środa, 22 lutego 2017

Tradycja sie rodzi czyli ............

............... nasz kolejny udział w pieszym rajdzie na orientację SKORPION.

Skorpion, 
Sczebrzeszyn, 
18 luty 2017

Był to już mój  trzeci udział w pieszym rajdzie na orientację Skorpion. Pierwszy raz wystartowałem sam (2013) a następnie dwa razy z Filipem (2016 i 2017).
W tym roku rajd odbył się w miejscowości Szczebrzeszyn. Dawno, dawno temu to właśnie w Szczebrzeszynie był start i meta jednej z moich indywidualnych wycieczek rowerowych. Dość dobrze ją pamiętam, właśnie wtedy końcówkę wycieczki przemierzałem po ciemku bez świateł, wracając samochodem mało co nie przejechałem dzika a w Białej dostałem mandat za przekroczenie prędkości.
Już od początku roku profilaktycznie  przypominałem Filipowi o starcie w rajdzie. Do końca bałem się, że synek z jakiegoś powodu wycofa się z imprezy ale szczęśliwie tak się nie stało.
Bogusia dość dobrze przygotowała nas do wyjazdu: kupiła słodycze i zrobiła każdemu po osiem kanapek, odprowadziła do samochodu i pobłogosławiła na drogę. Do Szczebrzeszyna wyjechaliśmy koło godziny 19.oo. Temperatura przez cały czas jazdy była bardzo stabilna, około 2-3 stopni Celcjusza powyżej zera. Po przyjeździe zarejestrowaliśmy się i wybraliśmy sobie miejsce do spania na środku sali gimnastycznej. W sumie obaj się wyspaliśmy, spaliśmy około 6 i pół godziny. Rano zjedliśmy śniadanie z gorąca herbatą, przygotowaliśmy się do rajdu i ruszyliśmy na start na rynek w Szczebrzeszynie.
Przed startem zdążyliśmy jeszcze zrobić sobie zdjęcie z Chrząszczem.
Przed startem dostaliśmy mapę. Jak zawsze na Skorpionie najmniejszy możliwy format, czyli A4. Na kartce znajdowało się 18 punktów kontrolnych (PK). Szybko wybraliśmy strategię, najpierw zaliczamy 14PK na płaskowyżu, potem wracając do bazy asfaltowej drogi zaliczamy 4 ostatnie PK. Na trasę ruszyliśmy dokładnie o godzinie 8.00. Dziwne ale na początku podążała za nami duża grupa zawodników. Staraliśmy się iść w miarę szybko. Po kilkuset metrach pojawił się śnieg, który towarzyszył nam non-stop do godziny 21.oo. Był mniejszy i większy ale było go zawsze przynajmniej kilkadziesiąt centymetrów. Fajnie bo widać dokąd szli ludzi, niefajnie bo każdy krok kosztował troszeczkę więcej wysiłku a w sumie ja zrobiłem ich tego dnia ponad 70 tysięcy.
Pierwszy punkt razem z innymi znaleźliśmy stosunkowo szybko. Strasznie wielki błąd zrobiliśmy już na początku. Sugerując się innymi ludźmi idącymi przed nami wybraliśmy złą drogę do kolejnego PK. Najgorsze, że o popełnionym błędzie dowiedzieliśmy się stosunkowo późno dzięki podpowiedzi osób które mijaliśmy. Straszne ale w pewnym momencie dałbym sobie obciąć rękę, że znajduję się w złej lokalizacji.
Wejście na właściwą ścieżkę, kosztowało nas to około 30 minut i cofnięcia się do drugiego PK.
Chyba szliśmy na końcu. Spotykaliśmy inne osoby ale wszystkie były z trasy rekreacyjnej.
Zaliczaliśmy kolejne punkty w większości przypadków szukając pozostawionych śladów.
Buty przemiękły nam już po kilku pierwszych minutach ale najgorsze było brak możliwości odpoczynku a w szczególności brak miejsca na położenie swojej dupy. Dwa razy usiedliśmy i nie szkodziło nam nawet przemoczenie tyłka.
Koło ósmego punktu miałem kryzys, byłem blisko zejścia z trasy ale potem dzielnie szliśmy po śladach. Niestety nawet po śladach trochę się gubiliśmy.
Na jednym z punktów spotkaliśmy fajną trójkę a w szczególności jednego z jej uczestników. Zobaczyliśmy go przy wiacie. Był na górce. Długo myślał zanim zszedł do punktu ale bardzo nas rozbawił. Mnie ucieszyło, że nie jesteśmy tacy ostatni. Potem kilkakrotnie jeszcze się mijaliśmy.
Najfajniejsza to była chyba herbatka z ogniska z batonikiem. Skonsumowaliśmy ja koło godziny 19.oo. Do mety dzieliło nas wtedy jeszcze około 15km. Po drodze mieliśmy jeszcze 5 PK. Niestety od tego momentu już nic nie zaliczyliśmy  ale udało nam sie pięknie pogubić. Nie wiem dlaczego zeszliśmy z głównej drogi. Potem zorientowaliśmy się, że idziemy w kompletnie złym kierunku. Musieliśmy przedzierać się przez gęste, dzikie lasy, pokonywać głębokie wąwozy, W jednym z wąwozów fiknąłem nawet fikołka. Całe szczęście nic mi się nie stało bo nie wiem czy Filip by sobie poradził. Było ciężko ale nie wiem czy nie był to przypadkiem najciekawszy fragment całego rajdu. Po dotarciu do asfaltowej  drogi skierowaliśmy się prosto do bazy. Na miejsce dotarliśmy koło godziny 22.oo.
Do mety szliśmy szybko i bez jakiejkolwiek przerwy. Udało sie nam nawet wyprzedzić całkiem dużą grupę uczestników pomimo, że oni chyba próbowali się nawet bronić.
Według SUUNTO zrobiliśmy około 43km. GARMIN zmierzył ponad 70 tysięcy kroków. Niestety rok wcześniej pokonaliśmy większe dystanse ale wtedy nie brneło się w śniegu aż tak dużo.
Zajeliśmy 35 miejsce czyli całkiem dobre.
Musze jeszcze pochwalić organizatora za ciepły posiłek: zupa jarzynowa w dowolnej ilości i kotlet mielony były naprawdę dobre.
Jeszcze jedno. Filip spisał sie świetnie, nie narzekał tak bardzo jak rok wczesniej, dodatkowo kilka ciężkich punktów sam zaliczył.
Na rajdzie tym testowałem maść przeciw odciskom. Przed startem wysmarowałem sobie całe stopy i nawet zadzałało, po rajdzie nie miałem żadnych odcisków ale boję się, że zejdą mi paznokcie z obu dużych palców.

Poznań, 22 luty 2017

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz