niedziela, 12 października 2014

Mazowieckie Tropy, Piaseczno, 11 październik 2014

.......   czyli jak miał być trening a zrobiła się ciężka jazda.


Impreza ta pojawiła się nagle. Nie planowałem startu w ten weekend aż tu nagle organizatorzy MAZURSKICH TROPÓW postanowili zorganizować coś podobnego na Mazowszu i przesłali maila z informacja o nowej imprezie.
W weekend ten odbył się także POLAND BIKE w Wawrze. Początkowo planowałem wystartować w obu imprezach ale przeprowadzka i problemy z rowerem zweryfikowały moje zamiary.
Start rajdu był w ZIMNYCH DOŁACH koło Piaseczna. Wyjechałem z domu po godzinie 8.oo. Na miejscu byłem przed godziną 9.oo. Pogoda była super. Impreza nie była zaliczona do pucharu polski w rowerowych maratonach na orientację więc znajomych twarzy było niewiele.
Start był punktualny. Dostałem dwie mapy w formacie A3 skala 1:50 000. Na mapach było 24PK do odnalezienia w terenie.
Na trasę ruszyłem jako jeden z pierwszYch. Na pewno jako pierwszy dotarłem do PK5. Następne punkty też bez historii (PK18 i PK3).
Kłopoty zaczęły się od kolejnego PK. PK3 był na grobli, na której na początku skierowałem się w naturalnym kierunku. Razem ze mną było tam dwóch innych uczestników. Oni chcieli dotrzeć w lini prostej więc na początek zmoczyli się w grobli która stanęła im na drodze. To mnie zdezorientowało i zamiast ruszyć ścieżką w prawo postanowiłem się wycofać i objechać bagna od wschodu. Tak zaczęło się moje błądzenie. Chociaż początkowo wyglądało to nie najgorzej to po tym punkcie już wiedziałem, że nie zaliczę wszystkich PK. Z drogi asfaltowej zjechałem w lewo do lasu. Na mapie wydawało się, że tą drogą dojadę na wysokość punktu. Niestety kilkaset metrów przed skrętem droga się skończyła. Cofnąłem się i zacząłem błądzić.Zacząłem straszne błądzić teraz nawet nie wiem dlaczego bo rozsadek mówi, że to się nie powinno przydarzyć. Szukałem PK w miejscach, w których go być nie powinno a potem dziwiłem się, że go tam nie ma. Wjechałem w kilka przecinek, błądziłem w lesie, przemierzałem gęstwiny a punktu nie było aż w końcu postanowiłem się wyzerować. Znalazłem skrzyżowanie szlaku czerwonego z asfaltem i stamtąd odmierzyłem lokalizację przecinki. Znalazłem PK 19 ale czasu straciłem multum.
Po szybkim zaliczeniu kilku kolejnych PK (9, 2, 25, 15, 4 i 1) łudziłem się jeszcze, że mam szansę wszystko zaliczyć. Pogląd ten zweryfikował PK12. Najpierw nie znalazłem drogi, której n ie było i przejechałem dodatkowo około 4km. Potem trochę zdziwiony dojechałem na brzeg bagienka (nie zgadzało się z licznikiem), potem zacząłem szukać w złym kierunku i 250m przedzierałem się przez straszne chaszcze aż w końcu trochę zdziwiony wlazłem na PK 12.
Ostateczną decyzje podjąłem po zaliczeniu PK21 i PK17.
Z PK17 źle wybrałem trasę, zamiast zaliczyć PK8 i pojechać na PK20 od razu pojechałem na PK20.
Potem zaliczyłem PK11 I PK14. Na PK14 podjąłem decyzje co robić do samej mety. Chciałem zaliczyć jeszcze dwa PK, PK16 i znajdujący się przy samej mecie PK24.
Nie miałem żadnego problemu z PK16. Wskazałem jego położenie nawet innym uczestnikom, którzy go minęli. Wszystko wyglądało nawet nie najgorzej.
Miałem około 45 minut i około 12km po drodze asfaltowej a PK był położony około 300m od drogi. Jechałem szybko. Kontrolowałem swoje położenie. Skręciłem w gęsty las i tutaj zaczęły się moje problemy. W gęstym lesie nie potrafiłem znaleźć północno- zachodniego rogu cmentarza. Powiem więcej nie byłem w stanie znaleźć żadnego cmentarza. Trochę spanikowałem. Widziałem zawodników podążających do mety. Postanowiłem wjechać w ten gąszcz raz jeszcze. Ale znowu nie myślałem. Zamiast odmierzyć raz i drugi 300m myślałem o spóźnieniu i o tym że tam już byłem. Nie wchodziłem w gąszcz chociaż na mapie wyraźnie było narysowane, że cmentarz nie znajduje się bezpośrednio przy ścieżce. Punktu nie znalazłem.
Skierowałem się do mety. Celem rehabilitacji wyprzedziłem jeszcze kilku zawodników. Przynajmniej się zmęczyłem.
Oddałem kartę i wykorzystałem swój talon na ciepły posiłek. Musze powiedzieć, że makaron z mięsem był wyjątkowo dobry i wcale to nie wynikało z mojego zmęczenia.
Najbardziej mi szkoda ostatniego PK. Powinienem go znaleźć ale chyba w gorących momentach trochę się gubię. Nie był to pierwszy raz kiedy pod presją czasu podejmuję błędne decyzje.
W sumie impreza bardzo udana. Punkty kontrolne pozytywnie schowane, zgodne z mapą. Mapa super, jasna i czytelna i nie ma większego znaczenia, ze może trochę nie aktualna (1990).
Przejechałem blisko 100km. Najważniejsze dla mnie było przygotowanie do mojego 5 HARPAGANA, który odbędzie się w następny weekend. Mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia:
- najważniejsze, naprawa roweru, pomimo wymiany kasety dalej puszcza a dodatkowo spada łańcuch z dużego trybu,
- muszę wiedzieć dokładnie która jest godzina,\
- miarka musi być bardziej precyzyjna, to co używałem wymagało długich pomiarów ( miarka od 10cm),
- muszę założyć długie skarpety bo inaczej nic z moich nóg nie pozostanie,
To wszystko, następne wspomnienia już z HARPAGANA 48.

Warszawa, 12 październik 2014


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz