wtorek, 31 maja 2016

Gdynia, Rajd z Kompasem czyli ...................

.....   moi dwaj synowie na jednym rajdzie.

To był nietypowy rajd. Miejscem jego była Gdynia, duże miasto na wybrzeżu. Na miejscu startu pojawiliśmy się całą rodziną. W rajdzie wystartowało nas dwóch, ja i Filip.
Start rajdu też był o nie typowej godzinie, sobota po południu, godzina 13.oo. Z domu wyjechaliśmy wpół do godziny 9.oo. Przed sobą mieliśmy ponad trzy godziny na autostradzie. Udało się. Na miejscu byliśmy przed godziną 12.oo. Mieliśmy dosyć czasu na przygotowanie i zarejestrowanie się. Miejsce startu też było szczególne, plaża przy molu w Orłowie. Był to pierwszy mój start z aparatem fotograficznym. Zamocowałem go sprytnie do plecaka i nawet zrobiłem kilka zdjęć.
Na starcie było ciasno. Oprócz 30 konkurentów było drugie tyle rowerzystów startujących na dwa razy krótszym dystansie oraz multum piechurów, dwa dystanse i ponad setka startujących.
Trasa tradycyjnie składała się z dwóch pętli A i B myślałem tylko, że myślałem, że pętla A będzie znacząco krótsza od trasy A. obie trasy wydały się tak samo długie.
Jak wcześniej napisałem rajd rozpocząłem razem z Filipem. Już pierwszy punkt sprawił nam duże trudności. Ulokowany był na krawędzi zabudowań, w lesie prowadzącym na plażę. Żeby tam dotrzeć wybraliśmy ścieżkę wzdłuż morza. Nie przyszło mi do głowy, że będziemy musieli pokonać ponad 100m2 w wąwozach większych niż w nie jednych w polskich górach. Nie spieszyliśmy się za bardzo co powodowało, że wyprzedziło nas kilku lub nawet kilkunastu piechurów. Problemy zaczęły się po wyjściu z lasu. Trudno było mi ustalić gdzie naprawdę jesteśmy, muszę napisać, że mapa w skali 1:50 000 była w średniej jakości ale zapewne wynikało to z charakteru okolicy, obszaru wysoce zurbanizowanego. Uratował nas kościół i przy nim udało nam się znaleźć pierwszy PK. Następne dwa PK były umieszczone w porcie. Pierwszy znajdował się przy DARU POMORZA. Widziałem go pierwszy raz go na żywo, naprawdę jest imponujący, widziałem go pierwszy raz na żywo. Filipa on nie zachwycił. Tak się nim zachwyciłem, że nie doczytałem opisu który mówił że PK jest w barze o nazwie Dar Pomorza.
Następny PK znajdował się w porcie przy ogromnym statku wycieczkowym, takiego dużego pływającego okrętu też nigdy nie widziałem. Filip oczywiście wszystko stemplował, ja najczęściej w tym czasie robiłem zdjęcia.
W tej części rajdu bardzo podobała mi się jazda w tłumie. Lubię jeździć szybko w tłumie i tutaj mogłem to spokojnie testować.
Niestety po trzecim PK zaczęły się lekkie wzniesienie. Już do czwartego PK musieliśmy prowadzić rowery. Ogólnie muszę napisać że pomimo ciężkiej mapy nie robiliśmy większych problemów nawigacyjnych. Jeden punkt znalazł nawet Filip. Opis punktu brzmiał " coś mi ukradziono. Ja wprowadziłem nas w jakąś podobną ale niewłaściwą drogę. Filip od początku się upierał, że powinny to być tory kolejowe i miał rację. Fajnie się rozebranymi torami jechało, było to tak zarośnięte krzakami że całe 400m jazdy to kontakt rowerzysty z roślinami na całej wysokości. Fajne.
Kiedy jestem zmęczony to robię błędy, pod koniec pierwszej pętli chciałem wybrać beznadziejną kolejność zaliczania punktów. Trzeźwy umysł Filipa mnie przed tym powstrzymał wskazując właściwą kolejność.
Do bazy dotarliśmy przed godziną 19,oo. Czekali już tam na nas pozostali członkowie rodziny. Zadzwoniliśmy do nich bo Filip potrzebował prowiantu a ja zorientowałem się, że Bogusia jeździ moim samochodem bez dowodu rejestracyjnego. Szkoda, że trochę zepsuliśmy im zwiedzanie zoa w Gdańsku. Na mecie zrobiliśmy sobie dłuższą przerwę. Zjedliśmy żurek. Filip wykorzystał ten czas i przekonał wszystkich, że jest chory. Ze mną to się udało bo dość niespodziewanie Oskar wyraził chęć jechania ze mną. Szybko przywdział strój kolarski, siadł na rower i ruszyliśmy na zachód.
Z pierwszym PK nie mieliśmy dużego problemu. Drugi zaliczyliśmy już raz wcześniej więc po wyjściu z gęstwiny nie było większego problemu by go znaleźć raz jeszcze. Właśnie przy nim spotkaliśmy grupkę zawodników których w przeciągu kolejnej godziny mijaliśmy wielokrotnie. Oni jechali szybciej ale my wybieraliśmy bardziej optymalne drogi. Razem z nimi znaleźliśmy kolejny PK. Muszę napisać tutaj, że z Oskarem jeździ się inaczej niż z Filipem, Jak w życiu Oskar jest bardziej zaangażowany. Zaliczyliśmy z nim jeszcze dwa PK. Jeden na wzniesieniu powyżej torów kolejowych. Nie powiem ciekawy i wcale nie tak łatwy do zdobycia. Trochę szukaliśmy ale się udało. Było już ciemno. Oskar chciał jechać dalej, ja pomyślałem o powrocie i postanowiłem wracać. Oskar dostał kompas i miał doprowadzić nas do bazy, nawet mu się to udało. Pozostał nam do zaliczenia ostatni PK. Określiłem go nazwą "Crem de la crem". Punkt miał być łatwy i taki się ukazał chociaż ta noc była przerażająco ciemna. Jednak z Oskarem udało się bez problemu go odszukać. Pozostał nam już nam tylko rajd przez park w ciemności do mety. Pomimo, że starałem się jechać w miarę szybko na koniec Oskarowi udało się mnie wyprzedzić,
Potem zdałem karty startowe, spakowałem sprzęt i obejrzałem morze z mola.
Pozostał najgorszy etap naszej wycieczki. Powrót do domu samochodem. Naprawdę byłem zmęczony i nie wyspany. Dałem radę, do domu dojechałem na godzinę 3. Niestety musieliśmy jeszcze wysadzić rowery.
Po przyjeździe chciałem jeszcze zobaczyć półfianł NBA. Niestety się nie udało, zasnąłem zaraz po zmianie pozycji na horyzontalnej.
Rajd był super, byłem sceptyczny ale naprawdę było bardzo fajnie.

Obywatelska, 31 maj 2016.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz