poniedziałek, 15 lipca 2013

Puławy, 13 lipiec 2013, Mazovia

.........   czyli start po dłuższej przerwie.

Do tego startu przygotowałem się specjalnie. Na ostatnich maratonach czulem się po prostu zmęczony. Jechałem wolno, wszystko mnie bolalo i nawet zadowolenie z ukończonego maratonu było mniejsze. Dodatkowo zmęczyły mnie cztery dni naszych wsopólnych rodzinnych wakacji w Karkonoszach. Postanowiłem nie ruszać roweru w pierwszym tygodniu lipca. Zrezygnowalem z dość kultowego dla mnie maratonu POLAND BIKE w górze Kalwarii.
Takoż wypoczęty i pełen energii pojechałem na maraton w Puławach. Dodatkową atrakcja dla całej rodziny był namiot, który kupiłem i w którym zamierzalismy spędzić noc pomięzy maratonami w Puławach i Nałeczowie. Wielki namiot wraz z całym wyposażeniem (materace, śpiwory, oświetlenie) kosztował mnie około 1300PLN.
Pogoda była niepewna, pytanie było tylko jedno: kiedy i ile bedzie padać podczas naszego rowerowego weekendu. Co prawda "pogodynka" tuż przed wyjazdem powiedziała, że bedzie pochmurno ale padać przez weekend nie powinno ale nawet ja za bardzo jej nie wierzyłem.
Na maraton przyjechaliśmy stosunkowo późno. Po godzinie 10 znaleźliśmy miejsce do parkowania stosunkowo niedaleko Mariny w Puławach gdzie tym razem był start i meta maratonu. Nie mieliśmy jako rodzina duzych oczekiwań. Z opisów wynikało, że dla rodziny więcej punktów powinniśmy zdobyć pierwszego dnia.
Startowałem z sektora 6. Razem ze mną z tego sektora startował Patrycjusz, mój odwieczny rywal. Filip startował przede mną z sektora 5. W czasie całego maratonu pogoda była ładna, nie padało. Od samego startu jechało mi się duzo lepiej niż w Olsztynie. Podjąłem dobrą decyzję odpoczywając tydzień od roweru.
Pierwsze 5km prowadziły wałem wzdłuż Wisły. W sumie nic ciekawego po prostu rozbiegówka. Prawdziwe sciganie rozpoczeło się od chwili odjazdu od Wisły. Kilkakrotnie wjeżdżaliśmy i zjeżdżaliśmy pięknymi kazimierzowskimi wąwozami z dołu na górę i odwrotnie. Podjazdy były cięzki i jak dla mnie za długie. Dużo z nich pokonywłałem z nogi. Technicznie przez śliskość cała trasa też była za trudna dla mnie. Dodatkowo grunt był mokry i śliski. Jechałem uważnie. Niestety pomimo startu z 6 sektora nadal wyprzedziła mnie całkiem duża grupa zawodników. Mój ryawal Patrycjusz wyprzedzał mnie trzykrotnie w drugiej części trasy. Za każdym razem atakiem odpowiadałem na wyprzedzenie. Pierwsze dwa razy wyprzedziłem go bo pomylił trasy. Bez powodu skręcał w lewo, zapewne ze zmęczenia. Za trzecim razem normalnie go wyprzedziłem. Patrycjusz zdecydowanie lepiej jeździ ode mnie pod górę. Ndrabiam nad nim szybszą jazdą po nieco trudzniejszym technicznie terenie. Asfalt też zdecydowanie jest jego domeną. Dodatkowo, około 5km przed metą wyprzedził mnie rywal z Białegostoku. Wystartował minutę za mną. To już mnie zdenerwowało. 5km przed metą rozpoczełem swój finisz. Wyprzedziłem kilku zawodników. W tyle zostawiłem moich rywali Patrycjusza i kolegę z Białegostoku. Przyjechałem zmęczony. Dzieci z żoną jak zawsze czekały na mnie na mecie. Dzisiaj dużych sukcesów nie odnieśli. Oskar i Marta byli troszeczkę za podium. Filip  też nie był zadowolony, Bregier zostawił go daleko z tyłu ale w sumie w klasyfikacji rodzinnej zdobyli prawie 1300pkt, Oskar zdobył najwięcej bo aż 460.
Jak już wspomniałem wcześniej podczas maratonu nie padało ale niebo nie wyglądało najciekawiej. Musieliśmy szybko rozstawiać namiot. Bogusia wcześniej przeparkowała samochód. Wybraliśmy lokalizację i rozpoczeliśmy rozstawiać nasze SORRENTO 6. Pomimo, że robiliśmy to po raz pierwszy poszło nam to stosunkowo sprawnie. Bogusia filmowała naszą walkę. Niestety, źle wybraliśmy miejsce bo podbudowa uniemożliwiała wbijanie szpilek a kratka ekologiczna była nieprzyjemna w użytkowaniu. Namiot wyglądał okazale. Rzeczywiście był duży. Szczególnie duża była przestrzeń pomiedzy sypialnami. Materace i śpiwory też się sprawdziły. W sypialni prawej spali dzieci, w trójkę razem. W lewej sypialni spałem z Bogusią. Zaraz po rozłożeniu namiotu zaczeło padać. Padało niemal non stop do złożenia namiotu. Namiot przetrwał pomimo, że jego rozłożenie nie było optymalne. Były jakieś kropki wody ale zapewne wynikały one ze złego naciągu.
Po nacieszeniu się namiotem pojechaliśmy do Kazimierza na lody. Wypiłem piwo z pizzą. Dzieci zjadły lody i wróciliśmy na pole namiotowe. Pole namiotowe to oddzielny temat. Niesamowite. Wszystko nowe i zadbane, prąd pod namiotem, łazienki z prysznicem i ciepłąwodą. Naprawdę super.
Spało mi się cięzko, droga krajowa była za blisko. Całe szczęście, że dzieci i żona się wyspali i miło wspominali ten cały wyjazd wraz z noclegiem w namiocie.
Jeden nocleg i 300pln się zwróciło. Jeszcze cztery takie wyjazdy i inwestycja się nam zwróci.


Poznań, 16 lipiec 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz