poniedziałek, 5 sierpnia 2013

24 godzinna jazda, Wieliszew, 3-4 sierpnia 2013

…..   czyli następna przygoda rowerowa.

Tak prawdę pisząc na początku roku nie planowałem startu ani w  zawodach 12 godzinnych ani tym bardziej w 24 godzinnej przygodzie rowerowej. Zmieniłem zdanie, trochę z ciekawości, trochę z taniości, trochę z walki o jak najlepszą pozycję w super klasyfikacji ale przede wszystkim z chęci sprawdzenia samego siebie.
Niestety pogoda nie dopisała. Podobnie jak na 12 godzinnej jeździe rowerem pogoda była ekstremalna. Mocne słońce i temperatura powyżej 30 stopni Celcjusza. Nie znoszę takiej pogody, wszelkie kryzysy rowerowe przezywałem wtedy gdy były takie warunki.
W tym roku zawody odbyły się w Wieliszewie, w nowo oddanym do użytku ośrodku sportowym. Warunki były super, chociaż nie za bardzo z nich nie korzystałem.
Wyjechałem z domu 20 minut później niż planowałem, o godzinie 10:20. Najważniejsze dla mnie było dobre przetestowanie roweru. Od Mazovii w Puławach nie miałem rajdu lub maratonu na którym rower funkcjonował by normalnie. Po wymianie łańcucha musiałem wymienić kasetę a na koniec cały zespół korbowy. Ale udało się, w końcu w Wieliszewie zespół napędowy funkcjonował poprawnie a może nawet lepiej niż normalnie.
W przeciwieństwie do Łomianek 12 godzin znacznie lepiej zlokalizowany był parking dla wszystkich. Bez problemu można było zaparkować samochód blisko pętli. Ja ustawiłem swój pojazd pośrodku polany na której brzegach wyznaczona była trasa. Rejestracja przebiegła szybko i sprawnie. Wybrałem sobie numer 48, bo niestety już tyle mam lat. Nie miałem za dużo czasu na przygotowanie roweru. Musiałem się spieszyć. Pięć minut przed 12 byłem gotowy. Jak się dowiedziałem start maratonu odbył się metodą LaManche czyli wszyscy zawodnicy musieli najpierw przebiec około 400m by wsiąść na swój rower. Rozumiem ideę ale uważam to trochę bez sensu, biec w butach kolarskich 400m po nierównym terenie. Nie za bardzo się spieszyłem więc swój rower wziąłem jako jeden z ostatnich. Już na początku przeżyłem wielkie rozczarowanie, z pośpiechu nie zabrałem ze sobą okularów. Na początku myślałem jeszcze, że może nie będą potrzebne. Zmieniłem zdanie gdy po kilkuset metrach wjechałem w wielki piach. Kurz był niesamowity, ledwo co przejechałem. Specjalnie zatrzymałem się przy samochodzie by na drugim okrążeniu mieć już okulary na nosie. Okrążenie było dłuższe niż to w Łamiankach, 14,7km wobec 12km w Łominkach. Dłużej też zajmowało mi jego przejechanie, średnio 45 minut, rekord poniżej minut 41:42. Na 100m był podjazd pod górkę, na której znajdowała się droga asfaltowa. Kolejne kilkaset metrów prowadziło tą właśnie drogą asfaltową. Asfalt kończył się razem z końcem miejscowości. Droga nagle zamieniała się w piaszczystą drogę polną początkowo z ostrym zjazdem w dół by następnie tak samo wysoko wspiąć się do góry. Najgorzej było na górze, piaskownica była na drodze i po obu jej stronach. Te 30m to chyba najcięższy odcinek na całej trasie chociaż kolejne kilkaset metrów też nie należały do najprostszych. Najpierw trzeba było przejechać 20m pośrodku drogi bo wszędzie indziej było znacząco ciężej. Potem ponowny zjazd zakończony dużą ale krótką piaskownicą i wjazd na mała skarpę. Potem można było uniknąć mocno zapiaszczonej drogi jadąc jej lewym brzegiem. Po kilkunastu metrach można było wjechać na drogę i jadąc najlepiej jej prawą stroną dojechać do skrętu w lewo. Ten odcinek drogi zapewne był rzadziej użytkowany przez pojazdy czterokołowe bo droga była nierówna i zarośnięta zielenią. Epogeum utrudnień był około 200m od zakrętu. Wielka piaskownica zmuszała rowerzystów do przejechania na prawą stronę lub trzymać się strony lewej lecz na początku przez rozłożysty krzak należało wjechać w środek piaskownicy. Ja początkowo jeździłem prawa stroną by potem trzymać się lewej strony. Odpoczynku dużo nie było. Po przejechaniu drogi polnej rozpoczynała się znacznie bardziej wyjeżdżona polna droga prowadząca do lasu. Drogą jechać się nie dawało szczególnie na początku. Brzegi drogi były też zapiaszczone ale przejezdne. Ja początkowo jeździłem brzegiem (polem) po prawej stronie by po około 200m wjeżdżać na środek drogi i brnąc w piasku dojechać do lasu. Po kilku razach nieco zmodyfikowałem sobie tor jazdy: po stu metrach przejeżdżałem na prawy brzeg drogi, potem jechałem jej środkiem by około 100m przed lasem zjechać ponownie na prawy brzeg drogi i jeszcze przed lasem wjechać na drogę. Wjazd do lasu był przy szlabanie. Wąska, mocno zakorzeniona dróżka z małym uskokiem prowadziła do ciemnego lasu. Pierwsze metry prowadziły lekko pod górę, potem pojawiało się trochę piasku a po nim mocno nierówny teren. Przed zakrętem w lewo piasku przybywało. Należało jechać lewym brzegiem drogi lub jak się później zorientowałem dróżką równoległa do drogi 5m od jej krawędzi. Za zakrętem zaczynał się lekko techniczny kawałek trasy. Kilka małych zjazdów i taka sama liczba podjazdów z dwoma ostrymi zakrętami, prawo-lewo. To właśnie na tym odcinku ustawiony był jeden znak ostrzegający na całej trasie, sygnalizował on dość nienaturalne wąskie wzniesienie, które przy dobrym torze ruchu nie stanowiło większego problemu. Ten krótki singielek kończył się zjazdem do polnej drogi ustawionej pod kątem 90 stopni. Droga była krótka, bardzo ubita i bardzo nierówna. Po stu metrach był wjazd na drogę asfaltową. Chwila na odpoczynek i uzupełnienie płynów. Po kilkuset metrach skręcało się w prawo w twardą drogę polną. Według mojego licznika 250m po zjechaniu z asfaltu  przejechałem dystans 5km czyli około 1/3 całej trasy. Teraz już tylko z górki. Droga polna skręcała w lewo na skraju jakiejś wioski. W wiosce droga była już znacznie bardziej piaszczysta. Należało kożystać czasami z trawiastego jej brzegu. Nie dało się już tak jechać na samym jej końcu tuż przed skrętem w szutrówkę prowadzącej przez środek wsi. Piaskownica była duża ale wyjątkowo krótka i bez kłopotu można ją było przejechać. Szutrówka we wsi miała kilkaset metrów. Lewą lub prawą jej stroną jechało się całkiem przyjemnie. Na końcu wsi należało skręcić w lewo w drogę polną. Następny skręt w lewo był 100m dalej. Tutaj wjwżdżało się na drogę prowadzącą w zasadzie do samej mety. 150m po skręcie był punkt pomiaru czasu. Znajdował on się dokładnie w połowie pętli. Droga technicznie była prosta. Należało jechać jej prawym lub lewym śladem koła. Po około 1500m wjeżdżało się do małej miejscowości po której zaczynała się ponownie szutrówka. Po około 1000m szótrówka przechodziła w drogę polną. Szybko droga polna stawała się bardzo piaszczysta. 500m należało przejechać dokładnie jej środkiem. Niestety z czasem środek stawał się bardziej i bardziej piaszczysty. Był to ostatni trudny technicznie kawałek pętli. Po tym kawałku do mety pozostało już tylko 4400m po drogach wśród łąk. 1100m przed metą był kaweałek mocno oszklony. Na odcinku 40m ilość świeżego, groźnego dla roweru szkła była porażająca. Około 2km przed metą można zobaczyć było miasteczko rowerowe a 1km przed metą zmierzało się do tego co było już widać dokładnie. 
Ja wystartowałem ze wszystkimi. Jak pisałem wcześniej pierwsze okrążenie jechałemm bez okularów. Jechało mi się całkiem dobrze. Raczej wyprzedzałem, niż byłem wyprzedzany. Na drugim kółku kilometr przed metą złapałem gumę. Jak zawsze, zapas, który wożę ze sobą też nie dał się napompować. Nowy MAXXIS pękł na szwie. Przeprowadziłem rower do samochodu. Gdy pchałem rower do mety Zamana nawet się zatrzymał i chciał mnie podwieść. Całe szczęście, że w mojej skrzyneczce znalazłem jakąś załataną dętkę. Założyłęm i o dziwo udało mi się nawet ją napompować.
Po trzecim okrążeniu zrobiłem sobie krótką kilkominutową przerwę. Przejechanie okrązenia zajmowało mi około 45minut. Przed pierwszym posiłkiem zaliczyłem 6 rund. Niestety tak samo jak na 12 godzinnym maratonie słońce mnie wykończało. Jedzenie dodatkowo mnie roleniwiło i po posiłku skorzystałem z dłuższego odpoczynku. Miałem się czemu przyglądać podczas przerwy. Ludzie traktowali to jako piknik. Byli całymi rodzinami, grilowali, obserwowali zawody i robili różne inne fajne rzeczy. Przed zapadnięciem zmroku przejechałem jeszce 2 okrążenia w jednej kolejce. Po ośmiu rundach udałem się do mojej bazy. Postranowiłem, że prześpię się w GALAXY. Przygotowałem sobie legowisko, troszeczke pospałem, przygotowałem rower do nocnej jazdy i koło godziny 22:30 ruszyłem na trasę. Muszę powiedzić, że nocą jechało się inaczej. Pomimo znajomości trasy nie mogłem jechać za szybko. Pomimo to mijałem kolejnych zawodników. Z jednym nawet ścigałem się dłużej. Na piaskach zanotowałem niegroźny upadek. Planowałem przespać się krótko i o świcie ruszyć na trasę. Planowałem po nocy zrobić jeszcze 6 okrążeń. Plany planami a życie, zyciem. Pierwszą niespodziankę sprawił mi materac. Opróznił się 30 minut po moim położeniu. Musiałem zrobic dziurę w samochodzie. Ale zmęczony byłem strasznie i wcale nie czułem, że śpię na czyś twardzym. Niestety wstałem później niż planowałem. Musiałem pójść jeszcze do kibla. Na trasę ruszyłem lekko przed godziną 6. Na łąkach było strasznie zimno. Po pierwszym okrążeniu zjadłam śniadanie kolarskie i ruszyłem na następne rundy. Niestety z lenistwa nie napompowałem przedniego koła co najpierw sprawiało mi problemy a na koniec znacząco przyczyniło się do mojego drugiego upadku na zjeździe w lesie. Całóe szczęście nic się nie stało ale takie sytuacje nie powinny się powtórzyć. Gościu jeżeli zrób to co masz zrobić jak najszybciej.
W sumie przejechałem 13 okrążeń. Do samego końca pokonywałem piachy bez zatrzymania. Pod koniec wydawało mi się, że tylko mnie to się udaje. Miałem nadszieję, że organizator określi długość okrążenia na 16km co spowodowałoby, że pomimo pogody osiągnąłbym swój cel czyli 200km. Mnie licznik wskazywał okrążenia na około 14,5-14,7km. Zdziwiłem się gdy w wynikach zobaczyłem, że długość okrążenia to tylko 13km. Bez sensu. Trudno. W super klasyfikacji awansowałem na 8 pozycję z bezpieczną przewagą nad innymi rywalami.


Gołdap, 16 sierpnia 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz