czwartek, 14 marca 2013

10 marzec 2013, Karczew, Mazovia Zimowa 2/3

.......   czyli start po starcie jest możliwy.

W tym roku panują naprawdę zimowe warunki w Mazovii. Dwa tygodnie temu w Jabłonnej było fatalnie. Wiosna zawitała do nas jedynie na prolag Poland Bike w Skrzeszewie tydzień wcześniej. W tamtym roku Mazovia miała szczęście do pogody. Czyżby w tym roku to szczęście ją opuściło?
Karczew 2013 to prawdziwa ściganie zimą. W przeciwieństwie do Jablonny rowerem można było jechać. Po "Złocie dla Zuchwałych" i 90km w nogach dzień wcześniej obudziłem się po godzinie 4. Obejrzałem walkę bokserską, rozpakowałem plecak a od godziny 7 rozpocząłem czyszczenie roweru. Roboty było dużo, sobotnie błoto zamarzło na ramie mojego roweru i nie tylko. Skończyłem czyszczenie lekko przed godziną 8. Na śniadanie Bogusia zrobiła jajecznicę. Zjadłem, skończyłem pakowanie i po godzinie 8 skierowałem się w kierunku Karczewa. Jeszcze nigdy nie udało mi się zaparkować samochód tak blisko linni startu-mety. Za dużo czasu na przygotowanie się do wyścigu nie miałem. Próbowałem jeszcze ustawić sobie pedały ale jak się potem przekonałem na wyścigu to mi się całkowicie nie udało. Warunki na starcie było iście zimowe: zimno, wietrznie, wszędzie biało i padający śnieg. Po swoich wyczynach w Jabłonnej musiałem ustawić się w sektorze 10. Start, pierwszy kilometr przejechałem stosunkowo wolno, bo posłuchałem spikera, który przed startem sygnalizował, że pierwszy kilometr będzie bardzo śliski. Rzeczywiście pierwszy kilometr był najbardziej śliski. Cała trasa w przeciwieństwie do Jabłonnej była przejezdna. Trzeba było tylko uważać bo w zasadzie każdy błąd techniczny mógł skończyć się upadkiem. Jechałem ostrożnie, znaczy wolno. Zdecydowaniem więcej zawodników mnie mijało niż ja wyprzedzałem. Od samego początku miałem kłopoty z pedałami. Wpięcie pedałów w zamki to była istna katorga. Walka z nimi zajęła mi znaczący procent trasy. Walkę tą zdecydowanie przegrałem. Las zimą jest piękny. Jeszcze piękniejsza była trasa wyznaczona przez Zamanę. Non stop w lesie. Co chwila podjazd a za nim zaraz stromy zjazd. Zjazdy to już oddzielna historia. Były bardzo strome. Były też bardzo śliskie. Ja oczywiście zjeżdżałem bezpiecznie. Zawsze zachowywałem bezpieczny dystans przed zawodnikiem jadącym przede mną. Potem musiałem nadrabiać tą stratę. Na ogół lekko hamowałem co na tych zjazdach nie było bezpieczne bo jak za mocno naciskałem hamulec to tylne koło wpadało w poślizg. Szczęśliwie nie upadłem ani razu na całej trasie. Jak już wspomniałem wcześniej za szybko to ja nie jechałem szczególnie do rozjazdu FAN/MEGA. Przez caly czas starałem się jechać na kole zawodnika jadącego przede mną. W związku z tym, że wybierani zawodnicy nie byli najszybsi to moje tempo też nie szokowało. Postanowiłem przyspieszyć po wjechaniu na pętle MEGI. Na początek nawet wyprzedziłem zawodnika z CRAZY RACING TEAM. Myślałem że to będzie moje pierwsze z wielu wyprzedzeń. Niestety tak nie było. Wyprzedziłem jeszcze dwóch zawodników ale z kolei w tym samym czasie trzech innych mnie wyprzedziło. Po kilku kilometrach moja sytuacja się lekko ustabilizowała. Dogoniłem jakiegoś młodego i wysokiego zawodnika z .. BIKERS". Postanowiłem jechać za nim, Czułem, że moje tempo spadło. Zawodnik przede mną jechał słabo technicznie, często gubił tor i się wywracał. Nadrabiał to odwagą i ambicją. Przejechaliśmy tak razem dobrych kilka kilometrów. Wyprzedziłem go na którejś z kolei górce kiedy mój towarzysz wywrócił się próbując wystartować w śniegu. Przyspieszyłem. Dogoniłem dwójkę ciekawych kolarzy. Jeden cały na czarno i drugi w czerwonym kombinezonie. Jechali zdecydowanie szybciej i zdecydowanie lepiej technicznie. Już układałem sobie plany kiedy będę próbował ich wyprzedzić przed metą gdy na kolejnej górce przy zmianie biegów pękł mi łańcuch. Ale gówno kupiłem. Łańcuch KMC, pozłacany, super lekki, założony dwa tygodnie wcześniej nie wytrzymał na jednym z pierwszych podjazdów. Podejrzewam, że była to jakaś gówniana podróbka. Co z tego, że miałem zestaw naprawczy i udało mi się tą usterkę usunąć. Nie dość, że straciłem ponad 8 minut to jeszcze po tej przerwie na naprawę strasznie ciężko było mi powrócić do normalnego rytmu. Łudziłem się, że bez problemu wyprzedzę kilku maruderów ale się lekko przeliczyłem. Sił i woli na początku starczyło mi jedynie na podążanie za jednym z zawodników. Dziwiłem się nawet dlaczego on tak wolno jedzie. 5 kilometrów przed metą byłem ostatnim zawodnikiem w czteroosobowej grupie. Całe szczęście, że lekko powracała mi wola zwycięstwa i siły. Bez problemów wyprzedziłem dwóch zawodników i jak wariat do końca goniłem ostatniego. Nie udało mi się go wyprzedzić ale chociaż napędziłem mu pietra. Szkoda, że to szaleństwo tak szybko się skończyło. Było naprawdę super. Zdecydowanie najlepszy wyścig w tym roku. Mam nadzieję, że forma mi rośnie bo patrząc na wyniki to są znacząco gorsze niż rok wcześniej. Po wyścigu szybko spakowałem rower i udałem się do domu. Szkoda, że nie wymieniłem ubrania bo wchodząc do domu byłem taki wychłodzony, ze dziwne, że nie zachorowałem.
W sumie pomimo awarii zająłem 121 miejsce na 134 zawodników, awansowałem do 9 sektora.

Warszawa, 14 marca 2013


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz