niedziela, 25 sierpnia 2013

Węgrów, Poland Bike 9, 25 sierpnia 2013

.......   czyli powrót do macierzy.

Nie za bardo chciało mi się jechać na ten maraton. Nie wiem czy zmęczyła mnie tak ekspresowa wizyta w Białej, zajęła nam całą sobotę czy te trzy dni Mazovii przed tygodniem. Poland Bike w przeciwieństwie do Mazovii rozpoczyna się stosunkowo późno. Rano miałem dużo czasu do rozmyślania. Niestety na maraton wybierałem się sam i było mi dużo łatwiej podjąć dowolna decyzję.
Argumenty za tym by nie jechać:
- jestem zmęczony i potrzebuje odpoczynku,
- w czasie maratony mógłbym zrobić coś pożytecznego, np. uporządkować trochę zdjęć,
- jest to tylko Poland Bike a nie Mazovia.
Argumenty za wyjazdem:
- jak nie pojadę zmarnuje kolejny dzień swojego życia,
- mam szanse uzyskać dobry rezultat do klasyfikacji generalnej,
- to właśnie w Węgrowie 3 lata temu rozpoczęła się nasz przygoda z maratonami rowerowymi i szkoda by nie wystartować,
- Węgrów to jest okolica w której się wychowałem.
Ostatecznie w podjęciu decyzji pomogła mi mądrość "czym bardziej nie chcesz czegoś zrobić tym bardziej musisz to zrobić".
Wykąpałem się, zjadłem i spakowałem. O godzinie 10:15 siedziałem w samochodzie gotowym do trasy. Wybrałem trasę przez Łochów. W Węgrowie byłem o godzinie 11:40. Tym razem start maratonu zlokalizowany był na stadionie Czarnych Węgrów. Z parkowaniem miałem małe problemy, nie było parkingu trzeba było parkować na uliczkach przy stadionie.
Naprawdę byłem zmęczony. Podczas zdejmowania roweru wywaliłem go na dach. Zdarzyło mi się to pierwszy raz w historii. Roweru nie uszkodziłem, mam zadzieję, że nie uszkodziłem też dachu Bogusi samochodu. Byłem kompletnie rozkojarzony. Dziwiłem się, że skompletowałem cały osprzęt. Przed startem zajrzałem jeszcze do toalety i sprawdziłem w biurze zawodów, czy na pewno jest to mój ostatni start z pakietu "half". Siedem minut przed wystrzałem startera czekałem już w swoim 5 sektorem na start.
Start był punktualny. Ponieważ wystartowałem jako jeden z ostatnich na pierwszych kilometrach wyprzedziłem kilku z konkurentów. Niestety po 2km wyprzedzanie stało się trudne. Wąska droga prowadziła po polach i lasach a zawodnicy jechali grzecznie jeden za drugim. W czasie tej jazdy miałem mała kolizję z moim "znajomym" z RANSTAD TEAM ale nawet się nie zatrzymaliśmy. Rozluźniło się dopiero na 10km po rozjeździe. Wjechałem na pętlę MAXa sam. Tym razem udało mi się dogonić zawodnika jadącego początkowo kilkaset metrów przede mną. Był to zawodnik ODJAZDU LUBLIN. Na początku trasy MAXa muszę napisać jeszcze o drzwiach po których trzeba było przejechać by bez zatrzymania pokonać przydrożny rów. Ja je przeszedłem. Tuż przede mną na tych drzwiach wywalił się Nagórski. Pierwsze 30km były ciężkie. W zasadzie cały czas lekko pod górę. Całe szczęście, że nie jechałem sam. Po kilku kilometrach wyprzedziłem nawet mojego partnera. Trochę zdenerwowało mnie, że przez niego nie wykorzystuje "SIŁY ZJAZDÓW".  Na tyle szybko pokręciłem, że zostawiłem mojego partnera z daleko z tyłu. Niestety długo to nie trwało. Kilka kolejnych kilometrów jechało mi się ciężko. W tym czasie dogonił mnie zawodnik ODJAZDU LUBLIN. Ponownie jechaliśmy razem, on jechał pierwszy a ja jechałem za nim. Pewnie jechalibyśmy tak do samej mety gdyby nie w połowie dystansu wyprzedziła nas zawodniczka o włosach blond z numerem 904. Nie mogłem jej odpuścić. Ruszyłem za nią. Niestety mój partner z Lublina nie dotrzymał nam koła. Ja z tą zawodniczką jechałem do samej mety. Najpierw wierni podążałem za nią. Po kilku kilometrach wyszedłem na prowadzenie. Momentami myślałem nawet, że udało mi się zgubić moją partnerkę. Zgubiłem innych zawodników ona po kilku kilometrach ponownie wyszła na prowadzenie. Druga część dystansu był znacząco łatwiejsza i szybsza. W końcówce udało nam się nawet dogonić kilku innych zawodników, kilku innych nas dogoniło. Ostatnie 5km jechaliśmy w pięcio osobowej grupie. Niestety prowadziłem w niej najwięcej. Co prawda dostałem dwie zmiany ale były one krótkie chociaż mocne. Możliwe, że zawodnicy próbowali się urwać. To ja wprowadziłem ten peletonik na stadion. Niestety na stadionie wszyscy (cała czwórka) wyprzedzili mnie. Całe szczęście, że wszyscy byli z sektora 4 więc w klasyfikacji generalnej byli za mną.
W sumie było fajnie, niewątpliwie moja jazda była ciężka a ja wyglądałem ponownie na przemęczonego. Rezultat mnie z jednej strony nie zadowalał z drugiej strony awansowałem o jeden sektor uzyskałem ponad 75% do klasyfikacji generalnej.  Zająłem 126 miejsce na 144, którzy dojechali do mety. Znajomi, którzy rok temu jeździli tak samo szybko jak ja dzisiaj uzyskali rezultaty lepsze ode mnie o ponad 8 minut ale może dlatego, że startowałem z odległego sektora.
W przyszłości na pewno będzie lepiej.

Warszawa, 25 sierpień 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz