środa, 12 lutego 2014

Otwock, Biegi Górskie, 1 luty 2014...

....  czyli nowa impreza biegowa.

Dowiedziałem sie o niej podczas ostatnich biegów górskich w Falenicy. Organizowana jest przez grupę zapalenców z teamu 360 stopni. Organizuja oni także inne imprezy, głównie rajdy przygorowe ale także imprezy na orientację będące w obrębie mojego zainteresowania. Miejsce zawodów zlokalizowane jest w bliskiej okolicy Otwocka. Bazę mieści się w okazałym budynku domu dziecka położonym na dalekim obrzeżu miasta w lesie. Buiegi klasyfikowane są na trzech dystansach: 2200m jedno okrążenie, 4400m dwa okrążenia i 8800m cztery okrążenia. Jedno okrążenie to około 50m przewyższenia. W ostatniej chwili dostrzegłem, że lekko przesunięta jest godzina startu w stosunku do Falenicy. Zawody rozpoczynają się o godzinie 10:30. Zastały zaplanowane 5 edycji, przy czym 1 lutego odyła się edycja 2.
Najgorsze sa poranki. Szczęśliwie chłopaki w tą sobotę nie mieli żadnych turnieji więc na biego mogliśmy pojechać całą rodziną. Dziwne ale od pewnego czasu juz nikt nie protestuje a Bogusia sama jakby zaczynała przejawiać chęć uczestnictwa w moich imprezach sportowych. Co się stało. Pobudka, śniadanie, ubieranie i samochód. Proces wydajacy się być troche monotonny przy pięcio osobowej rodzinie nabiera innych kolorytów. Zawsze coś sie dzieje. Trudno jest popaść w rutyny. Zawsze z domu ostatnia wychodzi Bogusia, potrzebuje kilku minut tylko dla siebie i na ogół je dostaje. Jak jesteśmy opóźnieni czekanie na Bogusie w samochodzie jest troszeczkę nerwowe. Tym razem wszystko przebiegło spokojnie a Bogusia bardzo szybko do nas dołączyła. Musieliśmy przyjechać lekko przed startem bo nie skorzystałemm z możliwości zapisu internetowego i musieliśmy to zrobić przed startem. Samochód zaparkowaliśmy na terenie domu dziecka. Na zewnątrz było zimno i nie przyjemnie. Sam poszedłem do budynku i zarejestrowałem naszą czwórke na zawody: ja i Filip na dwa okrązenia a Martyna i Oskar jedno. Zapłaciłem 20PLN. Mieliśmy troche czasu przed startem. Nie musieliśmy się przebierać bo w zasadzie wszyscy już w momencie wyjazdu z domu byliśmy gotowi do biegu. Miałem trochę czasu na robienie zdjęć. Niestety do mojego OLYMPUSA podpjąłem obiektyw Panasonica z zooomem i jakościowo wszystkie zdjęcia nie wyszły najlepszej jakości.
Linia startu była oddalona o kilkaset metrów od bazy. Przed startem organizator zorganizował zdjęcie zbiorcze wszystkich uczestników i poopowiadł trochę o rajdzie przygodowym na Mazurach, który zorganizowł kilka dni po biegach. Nawet myslałem o wystartowaniu ale okazało się, że jest to rajd dla zespołw dwu- lub cztero-osobowych. Stojąc na lini startu widzieliśmy przed sobą najwyższe wniesienie biegu, Łysą Górę.
Start nastąpił kilka minut po godzinie 10:30. Wystartowałem jako jeden z ostatnich. Bez problemu wdrapałem się na najwyższe wzniesienie rundy. Wspinając się wyprzedziłem kilkanaście osób w tym gościa z kamerą, który obiecał nakręcenie filmiku z całej rundy. Na górce trasa skręcała w lewo i prowadziła wąską leśną dróżko lekko w dół. Niestety tępo mojego biegu nie odzwiedciedlało jeszcze mojej pozycji więc zmuszony byłem na tej wąskiej ścieżce wyprzedzic jeszcze kilkanaście osób. Biegło mi sie lekko i fajnie, na początku nie przeszkadzał mi nawet śnieg, którego w niektórych miejscach było stosunkowo dużo. Po ostrym zakręcie w wprawo przy słupie elektrycznym trasa prowadziła leśnym szerokim duktem. Wszystko byłoby dobrze gdyby nie śnieg. Starałem się zmieścić w bardzo wąskim sladzie po kołach jakiegos pojazdu ale nie zawsze mi się to udawało poza tym na dłuższą metę było to bardzo męczące.
Na trasie mieliśmy jedną małą hopkę a po skręcie w prawo zaczeliśmy z drugiej strony wspinać na opisywana już wcześniej Łysą Górę. Było ciężko ale prawdziwa meka rozpoczeła się na grzbiecie. W przeciwieństwie do Falenicy szczyt tej wydmy był prawie kompletnie pozbawiony drzew co spowodowało, że po ostatnich opadach sniegu nagromadzilo go się całkiem dużo. Dużo wysiłku kosztował każdy krok. Na pierwszym okrążeniu musiałem nawet przejśc kilkanaście metrów. Dopiero po zejściu z grzbietu Łysej Góry można było niormalnie biec najpierw w dół wąską drużką a potem płaską drogą dobiegało się do linni startu-mety. Byłem bardzo zmęczony po zaliczeniu pierwszego opkrążęnia. Nie dałem już rady podbiec pod pierwsze wzniesienie za startem. Za drugim razem znaczną część jego pokonywałem marszem. Biec zacząłem dopiero na szczycie. Pomimo dużego zmęczenia i cięzkich warunków dobiegłem aż do grzbietu Łysej Góry. Niestety całą grzbiet wydmy pokonałem marszem. Byłem tak bardzo zmęczony, że nie mogłem biec. Maszerując zostałem wyprzedaony przez dwójke zawodników. Biec zacząłem dopiero gdy trasa zaczeła prowadzić w dół. Gdy dobiegłem do drogi gruntowej i zobaczyłem Bogusię zacząłem nawet wyprzedzać konkurentów. Udało tak mi sie przesunąć o co najmniej trzy pozycje. Bardzo się ucieszyłem gdy przebiegłem linnię mety. Myślałem, że będzie zdecydowanie łatwiej, niestety śnieg bardzo znacząco zwiększył stopień trudności trasy.
Przy mecie na jedynych krzesełkach siedziała Martynka z Oskarem. Mała dziewczynka dzielnie pokonała swój dystans. Pomimo, że większą część trasy przeszła należą się jej gratulacje. Zdecydowanie była najmłodszą uczestniczką  biegu, udało się jej zająć przedostatnią pozycję. Wyprzedziła jakąś pania z którą razem pokonała większość część trasy. Oskar uplasował się w środku stawki. i nawet był zadowolony bo jakby nie patrząc w Otwocku miał do pokonania znacząco mniejkszy dystans.
Filip pobiegł zanakomicie. Zdublował Martynę i zajął 3 miejsce w klasyfikacji generalnej. Moje miejsce bylo lepsze niż postawa na dystansie. Uplasowałem się w połowie stawki startujących zawodników.
Bogusia zrobiła trochę zdjęć, szkoda tylko, że nie zwracała uwagi gdzie jest słońce.
Po biegu poszliśmy do bazy. Tam dostalismy pyszny sok i kupiliśmy sobie nie najgorszy żurek po 2PLN za talerz. Było naprawdę zimno więc wszystko co ciepłe smakowało super na powietrzu.
Po konsumpcji wsiedlismy do samochodu i pojechaliśmy w dobrych humorach do domu. Było super.

Janki, 12 luty 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz