sobota, 29 czerwca 2013

Młochów XC, 29 czerwca 2013, Polan Bike

.....  czyli oficjalnie moje pierwsze XC w karierze.

Nie planowałem startu w tej imprezie ale jej bliskość i inne argumenty przekonały mnie do spakowania roweru i stanięcia na lini startu.
Rower miałem nie przygotowany. Całe szczęście, że start w mojej kategorii planowany był po godzinie 14. Koło jedenastej rozpocząłem czyszczenie i przegląd roweru. W czasie przeglądu zorientowałem się, że linka tylnej przerzutki jest prawie zerwane. Zadzwoniłem do serwisu AIRBIKA. Zgodzili się na ekspresową wymianę.Zdążyłem to zrobić przed wyjazdem na maraton.
Moim głównym celem było prze testowanie moich nowych butów SIDI DRAGON 3. Buty wyglądają wspaniale. Idealnie pasują do mojej stopy. Wierzyłem, że dzięki butom będę jechał szybciej.
Z naprawionym rowerem i w nowych butach stanąłem na lini startu. Miałem przeszło 40 minut do startu. Postanowiłem przejechać pętelkę. Nie wiedziałem, że w tych okolicach może być aż tak mokro, w końcu nie pamiętałem by ostatnio cokolwiek padało. Niestety kilkaset metrów po starcie była błotna alejka. Próbowałem ją przejechać. Niestety się nie udało, mój nowy bucik zanurzył się całkowicie w błotnej brei. Byłem wściekły na siebie. Nowe buty a juz całe zasyfione. Potem miałem jeszcze większego stresa. Jechałem i jechałem a końca trasy widać nie było. Uciekał też mi czas. Do startu było go coraz mniej. Po drodze wyprzedziło mnie kilku młodziaków, którzy jak się domyślałem startowali w wyścigu. Na start dotarłem minutę przed planowanym rozpoczęciem. Ale nic się nie stało, start został przesunięty o niemal godzinę.
W czesie oczekiwania, odpoczynku dostrzegłem wśród zawodników przygotowujących się do startu Wojciechowskiego. Kiedyś był moim "idolem". Spotkałem go pierwszy raz podczas PB w Sochaczewie. Bardzo chciałem jeździć tak samo szybko jak on. Dzisiaj jeżdżę nawet szybciej ale wynika to raczej z tego, że to on się znacząco opuścił a nie ja zrobiłem duży postęp.
Na starcie nie przepychałem się. Wśród niemal 100 zawodników ustawiłem się na szarym końcu. Spokojnie wszyscy przejechaliśmy przez cały park do furtki wyprowadzającej na zewnątrz. Ostry start był zaraz za tą furtką. Myślałem, że zaraz po starcie wyprzedzę wielu rywali. Troszeczkę się rozczarowałem. Wąskie dróżki i szybkie tempo spowodowały, że awansowałem zaledwie o kilka pozycji. Przemęczenie robiło swoje. Do mety wyprzedziłem zaledwie kilku rywali a wiekszość z nich zaliczyłem na pierwszej rundzie. Cały wyścig składał się z trzech rund, około 24km. W większości dystansu jechałem sam. Pętla posiadała kilka charakterystycznych elementów.
Po pierwsze odcinek błotny. Znajdował się on kilkaset metrów po starcie. Błoto było nie do objechania. Dla mnie powiem nawet więcej, było nawet nie do przejechania. Za pierwszym razem mi się nie udało bo było za ciasno. Na drugiej i trzeciej rundzie próbowałem walczyć ale moja walka z błotem za każdym razem kończyła się porażką. To na tym błocie moje nowiutkie buty SIDI przeszły pierwszy chrzest bojowy. Było mi ich bardzo szkoda.
Po drugie: krótki labirynt w młodym pagórkowatym lasku. Super odcinek. Trudny do pokonania bez zatrzymania na moim dużym rowerze. Były na nim przynajmniej dwa miejsca gdzie moja kierownica, ledwo co ledwo mieściła się pomiędzy drzewami. Za każdym razem pomagałem sobie nogami w jednym miejscu. Podjazd po trawersie małej górki. Tutaj też rozmiar kierownicy przeszkadzał mi w pokonaniu przeszkody. Za każdym razem zahaczałem kierownicą o malutkie drzewko. Ale całość była super.
Po trzecie: przejazd przez strumyk. Zlokalizowany był nie cały kilometr do mety. Właściwie już przy murach parku. Strumyuk był malutki ale znajdował się w dosyć głębokim dołku. Za pierwszym razem nawet nie próbowałem go przejechać, po prostu przeprowadziłem rower przez przeszkodę. Za drugim razem podjeżdżając do tej przeszkody stwierdziłem po sladach, ze niektórzy zawodnicy przejechali strumyk bez zatrzymywania. Spróbowałem i  ja. Nie udało się. Zatrzymałem się w połowie. Miałem po prostu za małą prędkość. Za trzecim razem postanowiłem, że przejadę przeszkodę. Cociaż cięzko było rozpędzić się przed strumykiem. Wjechałem na przeszkodę z maksymalnie dużą prędkością. Prędkość była duża ale na pewno za nała by pokonać strumyk. Wyłożyłem się jak długi w korycie strumyka. Cały mój lewy bok był w błocie. Wcześniej upieprzyłem sobie buty i rower. Gdyby oceniać wyścig na podstawie ilości błota to ten byłby niewątpliwie jednym z najcięższych w tym roku.
Po czwarte, linia startu i mety. Przez nią też przejeżdżaliśmy trzykrotnie. Miło było jak spiker wymieniał twoje nazwisko gdy mijałeś linię startu-mety za każdym razem a kibice klaskali.
Sukcesu nie odniosłem. Zająłem odległą pozycję, zmęczyłem się bardzo co nie było dobrym znakiem przed maratonem niedzielnym. Na pocieszenie mogę napisać, że mojego byłego "IDOLA" Wojciechowskiego wyprzedziłem o kilka minut.
Ogólnie fajna impreza przy fajnej pogodzie blisko domu. Może tylko tego błota było trochę za dużo, ale czy wtedy impreza była by taka fajna, mam wątpliwości.

Janki, 18 lipca 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz