niedziela, 20 września 2015

20 wrzesień 2015, Mazowia Rawa Mazowiecka,

.................
Na zawody do Rawy pojechaliśmy w trójkę: Filip, Oskar i Ja. Niestety Martynka zachorowała na ospę i nie mogła nam towarzyszyć. Szkoda bo to jest jedyne dziecko, które cieszy się z wyścigów.
Wyjechaliśmy o godzinie 8.oo, musieliśmy jeszcze zabrać rowery z Zapustnej.
Przed startem mieliśmy stosunkowo dużo czasu. Ze względu na problemy z Koną postanowiłem pożyczyć Oskarowi swój rower na start. Oskar ustawił się w drugim rzędzie. Do przejechania miał zaledwie 6km. Trasa chyba nie była ciężka. Na metę Oskar przyjechał piąty kilka sekund za zwycięzcą. W swojej kategorii zajął 3 miejsce. Dla rodziny zdobył dużo punktów.
Filip niestety musiał jechać Koną i stracił kilka sekund bo raz spadł mu łańcuch. Ale pojechał dobrze. Do zwycięzcy stracił około 10 minut i zajął miejsce 50.
Ja musiałem pojechać MEGĘ. By być sklasyfikowanym muszę zaliczyć jeszcze dwie MEGI. Całe szczęście, że dzisiejsza MEGA to zaledwie 47 nie najcięższych kilometrów. Niestety startowałem z 8 sektora co jest trochę obciachem. Początek asfaltowy ale po dwóch kilometrach pojawiły się górki, poczułem, że jadę. Po siedmiu kilometrach czułem się bardzo zmęczony ale raczej wyprzedzałem niż byłem wyprzedzany, Na 9km był rozjazd FITa. Zrobiło się trochę luźno. Prowadziłem. Za mną jechał gościu w kolorowej bluzce. Przede mną w dali byli jacyś zawodnicy. Z wolna ich doganiałem. Po kilku kilometrach chłopak w kolorowej bluzce mnie wyprzedził. Jechałem za nim. Chyba przyspieszył. Wyprzedziliśmy kilku zawodników. Tak dojechałem do 35km. Byłem zmęczony bardzo. W pewnym momencie podjąłem nawet decyzję, że nie dam rady i będę jechał na kole dziewczyny, którą właśnie wyprzedzaliśmy. I stał się cud. Pod lekką górkę, dziewczyna zwolniła, chłopak w kolorowej bluzce odpuścił i musiałem ich wyprzedzić. Nie wiem dlaczego ale kolorowa bluzka odpuściła. Już do samej mety jechałem sam. Tuż przed metą Zamana zafundował małą niespodziankę. Kilka razy przejeżdżaliśmy przez piaszczysty grzbiet. Miałem już dosyć. Tylko ambicja nie pozwalała mi zsiąść z roweru. Wjechałem na wszystkie górki. Już na starcie zorientowałem się, że mam kompletnie zepsuty przedni widelec. Przyklepł zupełnie. Na ostatnich kilometrach wyprzedziło mnie jeszcze trzech zawodników. Nie miałem siły jechać za nimi ale do samej mety trzymałem kontakt wzrokowy. Jak startowali z wcześniejszych sektorów to przegrali ze mną. Na finiszu dałem z siebie wszystko. Mój czas to 2:07 i miejsce pod koniec drugiej setki. Chyba nieźle. Jest nawet szansa, że dla rodziny zdobędziemy powyżej 1300pkt. W klasyfikacji tej bronimy 6 lokaty. Czy nam się uda? Chyba nie ale 7 miejsce jest możliwe.

Warszawa, 20/9/2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz