poniedziałek, 21 marca 2016

Rajd Dolnego Sanu

.......   czyli całą rodziną na orientacje.

Zawsze ten rajd mnie fascynował, zapewne przez blog prowadzony na jego stronach, Najpierw chciałem wystartować sam i po raz drugi w roku pokonać 50-kę ale dwa tygodnie przed startem podjąłem decyzję o starcie rodzinnym na krótkim dystansie 20km.
Dodatkowym argumentem za startem na 20km była godzina startu, samo południe co znaczyło, że spokojnie możemy rano wyjechać z Warszawy.
Tak też się stało. Bogusia wstała o godzinie piątej, ja opuściłem łóżko po w pół do szóstej a dzieci poderwaliśmy z łóżka koło godziny szóstej. Śniadanie, pakowanie i wyjście z domu wyszło nam całkiem nieźle. Ja z Martynką wyszliśmy pierwsi, pod kolumnami pierwsi zjawili się chłopcy a Bogusia jak zawsze przybyła ostatnia,
Start RDS w roku 2016 był w miejscowości Nowa Sarzyna, Niestety dojazd tam zajmował nam ponad trzy i pół godziny w jedną stronę. Na miejsce przyjechaliśmy przed godziną 11. Pogoda była piękna, Temperatura koło 5 stopni Celcjusza i piękne słońce. Ja uzbroiłem sie w swojego NIKONA i postanowiłem, że całą nawigację prowadzić będą dzieci. Uzbroiłem ich wszystkich w mapniki i kompasy. Bogusia z małym trudem zorganizowała im buty wycieczkowe.
Rajd ruszył punktualnie o godzinie 12. Wystartowało około 30 osób. Już na początku byliśmy ostatni, Początkowo było stosunkowo łatwo, wystarczyło podążać za innymi. Tak dotarliśmy do 1PK. Niestety trasa był ułożona trochę nieciekawie. Pierwsze 8PK znajdowało się w lesie w obszarze biegów na orientacje. Obowiązywała tutaj metryka miejska a na słupkach było oznaczenie, którego szukaliśmy. Prim wodził Oskar a Martynka na ogół pierwsza dobiegała do każdego punktu kontrolnego. W ciągu godziny obskoczyliśmy pierwsze osiem punktów. Do zaliczenia pozostały nam jeszcze trzy ostatnie. Były one oddalone od siebie o około 3-4km, czyli do przejścia pozostało nam około 14km.
Chyba najgorszy był punkt kontrolny numer 9. Początkowo szliśmy ulicą a potem przeszliśmy na drugą stronę torów kolejowych. Potem łąką i lasem dreptaliśmy wzdłuż torów. Mineliśmy kilku biegaczy. Blisko punktu nawet ja trochę zwątpiony i wątpliwy spytałem się czy jeszcze daleko do kapliczki. 300m odpowiedział jakiś biegacz. Ja na lokalizację kapliczka była imponująca. Oczywiście Martyna pierwsza podbiła swoją kartę.
Nawigacje na tym terenie prowadził Filip.
Chyba największe problemy były zaraz po opuszczeniu PK9 ale Filip doprowadził nas najpierw do drogi a potem razem z Oskarem dobrze zdecydowali gdzie skręcić w lewo. Miejscowość Piaski, którą mineliśmy potwierdziła dobry wybór. Muszę powiedzieć, że najciekawsze  podczas tej wycieczki były domy. Naprawdę ciekawe. PK10 pierwsza wypatrzyła Martyna. A wcale nie było to takie łatwe bo PK nie znajdował się przy drodze, którą szliśmy. Na punkcie spotkaliśmy trójkę rywali wraz z psem. Potem spotkaliśmy ich jeszcze kilkakrotnie ale na metę przybyliśmy kilkanaście minut przed nimi, Pozostał nam ostatni PK i do niego droga była chyba najfajniejsza, Drogami polnymi i trochę lasem szliśmy około 4km. Chłopcy się nie pomylili i dziwne ale bez problemu na czuja dotarli do drugiej kapliczki. Pozostało nam tylko dotrzeć do bazy, Ostatni odcinek prowadził głownie asfaltową drogą. Wszyscy byliśmy już zmęczeni. W sumie przeszliśmy ponad 22km. Byliśmy prawie ostatni ale zaliczyliśmy wszystkie PK.
Na mecie zjedliśmy kapusniak i dostaliśmy dyplomy wszyscy ale najlepsza była Martyna, Kilkaset metrów przed metą wzięła swoją kartę i sama pierwsza ruszyła do mety. Miała czas o minutę lepszy od nas i zajęła 10 miejsce wśród kobiet, wyprzedziła nie tylko Bogusię.
Droga powrotna była długa, W domu byliśmy pół godziny przed godziną 10,oo. Zdążyłem jeszcze obejrzeć drugą połowę meczu Lech- Legia 0:2.
Było fajnie, chociaż okolica nie była najciekawsza, spodziewałem się czegoś fajniejszego. Chociaż nie to było najważniejsze. Czas spędzony z rodziną bezcenne.
Podczas tego rajdu Bogusia powiedziała "Fajnych mamy chłopaków".