sobota, 25 lutego 2017

Początek sezonu .............

................... czyli mój pierwszy rajd rowerowy w sezonie.

Rajd Liczyrzepy, Biały Koścół, 25 luty 2017.

Rajd Liczyrzepy umieszczony był po raz pierwszy w cyklu PPwMRnaO. Impreza miała status aspirant co naprawdę niczemu nie przeszkadzało.
Impreza odbyła się na Dolnym Śląsku, baza mieściła się w szkole w miejscowości Biały Kościół koło Strzelina. Nigdy wcześniej w tych okolicach nie byłem a muszę tutaj dodać, że tereny są fantastyczne, polecam każdemu rowerzyście.
Dojazd do bazy imprezy zajął mi ponad 4 godziny prawie w całości drogami dwupasmowymi tylko końcówka była po wąskich drogach lokalnych. Przyjechałem w piątek koło godziny 23,oo. Zdążyłem się jeszcze zarejestrować.
Samochód zaparkowałem na terenie szkoły na stosunkowo stromym i wąskim wjeździe. Takie rzeczy zawsze m,nie niepotrzebnie stresują.
Pogoda była fantastyczna jak na ta porę roku. Lekko słonecznie z temperaturą lekko powyżej 0 stopni tylko wiatr był trochę silny.
Na starcie stawiła się stosunkowo liczna grupa zawodników, na najdłuższej trasie sklasyfikowanych zostało 20 uczestników.
Start był o godzinie 8.oo. Organizator poinformował, że przedłuża limit czasu z 8 do 9 godzin, szkoda, że informacja ta została podana tak późno tym bardziej, że powodowało to konieczność dodatkowego oświetlenia. Jak zawsze opuściłem metę jako jeden z pierwszych. Strategię miałem stosunkowo prostą, zaliczyć wszystkie PK położone blisko bazy a potem zastanowić się co dalej. Niestety największe góry były w okolicy bazy i żeby zaliczyć wszystkie położone tutaj PK trzeba było je przemierzyć wzdłuż i wszerz. Miałem aparat i przy okazji robiłem zdjęcia.
Niestety już na początku zrobiłem błąd i trochę za wcześnie zjechałem z drogi głównej. W efekcie tej pomyłki władowałem się na podwórko wielkiego poniemieckiego domu stojącego samotnie w lesie. Wrażenie nie do zapomnienia.
Potem tez było różnie. Zanim doszedłem do siebie po pierwszym błędzie zrobiłem drugi i musiałem przedzierać się na północ przez kilka prywatnych własności ale w sumie nie najgorzej na tym wyszedłem. Niestety było trochę za ciepło i wszystkie polne drogi były stosunkowo miękkie.
Po zaliczeniu PK w ruinach kościoła przyszedł dla mnie niewątpliwie najcięższy odcinek, nie dość że polne drogi to jeszcze pod górę. Najpierw prowadziłem rower w błocie potem wąwozem pod górę. Niestety PK były lekko pochowane i często zdarzało mi się je ominąć. Tak też było z tym na rozwidleniu wąwozu. Po rozwidleniu wąwozu przyszło mi wspiąć się na górę Gromnik o wysokości 390m.n.p.m.. Była to najcięższa część tego rajdu. Naprawdę myślałem, że mam dużo lepszą kondycję, kilka razy musiałem się zatrzymać. Brak jej tłumaczyłem sobie moim odchudzaniem.
Na górze było super Znajduje się na niej wieża obserwacyjna, niestety była zamknięta. Akurat zaświeciło słoneczko. Spotkałem tam jednego z moich konkurentów, który tak był roztrzepany, ze zostawił na górze plecak po który musiał się wrócić a potem dosyć długo jechaliśmy koło siebie. Ja za bardzo się nie spieszyłem, zrobiłem dużo zdjęć bo jak wcześniej napisałem okolica była naprawdę ciekawa.
Najbardziej wmurował mnie klasztor w miejscowości Henryków. Czegoś takiego w ogóle się nie spodziewałem, szkoda, że właśnie wtedy przestawił mi się aparat i prawie wszystkie zdjęcia zrobiłem w najmniejszej możliwej rozdzielczości. Muszę tu kiedyś wrócić.
Dalej okolica była też piękna, górki i doliny, zjazdy i podjazdy i stara poniemiecka zabudowa. Uwielbiam to. Trochę wkurzał mnie mój licznik rowerowy, pracował jak chciał i zamiast 70km wskazał niewiele ponad 45.
Zawody ukończyłem na 16 miejscu co niewątpliwie sukcesem nie jest ale tak naprawdę to nie oto mi chodzi.
Niestety byłem zmęczony i nie podjąłem walki. Po zaliczeniu w dwóch PK postanowiłem powrócić do bazy. Inspiracją dla mnie był jeden z moich konkurentów, który uczynił podobnie.
Do bazy dotarłem po ponad 8 godzinach na trasie. Zjadłem, umyłem rower i ruszyłem w drogę powrotną.
Do domu dotarłem jeszcze przed zaśnięciem dzieci.

Janki, 17 marca 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz