sobota, 18 października 2014

HARPAGAN-48, Lipusz ..............................

......   czyli jeszcze nie jest ze mną najgorzej.

Był to mój piąty Harpagan w historii. Startuje nieustannie w nim od dwóch lat. Chyba do końca będę darzyć go  sympatią pomimo, tłoku, szablonu, łatwych punktów kontrolnych i wielu innych wad. Zapewne dlatego, że HARPAGAN 44 był moją pierwszą imprezą na orientację "ever".
Moja piąta edycja był nietypowa na pewno pod jednym względem. Do imprezy musiałem przygotować się całkowicie sam bo Bogusia była na szkolnej wycieczce. Do czwartku włącznie zajmowałem się naprawą roweru. Musiałem wymienić dwie zębatki na korbie, pozostałość po Mazovii w Kazimierzu. Udało się, zrobiłem to sam. Prawdziwym pakowaniem zająłem się w piątek po pracy. Niczego nie pominąłem. Zrobiłem sobie kanapki, zrobiłem sobie kawę a nawet herbatę. Nie miałem większych problemów. Wyjechałem przed godziną 20.
W bazie rajdu byłem przed północą. Zdążyłem się jeszcze zarejestrować. Przed północą byłem już ze swoim nowym materacem samopompującym w sali gimnastycznej. Dziwne ale było jeszcze wolne miejsce na posadce. Ułożyłem się w głębi. Było trochę widno ale na miękkim materacu szybko zasnąłem. Super zakup ten materac.
Obudziłem się o 4:30. Dziwne ale prawie wszyscy jeszcze sapali. Najważniejsze z kłopotami ale się wysrałem. Po powrocie dalej prawie wszyscy spali. Zjadłem śniadanie, spakowałem się i wyszedłem. W samochodzie sprawdziłem grafik startów i prawie wszystko się wyjaśniło. Start mój był planowany na godzinę 6:30 a nie 6:00 jak myślałem. Było strasznie ciemno. Miałem problemy z przygotowaniem się do startu. Pomimo 30 minut extra ledwo co zdążyłem na start.
Było chłodno ale co najważniejsze nie padało i miało nie padać przez cały dzień. Ubrałem się lekko, biała bluza, podkoszulek i strój rowerowy. Ciekawostką były długie skarpety Filipa, które Filip pozwolił mi założyć.
Start jak zwykle był punktualny. Nie było żadnych uwag co do trasy i PK.
Mapy jak zwykle zostały rozdane 5 minut przed startem. Było ciemno. Niewiele widziałem oprócz lokalizacji PK. Od razu zainteresowały mnie dwa ciężkie PK ulokowane na północ od bazy. Postanowiłem najpierw pojechać w ich kierunku. Całe szczęście nie tylko ja wpadłem na ten cudowny pomysł. W kierunku tym wyjechała cała watach zawodników. Postanowiłem jechać za wszystkimi i tak na mapie niewiele widziałem. W sposób ten zaliczyłem pierwsze dwa PK, PK15 i PK19. Po niecałej godzinie miałem 9 punktów na swoim koncie. Niezły wyczyn, początek był dobry. Po zaliczeniu drugiego PK zrobiło się jasno. Mogłem już sam kontrolować mapę. Postanowiłem jak zawsze zaliczać przede wszystkim ciężkie PK i ułożyłem sobie kółko zgodnie z ruchem wskazówek zegara. Teraz mogę śmiało napisać, że to był mój największy błąd. Zamiast do PK11 powinienem jechać w kierunku PK7 co zapewne pozwoliło by mi zaliczyć przynajmniej jeden PK więcej. Na rozjeździe nawet zastanawiałem się na skierowanie się w kierunku PK7 ale początkowa idea zwyciężyła. Powodem była trasa, która była dużo łatwiejsza niż zwykle ale skąd mogłem to wiedzieć po pierwszych dwóch PK.
Tak wiec po drugim PK miałem długi mało produktywny przelot z zaliczeniem bazy włącznie. PK11 był chyba moją największą wpadką nawigacyjną. Zamiast najprostszą drogą do niego dotrzeć wymyśliłem sobie dotarcie od tyłu. Tylko 500m dłużej a droga pewna tak sobie pomyślałem. A tutaj niespodzianka. Pojechałem za daleko. Całe szczęście,że się zorientowałem, że dotarłem do drugiego jeziorka. Musiałem trawersować. Jak dotarłem tam gdzie miał być PK też  się zdziwiłem bo go tam nie było. Całe szczęście, że pomyślałem, "Bunkier nie może być na dole", złota myśl, spojrzałem wyżej i był namiot nierozłączny element PK na HARPAGANIE. Musiałem tylko podejść kilkadziesiąt metrów. Zdecydowałem się zrobić to bez roweru. Wracając do roweru minąłem innych uczestników rajdu, którzy przyjechali do PK z właściwej strony. Niestety nie rozumieli oni mojego pytania "czy trudno dojechać do drogi?". Zrozumiałem ich niezrozumienie gdy sam pokonałem ten odcinek. Nie więcej niż 50m szerokiej autostrady leśnej.
PK17 właściwie bez historii. Lekka korekta po wjechaniu na złą drogę i dym z ogniska przy PK. Po zaliczeniu PK17 ułożyłem sobie trasę na następnych kilka PK. Moim celem głównym był PK20. Po drodze chciałem zaliczyć PK13 I PK14.
Plan powyższy udało zrealizować bez większych problemów. PK13 w rowie był ponoć jednym z bardziej schowanych punktów na całej trasie. Mi w jego odszukani pomogli inni uczestnicy rajdu, piechur nawet sam wskazał mi kierunek.Przed PK14 spotkałem dużą liczbę uczestników innego dystansu. W okolicach tych w ogóle jeździłem drogami, których na mapie nie było. Było to dobre rozwiązanie. Metodą za innymi uczestnikami dotarłem do PK20.
Po PK20 opracowałem trasę na resztę dystansu. W zasadzie pomijając PK12 chciałem zaliczyć wszystko co było na drodze do mety.
Zacząłem od PK8. Fartownie znalazłem skrót, który oszczędził mi kilka kilometrów.
Długo zastanawiałem się jak dojechać do PK16. W końcu wybrałem chyba najbardziej sensowne rozwiązanie. Pomimo wcześniejszych obaw bez trudu dotarłem do celu.
Na punkcie nie miałem przerwy, po sczytaniu czipa i podaniu numeru 11 13 ruszyłem dalej. Skorzystałem z kolejnego skrótu by dotrzeć do asfaltu. Miałem małe problemy i pewne wątpliwości ale dotarłem do drogi asfaltowej w miarę szybko. Dalej było łatwo, drogą asfaltową kilka kilometrów skręt w prawo i droga do końca. Końcówkę jechałem za jednym z mistrzów, nawet wytrzymywałem tempo a żeby było ciekawej to na PK nawet go wyprzedziłem bo ponownie nie miałem ani chwili odpoczynku. Starałem się jechać szybko, nie chciałem być dogoniony przez mistrza. Niestety pobłądziłem troszeczkę w miasteczku i kiedy z niego wyjechałem mistrz mnie wyprzedził. PK 10 znajdował się na małej górce do którego prowadziła najpierw wąska asfaltowa droga a potem leśne dukty. Dotarłem do niego lekko po 14:30 czyli po 8 godzinach od startu. Na koncie miałem już 41 punktów, jak byłem na trasie to myślałem, że 39 bo źle zsumowałem punkty na trasie.
Po podbiciu PK10 postanowiłem chwilę odpocząć. Zasłużyłem na te 10 minut odpoczynku. Niestety po tej przerwie miałem prawdziwy kryzys. Ciężko siadłem na rower. Jechało mi się tęż średnio przyjemnie. Dodatkowo zrobiło mi się strasznie zimno. Zastanawiałem się poważnie nad założeniem dodatkowej bluzy. Całe szczęście, że kilkunastu kilometrowa jazda ponownie wprowadziła mnie w trans. Zimno ustąpiło a pedałowanie stało się lżejsze.
Po zjeździe z asfaltu do pokonania miałem około 3km leśnymi drogami. W końcówce minąłem mistrza, który właśnie wracał z zaliczonego punktu, kilkaset metrów dalej zobaczyłem kilku innych zawodników ze Ścibiszem szukających czegoś na mapie. Minąłem ich. Trochę się zdziwiłem gdy usłyszałem pytanie czy wiem gdzie obecnie jestem. Wiedziałem, co prawda licznik wskazywał lekko powyżej 3km ale właściwy skręt w prawo powinien być blisko bo stąd gdzieś przecież wyjechał mistrz. Tak też było, musieliśmy się cofnąć kilkadziesiąt metrów by dotrzeć do polany nad jeziorem gdzie znajdował się mój ostatni PK za 5 punktów. Byłem szczęśliwy. Czasu miałem jeszcze dużo a na koncie już 44 punkty (naprawdę 46) czyli więcej niż mój rekord z ostatniego HARPAGANA. Wiedziałem, że ustanowię swój rekord pod względem uzyskanych punktów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz