poniedziałek, 17 lutego 2014

Jabłonna, Mazovia Zimowa 1, 16 luty 2014

....    czyli mój pierwszy w sezonie wyścig rowerowy.


Czekałem na niego niemal pięć miesięcy. Kupiłem specjalne zimowe opony. Rower trzymałem w stałej gotowości. Ale muszę tutaj napisać, ze pomimo braku wyścigów wcale się nie nudziłem. Zawody rowerowe na orientację, biegi górskie orienting w pełni zastąpiły brak zawodów. Dodatkowo zmiany wprowadzone przez ZAMANĘ trochę mnie rozbiły. Likwidacja GWIAZDY MAZURSKIEJ i wcześniejszy start dzieci to moim zdaniem zmiany na gorsze. Całe szczęście jest konkurencja i można wybierać ale karnat na cykl MAZOVII kupiłem.
Pogoda tego dnia była fantastyczna. Co praewda koło godziny 6 obudził mnie obfity opad deszczu to potem juz nie padało a temperatura powietrza w kulminacyjnym momencie dochodziła do 10 stopni Celcjusza. Oczywiście w lesie było chłodzniej. W lesie był jeszcze śmnieg. 
Wstałem o godzinie 7. Zjadłem jajecznicę. W ciągu jednej godziny przygotowałem się do wyjazdu. Bałem się, że o czymś zaponę. W sumie nie było najgorzej. Za wyjątkiem pasu do pomiaru ciśnienia telefonu, którego nie zabrałem na rower wszystko pozostałe udało mi się zabrać. Co prawda licznik ładowałem w ostatniej chwili ale sie udało. 
Na miejscu zawodów byłem jeszcze przed godziną 9. Niestety na rejestrację straciłem ponad 20 minut. Wykupiłem cały pakiet. Zabrakło syropu ale obiecano, że będę mógł odebrać w Pomiechówku na następnych zawodach.. Samochód zaparkowłem przy drodze pomiędzy biurem zawodów a miejscem startu. Przygotowania do startu zajeły mi kilkanaście minut. Jak dojechałem do sektotra piątego, z którego startowałem do startu zostało mi koło 10 minut. Zdążyłem jeszcze sprawdzić licznuk czy dzjała. Działał.
Start zlokalizowany był na całkim szerokiej, błotnistej, leśnej drodze. Liczba zawodników, którzy wystartowali z mojego sektora była niewielka. Ale to bardzo dobrze bo w lesie gdzie była wytyczona cała trasa maratonu była po prostu zima.
Wystartowałem spokojnie. W zasadzie chciałem potraktować to jako trening. Moim jedynem celem było przejechanie trasy MEGA. Byłem przygotowany do startu. Na rowerze maiłem założone bezdentkowe opony z kolcami firmy SCHWABLE. Wbrew moim obawą opony przydały się. Nie odnotowałem żadnego upadku, w ogóle nie schodziłem z roweru a trasa w całości była wytyczona w lesie. Trasa składa ła się z dwóch 15km pętli i 5km rozbiegówki. Przez pierwsze kilometry starałem się jechać z zawodniokami z którymi startowałem. Raczej byłem w drugiej części grupy. Troche jechałem za najsłyniejszym kamerzystą mazowieckich maratonów ale nie za długo, nie wytrzymałem tępa. Od 5km jechałem sam. Samemu jechało mi się lepiej. Nikt mnie nie blokował, nie bałem się, że ktoś przede mną upadnie, wiedziałem co mnie czeka. Jak juz wcześniej napisałem w lesie warunki były zimowe. W zasadzie były dwa rodzaje dróg. Pierwszy rodzaj to śnieżna droga z dwoma śladami po kołach. Dużymi odcinkami na takiej drodze przez śnieg trudno było zmienić nawet pas ruchu. Drugi rodzaj drogi to szeroka leśna autostrada oblodzona z licznymi kaużami i dziurami na której istotne było znalezienie właściwego toru jazdy. Drogi tego typu znajdowały się w okolicach STARTU-METY. Jak już napisałem wcześniej od 5km jechałem sam. Od samego początku cały casz widziałem przed soba sylwetki innych zawodników. Za mną wydawało mi się, że nikt nie jedzie. Naprawdę niewielu zawodników wyprzedziło mnie przez cały marathon.
Początkowo odległość pomiędzy mną a zawodnikami jadącymi przede mną rosła ale na około 4km pętly (10km trasy) zlokalizowany był trudny technicznie odcinek długości około 500m, pełen pni i błota. Na odcinku tym udało mi się znacząco zbliżyć do dwóch ostatnich zawodników grupy. Niestety nie byli oni jeszcze zmęczeni i jak tylko warunki sie poprawiły zaczeli z wolna powiększać przewage nade mną. Widziałem ich cały czas ale dogonich ich nie potrafiłem. Kilka kilometrów przed końcem pętli dogoniłem natomiast dwóch innych zawodników. Jeden wyglądał podejrzanie, Z tyłu roweru miał przymocowany kuferek. Przez chwilę nawet myslałem, ze nie jest to uczestnik maratonu. Zdiwiłem się gdy zobaczyłem gościa, który w 2013 roku wygrał SUPERKLASYFIKACJĘ. Wyprzedziłem go bez problemu. Jechałem sam do przejechanego już wcześniej odcinka yrchnicznego. Po drodze wspinałem się na kila górek. Czym bliżej mety tym małe górki stawały się coraz większe. Zawodników jadących przede mną dogoniłem gdy po raz drugi przejechałem trudny technicznie odcinek. Tym razem nie zamierzałem im odpuscić. Pierwszych dwóch wyoprzedziłem gdy zeszli z roweru. Za trzecim pojechałem. Wyraźnie przyspieszyłem. Przez kilka kilometrów jechałem bezpośrednio za nim. Trudne warunki na trasie uniemożliwiały mi wyprzedzanie. Odnosiłem wrażenie, ze nawet zawodnik domagał się tego ode mnie ale ja nie jestem na każde skinięcie. Wyprzedziłem go wtedy kiedy uznałem to za stosowne. Nie wim jak długo on dotrzymywał mi koła. Jechałem stosunkowo szybko. Myslałem, ze tak spokojnie dojadę do mety. Aż tu nagle kilka kilometrów przed meta ktos mnie wyprzedził. Byłem przekonany, ze to znany mi zawodnik za którym ostatnio jechałem przez kilka kilometrów. Ale wcale tak nie było. Z tyłu roweru był kuferek. Jechałem za zwyciezcą SUPERKLASYFIKACJI. Musiałem jeszcze przyspieszyć. Na wzniesieniach miałem problemy by dotrzymać mu koła ale cały czas jechałem za nim. Wyprzedziłem go 500metrów przed metą. Miałem po prostu lepszy rower. Za linia mety dostałem talon na zupę. Postanowiłem tym razem wymyć sobie rower na imprezie. Wcześniej zmieniłem ubranie. Byłem kompletnie przemoczony. Nawet majtki zmieniłem. Suchy z rowerem wybrałem się do biura zawodów. Niestety kolejka do myjki była zniechecająca. Oddałem rower do przechowalni. Zjadłem dobrą zupę grochową. Po zupie udałem się ponownie do kolejki. Niestety kolejka nic się nie zmniejszyła. Stanełem. Aparatem cyknełem kilka zdjęć. Straciłem kupęczasu. Umyłem rower. Do domu ruszyłem pietnaście minut przed godzina 14.
Bogusia wyprała wszystki moje rzeczy, Ja nasmarowałem łańcuch, wykąopałem się i do końca dnia dochodziłem do siebie po ciężkim wysiłku.
W sumie było super. Lepiej niz się spodziewałem. Opony się sprawdziły. Rower spisywał się bezbłenie. Zmiana klocków hamulcowych przed startem nie miała wpływu na moja jazdę chociaż przed startem tylne koło kręciło sie ciężko.

Janki, 19 luty 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz