środa, 27 maja 2015

Mazovia Mrozy .......

............   czyli działo się dużo.

Na wyścigi rowerowe tym razem pojechaliśmy wszyscy. Ja w zasadzie zaraz po powrocie z rajdu na orientację. Przyjechałem po godzinie 23 w sobotę jak się wykąpałem i poszedłem do łóżka zrobiła się już godzina 1 w nocy. Krótki sen, pakowanie, ubieranie i o godzinie 8:30 byliśmy wszyscy razem z trzema rowerami w samochodzie zmierzającym do Mrozów.
Nie mieliśmy za dużo czasu na przygotowanie rowerów dla dzieci. Poszedłem z Martyną na start. Oskar sam ustawił się w trzecim rzędzie. Niestety takie są efekty późnego przybycia. Bogusia nawet myślała o przejechaniu fita. Szczęśliwie zakończyła na hobby.
Oskar jak zawsze przyjechał bardzo zmęczony. Dał z siebie wszystko ale wyprzedziło go aż sześciu konkurentów. Ale to chyba pierwszy raz w tym roku kiedy pokonał wszystkie dziewczyny.
Martynka też dojechała do mety bez większych przygód ale niewątpliwie mogła dać z siebie więcej.
Bogusia była bardzo zmęczona. Dobrze, ze nie pojechała FITa.
Ja zdesperowany byłem pomimo zmęczenia pojechać MEGĘ. Myślałem, że będzie prosta i krótka. Krótka była ale kilka sekcji błotnych bardzo ja utrudniła. Pierwsze błoto rozpoczęło się po rozjeździe z FITem. Prze niemal dwa kilometry jechałem w błocie i wodzie po osie roweru. Było ciężko ale przejechałem chociaż moje tempo nie było za imponujące. Druga sekcja błota znajdowała się już na części wspólnej trasy z FITEM. Ją tez przejechałem bez zatrzymania, Udało mi się tutaj wyprzedzić nawet kilku konkurentów. Do tego momentu tempo moje było nawet nie najgorsze. Jechałem głównie w grupie a czasami sam. Przez duży kawałek trasy jechałem z parą. Częściej za nimi ale czasami prowadziłem. Niestety po drugiej sekcji, około 6 km przed metą osłabłem. Zostałem sam. Bardzo się męczyłem. Chociaż wyprzedził mnie tylko jeden zawodnik do mojej pary straciłem ponad 2 minuty na ostatnich sześciu kilometrach.
Filip miał pecha. W drugiej połowie wyścigu poważnie wywalił się na asfalcie. Zawodnik przed nim zahamował a on nie zdążył. Mocno obtarł sobie łokieć i lekko uszkodził dłoń. Teraz mogę napisać, że najgorsze to uszkodzenie roweru a dokładnie wygięcie wolframowej blaszki trzymającej tylne zawieszenie. Nie wiem ale mam podejrzenia, że usterka ta eliminuje rower z użytku.
Po wyścigu jak nigdy staliśmy ponad godzinę w kolejce by umyć rowery. Było to konieczne.
W domu byliśmy późno bardzo bo jeszcze zagłosowaliśmy na Bronka co wcale mu nie pomogło.

Janki, 27 maj 2015

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz