sobota, 18 lipca 2020

Orient Akcja ........

........   czyli starość nie radość.


ORIENT AKCJA 4/2020
Łobudzice, Przy Patykach
18 lipca 2020

Ten rok jest nietypowy przez tego cholernego wirusa. Większość rajdów zostało odwołanych. Staram sie startować we wszystkim co jest mozliwe. Z jednego musiałem zrezygnoować przez pracę.
W tym rajdzie zrobiłem kilka błędów które nie powinny sie zdarzyć.
Zaczeło się od rejestracji na rajd. Do piątkowego wieczoru byłem przekonany, że sie zarejestrowałem i wystarczy się tylko spakować i na rajd. W piąek przed wyjazdem z nudów sprawdziłem liste osób zarejestrowanych i tu niespodzianka. Przegladałem listę kilka razy i wielce sie zdziwiłem bo mnie na liście startowej po prostu nie było. Dla pewności sprawdziłem przelewy ale rajdu też nie opłaciłem. Napisałem maila to organizatora, szczęśliwie szybko odpowiedział i spokojnie mogłem przy
gotowywać sie do startu. Przygotowywać to może za wielkie słowo, wyciągnałem plecali i włożyłem wszystko co mi jest potrzebne. Dodatkowo podładowałem kilka gadżetów i byłem gotowy. Bogusia zrobiła izotonik i kilka kanapek. Miejscem rajdu były okolice Łodzi, więc nie musiałem martwic się o nocleg, wstałem o szóstej rano i o 6:30 wyjechałem z domu.
Na miejscu byłem przed godziną ósmą trzydzieści. Zarejestrowałem się z numerem 3. Miałem dużo czasu na przygotowanie roweru. Było strasznie gorąco, łudziłem że się ochłodzi bo w prognozie pogody było zachmurzenie i opady deszczu. Nic z tego, od początku do końca rajdu grzało jak cholera. Taka pogoda najszybciej mnie wykończa.
Już przed rajdem organizator zapowiedział, że mapy będą w skali 1:60 000. Wredna skala. Nie przygotowywałem sie do niej, dlatego też, na początku rajdu zastanawiałem się co znaczy 1cm na mapie, i co znaczy na mapie przejechanie 1km. Wyda się to być łatwe jak konstrukcja cepa ale tylko się tak wydaje a każdy błąd to strata wielu minut.
Po rozdaniu map na trasę wyjechałem jako jeden z pierwszych jak nie najpierwszy. Koniecznie chciałem zaliczyć wszystkie punkty w najbliższej okolicy. Ruszyłem na północ. Bardzo szybko przegoniło mnie kilku szybszych zawodników. Spokojnie mogłem podążać za nimi. Pierwszy PK był nieźle schowany w lesie. Całe szczęście że zawodników było tak dużo, że szybko udało się go odszukać, ja niestety najpierw szukałem a potem patrzyłem na mapę w efekcie czego byłem daleko od PK. Bez większej historii zaliczyłem kilka następnych PK. Zbłądziłem poważnie na czwartym PK. PK był bardzo prosty. Wybrałem optymalny dojazd drogami asfaltowymi, wymierzyłem odległości. Tylko upał mógł mnie wytłumaczyć. Błąd był prosty. Punkt był przy drodze asfaltowej. Ja zapomniałem o jednym zakręcie a że okolica była podobna to dziwiłem się czemu inny zawodnicy się nie zatrzynują tylko mijają miejsce w którym moim zdaniem jest PK. Nie wiem ile czasu straciłem ( 20 minut ) ale nie było to 5 minut.

Ale nie był to mój największy błąd na trasie. Największy błąd był dopiero przede mną. PK5 był opisany standardowo "brzeg strumienia". Jak dojechałem na miejsce wiedziałem, że jest źle ale źle dopiero być miało. Przy PK spotkałem najstarszego uczestnika rajdu. Droga do PK była zablokowana posiadłościami. Wystarczyło odmierzyć odległość i we właściwym miejscu skierować się na północ ale ja liczyłem na drogę. Drogi nie było. Skręciłem za późno i razem z najstarszym uczestnikiem zacząłem krążyć. Krążyłem i krążyłem najpierw z rowerem a potem bez niego. Niestety krążyłem w złym miejscu. Pojechałem ździebko za daleko. Dopiero gdy wróciłem znalazłem właściwe miejsce gdzie należało skręcić na północ a potem należało znaleźć już tylko środkową odnogę strumienia i punkt znaleziony. Straciłem 50 minut.

Tylko przy koleinych PK spotykałem innych uczestników rajdu ale prawie wszystkie PK odszukiwałem sam. Ustawiłem sobie PK na powrót, tak by wracając mieć jeszcze coś do zaliczania. Niestety byłem bardzo zmęczony i do jednego PK już nie pojechałem, zmęczenie, brak woli walki bo czasu miałem wystarczająco dużo.
Byłem już zmęczony bardzo. Jechało mi się ciężko, a słońce wciąż grzało i grzało. Przede mna była długa, prosta, asfaltowa droga lekko wznosząca się do góry. Wiatr oczywiście wiał prosto w twarz. Nogi wytrzymywały ale strasznie bolał mnie kark. Tak bolał, że bardzo ale to bardzo chciałem się zatrzymać. Poprzez mijane skrzyżowania odliczałem dystans do ostatniego PK. Wiedziałem, że na nim trochę odpocznę.
Na metę przyjechałem 25 minut przed końcem czasu. Zostawiłem rower i poszedłem cos zjeść. Dostałem biały barszcz i kawałek kiełbasy.
Mój wynik był kiepski, 16/25 PK to nawet na MEGA za mało. Powinienem więcej potrenować. Następne zawody też w okolicy Łodzi za dwa tygodnie. Potrenuję trochę i będzie lepiej.
W sumie przejechałem ponad 90km. Zająłem 45 miejsce na 61 zawodników sklasyfikowanych. W zasadzie nie odpoczywałem pomimo fatalnej pogody. Rower mnie nie zawiódł ponownie, pomimo że koła dalej za dobrze powietrza nie trzymają.

Obywatelska
Andrzej Smejda
19 lipca 2020

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz