niedziela, 16 czerwca 2013

Kozienice, Mazovia, 16 czerwca 2013

......   czyli pierwsze i najprawdopodobniej ostatnie zawody w takim składzie.


Bogusia niestety nie mogła pojechać do Kozienic. Akurat w niedzielę miała chemiczne występy na festynie w Nadarzynie. Nie mógł też pojechać Filip ale z brakiem jednego lub drugiego syna już dawno się pogodziliśmy. Gorsza była strata Bogusi. Byłem już zdecydowany, że dzieci pojadą na zawody bez bazy aż tu nagle w pewną niedzielę czerwcową wpadł do nas wujek Wiecho i ni z gruchy ni z pietruchy strzelił że szuka chrzestnego dla Stefana. Dziwne ale ja dwa dni wcześniej rozmawiałem z Bogusią o chrzestnych Stefana i wniosek był jeden. Już za późno bym został jego chrzestnym. A tu niespodzianka, nawet dwie. Ja zostanę chrzestnym a Wiechu pojechał z nami na wyścigi.
Ale to był dopiero początek niespodzianek tego dnia. W sobotę byłem na zawodach rowerowych na orientację w Barczewie koło Olsztyna. Tam stwierdziłem, że mam rower bez tylnego hamulca. Rozwalił mi się na wodnych wyścigach w Otwocku i Wąchocku. Z Barczewa zadzwoniłem do Bogusi by w sobotę kupiła do mojego roweru klocki hamulcowe. Udało się jej to. Miałem nadzieję, że serwis mi te klocki zamontuje w Kozienicach. Nie udało się. Może dlatego, że za późno przyjechaliśmy a może dlatego, że było to za dużo roboty. Zbyli mnie mówiąc, że nie ma płynu hamulcowego i nie mają specjalistycznych urządzeń do naprawy.
Czyli godzinę przed startem byłem w sytuacji nie do pozazdroszczenia. Miałem dwa wyjścia: pojechać rowerem bez tylnych hamulców lub przystosować KONĘ Bogusi i wystartować na niej. Wybrałem te gorsze. Postanowiłem pojechać na KONIE. Kiedyś ten rowerek był fajny. Dzisiaj trudno porównać go do EPICA. Szybko przekręciłem pedały, przepiąłem sakwę z narzędziami, dopompowałem koła, przekręciłem kierownicę i ruszyłem na start. Dzieci razem z Wiechem stały już w sektorach. Dałem każdemu trochę izotoniku bo w Kozienicach na Mazovii to chyba zawsze jest upał i ustawiłem się w piątym sektorze. Po głowie chodziły mi wspomnienia z Kozienic w roku 2012. Pamiętam doskonale  dwa momenty: niekończącą się drogę z białych kuleczek oraz moje zmęczenie na ostatnich kilometrach. To był chyba ten wyścig w roku 2012, który przejechałem bez zatrzymania pomimo ogromnego zmęczenia. To własnie tam w Kozienicach gość spacerujący z wielkim psem na mój widok zażartował, że spuści psa by mi się szybciej jechało.
W tym roku miało być lepiej ale niestety nie było. Nie wiem czy dlatego, że w sobotę przejechałem ponad 130km na Mazurach czy może nowy rower to spowodował. Od początku jechało mi się wolno. Pozycja mi nie pasowała, sztywne siedzenie obijało mój tyłek a tryby nie pasowały do tego co wykręcały pedały. Już po kilometrze widziałem ogon mojego sektora, tylko kolega w żółtej bluzce (SCANDIA) mi towarzyszył. Zapytał mnie nawet czy jadę MEGA a potem chciał bym jechał na jego kole. Ale ja miałem za mało siły. Wydawało mi się, że daje z siebie wszystko a pomimo to byłem wyprzedzany przez wszystkich. Aż dziwne, że w takich okolicznościach przyrody zdecydowałem się na MEGA. Myślałem, że się odrodzę ale nie nastąpiło to do mety. Pierwszego zawodnika wyprzedziłem gdzieś na 30km. Gość w pomarnczowym stroju widać, że przeżywał ciężkie chwile. Niestety kilkanaście kilometrów przed metą gość doszedł do siebie i wyprzedził mnie bezproblemowo. Tym razem zamiast słynnych białych kuleczek były piękne szutrowe drogi niewiele różniące się od dróg asfaltowych. Jechałem dzielnie, przez większość trasy samotnie. Za wyjątkiem wywrotki w błoto na oczach K. nic ciekawego się nie działo. Na stadion wjeżdżałem razem z Barankiem zwycięzcą dystansu GIGA. Pomimo średniej prędkości powyżej 20km/h zająłem jedne z ostatnich miejsc. Wypadłem gorzej niż rok wcześniej.
Moje dzieci pojechały bardzo dobrze. Oskar uplasował się na trzeciej pozycji. Jak widać GWIAZDA i codzienna jazda rowerem do szkoły przynosi rezultaty. Martynka pomimo ciężkiej i długiej trasy zajęła 6 miejsce. W klasyfikacji rodzin zdobyliśmy więcej punktów niż w Otwocku.
Najgorsze jest chyba to, że nie udało nam się przekonać Wiecha do wyścigów. Nie łudzę się, że jeszcze kiedykolwiek Wiechu pojedzie z nami na wyścigi a już na pewno nie w roli kolarza.

Warszawa, 23 czerwiec 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz