niedziela, 12 czerwca 2016

Mazurskie Tropy czyli .......

..........  czyli o tym jak bardzo chciałem się zrehabilitować.

Był to mój czwarty start w tej imprezie. Pierwsze dwa były przyzwoity niestety ostatnim razem pogoda mnie wykończyła.
Tym razem pogoda była iście rowerowa z kilkoma prysznicami. 
Start był w środku Mazur a rzekę Kurtynię przejeżdżałem przynajmniej trzy razy.
Do bazy przyjechałem jeszcze w piątek. Spałem ponad sześć godzin. Miałem dużo czasu na przygotowanie się do startu. Może nawet za dużo. Z domu zapomniałem tylko zabrać sznurka do karty startowej. W rowerze przed startem zmieniłem tylna opnę. Technicznie wszystko było OK. 
Na starcie dostaliśmy dwie mapy w formacie A3, skala 1:50000. Na mapie było 28PK. Szybko wybrałem trasę i jako jeden z pierwszych opuściłem bazę. Początek był bez historii. Pierwsze dwa PK zaliczyłem w asyście innych zawodników. Trzeci PK zdobyłem niewątpliwie trochę nowatorską metodą ale mimo to w dobrym humorze pojechałem do czwartego PK. I tutaj nastąpił przełomowy moment tego rajdu. Pomimo lasu i licznych dróg, dojazd miałem bezbłędny. Ale nie wiem dlaczego na tej drodze minąłem przecinkę. Na miejscu wszystko się zgadzało, kształt drogi, polana. Pomimo to nie potrafiłem na niej znaleźć przecinki, Najpierw się cofnąłem. Spotkałem dwóch innych zawodników, oni też dziwili się że punktu nie ma. Ja cofnąłem się nawet za bardzo. Przetestowałem alternatywny wariant, przez chaszcze i łąki. Doszedłem do leśniczówki, która tylko potwierdzała, że od początku byłem na dobrej drodze. Podchodząc punkt od leśniczówki, zjeżdżając na piaszczystej drodze wywaliłem się przez kierownicę. Oprócz potłuczeń właściwie nic się nie stało ale zawodnik jadący naprzeciwko mnie powiedział, że upadek był efektowny. Technicznie rozwaliło mi się mocowanie do mojego GARMINA i musiałem go schować do plecaka. Niestety upadek był moim najmniejszym problemem. Problemem była lokalizacja PK12. Nie mogłem zrozumieć jak mogłem minąć czerwony lampion co najmniej dwukrotnie. Może przez okulary. Może przez nieuwagę. W każdym razie nie wiem jak długo bym go jeszcze szukał gdyby nie zawodnik Krochamal. Zobaczyłem go i skierowałem sie w jego kierunku. I właśnie tam był mój zapamiętany PK. Straciłem na nim ponad 60 minut. Dla mnie jest to bardzo dużo. Wiedziałem już, że nie zaliczę wszystkich PK. Przez kolejnych kilaka godzin byłem w psychicznym dołku. Realizowałem swój plan ale już bez  entuzjazmu. Co gorsze kolejne dwa PK nie były łatwe. O ile pierwszy z nich zaliczyłem bez problemu to drugi też kosztował mnie kilkanaście minut. Na zapisie poszukiwań zauważyłem, że mogło być szybciej ale pierwsza drogę za szybko skończyłem. Pon tym PK byłem już kompletnie załamany. Całe szczęście, że kolejne PK były stosunkowo łatwe. Zaliczyłem je. Po drodze zacząłem mijać zawodnika w kraciastej bluzie, towarzyszył mi już do końca rajdu jak kilku innych zawodników i zawodniczek. Zapewne to oni mnie zdopingowali do dalszej walki. Zdecydowanie podbudowałem się psychicznie. Z upływem mijanych kilometrów jechało mi się coraz fajniej. Na koniec postanowiłem przejechać dodatkowe 8km by zaliczyć jeszcze jeden PK. W sumie zrobiłem ich 24 z 28. Zdecydowanie zaliczył bym wszystkie gdyby nie zamroczenie na 12PK. Bardzo tego żałuję. 
Niestety takie pasztety zdarzają mi się stosunkowo często. Nie potrafię z nimi walczyć a ich konsekwencję są straszne. Największe z nich to niewątpliwie NIEMIECKI WIADUKT i ostatnie Dymno gdzie po nieznalezieniu PK zjechałem do bazy. Muszę na tym popracować. 
W sumie fantastyczny rajd, fantastyczne krajobrazy, bardzo fajna mapa.
W sumie przejechałem niemal 140km. 
Miejsce nie będzie za dobre bo już na macie wisiała lista 28 zawodników którzy zaliczyli wszystkie PK.
Czy zrobiłem jakieś błędy nawigacyjne?
Pewnie tak ale nie duże, zapewne dlatego że trasa była stosunkowo prosta.
Chciałbym MT wyróżnić jeszcze za jedną rzecz. Po rajdzie dostałem najlepszy obiad jaki kiedykolwiek spożywałem na imprezach rajdowych, pomidorowa plus ziemniaki z surówką i kurczakiem. Super żarcie.
Najgorsze, że podczas upadku obiłem sobie trochę żebra i czuję że je mam cały czas.
Był to mój 5 raj z kolei. W kolejce czekają kolejne 5 w tym jeden 24 godzinny.
Obywatelska, 12 czerwca 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz