinie 22.oo.
Ja znowu nie byłem przygotowany. Po ciężkim tygodniu bieg ten zamykał mój "ciężki" tydzień: w środę "Szybki Mózg", w sobotę "Leśne  Dukty" a w niedzielę "Mazovia" w Mrozach. Chociaż przed startem to nie to było najgorsze. Bokiem wychodziły mnie dwie kanapki z pasztetem, które zjadłem godzinę przed startem.
Na biegi już tradycyjnie pojechałem z Bogusią.  Pogoda była średnia. Temperatura koło 12o C i lekko mżyło. Na starcie tłum. Imprezka pełną gębą. Chyba pojawił się nowy animator. Długo na start nie czekałem. Ruszyłem na końcu. Na początku była bardzo długa prosta. Od razu spostrzegłem, że biegnę głównie w towarzystwie kobiet i dziewczyn. Najgorsze dla mnie są początki a w szczególności okolice 1 i 2 kilometra. Przez głowę przychodziły mi nawet myśli o zatrzymaniu ale udało mi się je zwalczyć. Po trzecim kilometrze przebiegłem koło Bogusi. Pomachaliśmy sobie. Nie miałem siły ani ochoty na finisz. A szkoda bo może poprawiłbym swoja życiówkę. Skończyło się na 28 minutach i 32 sekundach czyli 8 sekund wolniej od mojego marcowego rekordu.
Prawie nic nie jadłem chociaż Bogusia zorganizowała jakiś makaron. Było zimno i dzięki temu zrozumiałem do czego służy folia, którą zawsze dostawaliśmy na mecie. Nie wiem tylko dlaczego moja była taka wąska.
W domu byliśmy po godzinie 23. Dziwne ale dzieci juz spały wszystkie a klucza w drzwiach nie było.
Dzisiaj wcale nie czuje się tak źle po ciężkim tygodniu. Gdyby nie pewna sztywność w nogach powiedziałbym, że czuję się normalnie.
Teraz będę miał tydzień przerwy, potem wyjazd w góry z rodziną, Mazovia w Puławach i Mazurskie Tropy, czyli dziać się będzie.

Janki, 27 maj 2015

piątek, 1 maja 2015

Harpagan, Kaliska czyli .......

...... jak zawsze fajnie było.

Tradycyjnie na rajd wyjechałem w piątek wieczorem. Niestety zdenerwowałem się podczas pakowania bo Bogusia mi nie uprała moich wewnętrznych majtek i bez nich musiałem pojechać.
Wyspałem się całkiem, na sali gimnastycznej za ciasno nie było.
Pogoda zapowiadała się nie najlepiej. Było tak źle, że zabrałem nawet kurtkę przeciwdeszczową. Ale było nie najgorzej, żeby nie powiedzieć, że było super. Kurtki nie użyłem a trochę gradu nie popsuło ogólnego wrażenia.
Najbardziej padało przy wydawaniu map. Dość długo szukałem optymalnej trasy. Po jej wybraniu trzymałem się jej do końca. Wybór był dobry ale mógł być lepszy.
Przez cały czas jechałem sam.
Kilka ciekawostek:
1. Pawła Brudło mijałem trzykrotnie, wydaje mi się, że on optymalnej trasy nie wybrał.
2. Jeden z większych błędów nawigacyjnych popełniłem przy przekraczaniu niewielkiego strumyka. To przez niego najpierw przedłużyłem sobie trasę a potem pojechałem w złym kierunku wzdłuż tego strumyka. Zobaczyła to pewna kobieta i powiedziała, że tam dalej drogi już nie ma. Było to końcówka strumyka przed jego ujściem do Wdy. Duży spadek powodował, że na prywatnych działkach ludzie zrobili sobie wodospady i małe retencje. Widziałem to gdy pytałem kobietę jak przekroczyć tą rzekę. Kobietę wyraźnie dziwiło to pytanie. Próbowała mi wytłumaczyć, że to jest tylko strumyczek ale ja kilkakrotnie powtórzyłem wyraz rzeka, który kobieta za każdym razem korygowała. W końcu przekroczyłem tą "rzekę", której szerokość w najszerszym miejscu nie przekroczyła 50cm. Z uśmiechem przypominam sobie ten dialog ale na tej rzeczce zgubiłem około 30 minut.
W sumie było nie najgorzej. Przejechałem ponad 180km. Zająłem 48 chociaż startujących było tylko koło 150. Szkoda tylko, ze wyprzedziły mnie dwie kobiety.
Warszawa, 1 maj 2015