piątek, 12 czerwca 2015

Leśne Dukty............

.............   czyli następna fajna sobota.

Leśne Dukty
Lipka
2015


Niestety Nadleśnictwo, które organizujące Leśne Dukty jest położone daleko od nowo wybudowanych autostrad. Na rajd musiałem wyjechać już w piątek. Na miejscu byłem przed północą. Nie lubię spania w namiotach. Nauczony poprzednią edycją przygotowałem się do spania w samochodzie. Nie jest to dla mnie problem bo w GALAXY jest stosunkowo dużo miejsca. Samochód ustawiłem w zaciemnionej okolicy. Przeniosłem rower ze środka samochodu na jego dach. Posłałem sobie łóżko i poszedłem spać. Spało mi się bardzo dobrze chociaż w nocy było bardzo zimno. Przez to budziłem się kilko razy by w końcu jako nakrycia użyć także koca. 
Rano miałem wystarczającą ilość czasu na umycie się, rejestracje, przygotowanie siebie i roweru do startu. Musiałem także zjeść śniadanie przygotowane przez Bogusię. Tym razem kanapki nie były  za dobre ale byłem tak głodny, ze ledwo starczyło mi ich do końca. Musiałem oszczędzać.
Leśne Dukty są stosunkowo specyficznym rajdem. Rozpoczynają się od typowej jazdy na orientację. Tym razem musieliśmy zaliczyć 15 punktów wagowych by przystąpić do następnego etapu. Niestety podczas jazdy w trudnym terenie z tylnej zębatki spadł mi łańcuch i zblokował się pomiędzy szprychami a zębatką. Nie mogłem go stamtąd wyciągnąć. Zmęczyłem się bardzo. Straciłem kupę czasu ale roweru nie uruchomiłem. Musiałem doprowadzić go do bazy po drodze zaliczając dwa brakujące punkty kontrolne.
W bazie odebrałem mapy na następny etap. Poszedłem do samochodu i ponownie zacząłem walczyć z łańcuchem. Pewnie walkę bym przegrał gdyby nie dobry człowiek, który mnie pomógł. Ja się męczyłem kilkadziesiąt minut on potrzebował na wyciągnięcie śrubokręt i kilka minut. Jeszcze raz dzięki  bardzo dobry człowieku. Przy okazji uszkodził mi się tylny hamulec, który udało mi się samemu zreperować. 
Na trasę wyjechałem przed godziną 11. Straciłem ponad godzinę. Wiedziałem już, ze nie wygram ale chciałem powalczyć. 
Już na pierwszym PK popełniłem poważny błąd. Nie wiem dlaczego skręciłem w złą drogę i przez kilkanaście minut szukałem czegoś czego tam nie było. Musiałem się wrócić i ciężką leśna drogą dotrzeć do brzegu strumienia. Potem już bez większych przygód zaliczałem kolejne PK popełniając mniejsze niż większe błędy. Zdziwiony byłem tylko brakiem na trasie jakiejkolwiek konkurencji. Wszystkie punkty na wschodzie zaliczałem w kompletnej samotności.
Okolica była całkiem przyjemne do jazdy.
PK zlokalizowane na południu także zaliczyłem bez większych przeszkód chociaż pod koniec zacząłem odczuwać coraz większe zmęczenie. Pojawiły się pierwsze znaczące błędy nawigacyjne. Nie wykorzystałem skrót, wjechałem na prywatny teren i trochę na nim błądziłem aż spotkałem grubego, obleśnego właściciela, który zaczął mi tłumaczyć, że już jutro postawi tabliczkę z napisem TEREN PRYWATNY. Szkoda, że nie zrobił tego wczoraj.
Przy okazji zaliczania jednego z punktów zmoczyłem się do kolan bu musiałem przejść na drugą stronę rzeczki. To od tej rzeczki towarzyszył mi fajny piesek z posiadłości, która mieściła się nieopodal.
Prawdziwy kryzys przyszedł na ciężkiej piaskowej drodze. Początkowo chciałem wracać do bazy. Odpocząłem. Postanowiłem zaliczyć odcinek specjalny i dwa dodatkowe PK i dopiero wtedy skierować się do bazy. To była słuszna decyzja. Odzyskałem siły i energię. Z każdym kilometrem odzyskiwałem chęć do dalszej jazdy. W zasadzie mógłbym zaliczyć jeszcze z jeden PK ale było już późno i byłem blisko bazy. Dotarłem na metę 15 minut przed limitem czasu. 
Początkowe problemy uniemożliwiły uzyskać mi dobry rezultat ale było super. Mam nadzieję, że nie będę miał więcej rowerowych problemów.
Po regionalnym posiłku przy ognisku wróciłem do samochodu i przed północą byłem w domu. Straciłem kilka minut przez błędne wskazania GPSa, który zamiast do Bydgoszczy kierował mnie do Tucholi.

Targówek, 12 czerwiec 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz