piątek, 10 stycznia 2014

Falenica, Biegi Górskie, Edycja 2

.....   czyli naprawdę ostatnia impreza w roku.

Na tą imprezę ponownie wybraliśmy się całą rodziną. W zawodach oprócz mnie wystartował Filip i Oskar. Bogusia i Martyna robiły zdjęcia. Pogoda była fantastyczna jak na koniec miesiąca grudnia. Temperatura około 5 stopni celcjusza i piękne słońce. Tym razem nie musieliśnmy się rejestrować więc dużego zamieszania przed startem nie było. Przejazd też nie sprawił nam większych problemów. Rzeczywiście droga wskazana przez GPS jest najszybsza (Ostrobramska).
Nie miałem specjalnych oczekiwań co do mojego startu. Chciałem ustanowić tylko swój rekord trasy a gdyby przy okazji udało się zejśc poniżej 18 minut było by super. Oczywiście obowiązkowo chciałem wygrac z Oskarem.
Na starcie w przeciwieństwie do chłopaków ustawiłem się na szarym klońcu. Na linni startu byuło tak tłoczno, że nie szło mi gdziekolwiek się przepchać tuż przed startem. Jak zawsze biegło mi sie stosunkowo cięzko. Jak za każdym razem liczyłem górki. Oskara wyprzedziłem na drugim podbiegu. Tym razem w przeciwieństwie do pierwszej edycji prawie nikt mnie nie wyprzedzał. Ja natomiast wyprzedzałem przez cały dystans, oczywiście liczba wyprzedzanych zmniejszała się razem z dystansem do mety. Na ostatniej górce próbowałem wyprzedzić starszą zawodniczkę. Niestety zrobiłem to bardzo nieostrożnie. Był ostry zakręt. Próbowałem zrobić to po wewnętrznej gdzie nie było na ten matewr miejsca. Moja prawa noga wpadła w mały dołek i wtedy usłysdzałem zgrzyt kości. Nie upadłem ale noga zabolała mnie mocno. Biegłem dalej ale każdy krok sprawiał mi ból. Dobiegłóem do mety, zmęczenie dławiło ból. Rekord trasy ustanowiłem, niestety nie zeszłem poniżej 18 minut ale byłem bardzo blisko.
Prawie minite po mnie przybiegł Oskar. Był baedzo zmęczony. Bardzo długo dochodził do siebie.
Ja razem z Martynka poszedłem na górkę porobić trochę zdjęć moim OLYMPUSem. Na górve wybrałem super miejsce. Niestety nie za bardzo opanowałem ustawienia aparatu i jak się potem okazało za dużo dobrych zdjęć to mki nie wyszło. Odkryłem natomiast w aparacie super funkcje. Zdjęcia seryjne. Ten aparat po prostu strzekał jak karabin maszynowy. Muszę jeszcze tylko opanować technikę ostrzenia. Niestety Martynka miała troche inny cel, koniecznie chciała dojść do jeziora, o którym słyszała na starcie. Jeziorko było zlokalizowane przed piątym podbiegim na dole więc, żeby do niego dotrzeć powinniśmy jeszcze zejśc z górki. Nie chciało mi się, noga bolała mnie coraz bardziej. Lodami z MacDonalda przekabaciłem Martynkę byśmy wrócili na linie STARTU-METY do Bogusi i chłopajów. Udało się.
Na mecie sytuacja była juz opanowana. Oskar doszedł do siebie. Filip był zadowolony, co prawda nie uplasował sie na podium ale poprawił swój rezultat i zszedł z czasem poniżej 15 minut. Przed wyjazdem zajrzeliśmy jeszcze do szkolnego bufetu. Ja nic nie jadłem. Reszta skonsumowło zupę i zagryzło to wszysko ciastem. Ponć było niezłe.
Z Falenicy pojechaliśmy prosto do MacDonalda w Alejach Jerozolimskich. Zamówiłem dla wszystkich po jednym lodzie. Lody były takie sobie. Stąd mieliśmyjuz blisko do naszego domu.
Następnego dnia noga mi spuchła. Do lekwrza wybrałem się w poniedziałek. Młody lekarz dokładnie obejrzał stopę i wydał werdyk. Nic poważnego się nie stało ale naderwały się jakieś "trąbki"  i przez 3-4 tygodnie najlepiej gdybym się nie ruszał.
Niestety był to dla mnie zły werykt. Pomimo pięknej pogody musiałem całkowicie zrezygniować z wyjazdu do Ełku na "Ełcką zmarzlinę"- marsz na orientację a co najważniejsze fiasku uległ mój plan treningowy. Z planowanych 100km przeszedłem jedynie 20.
Kupiłem sobie lekarstwo, przez 3 dni okładałem sobie nogę zimnymi okładami i powiedziałem, że zrobie wszystko by wystartować w trzeciej edycji biegów górskich i w nocnych biegach na orientację. Obie imprezy odbędą sie dwa tygodnie po tym biegu. Mam nadzieję, że nie rozwalę sobie nogi i po raz trzeci z rzędu wystartuje w ZIMOWYM TRIATHLONIE.

Janki, 10 stycznia 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz