wtorek, 16 kwietnia 2013

Poland Bike, Nowy Dwór Mazowiecki, 14 kwiecień 2013

....   czyli pierwszy niezimowy maraton rowerowy w roku 2013

Dosyć długo czekałem na ten maraton. Długa zima spowodowała, że kilka wyścigów zostało odwołanych. W zasadzie Poland Bike [PB]        w Nowym Dworze Mazowieckim był pierwszym "letnim maratonem rowerowym".
Wstałem późno bo PB pozwala na to, jeżdżę sam a start mojego dystansu jest o godzinie 12:30. Dopiero rano się wykąpałem i spakowałem. Nie spieszyłem się za bardzo. Wyjechałem po wpół do 11. Miało być w miarę ciepło i przyjemnie ale niestety tak nie było. Temperatura koło 8 stopni Celcjusza, słońce skryte głęboko za chmurami, w sumie jak na pierwszy wiosenny wyścig to nie najgorzej.
Start wyścigu jak zawsze w PB w twierdzy Modlin. Niewątpliwie miejsce startu dodaje kolorytu tej imprezie.
Zaparkowałem dość daleko od linii startu. Spokojnie przygotowałem rower. Miałem mniej roboty niż normalnie bo zdecydowałem się na ten wyścig nie montować kamery. Dodam jeszcze, że powróciłem do starych pedałów. Nowe mi się zepsuły a nie mogę ich oddać do naprawy bo gdzieś zapodział się rachunek. Całe szczęście, że coś wymyśliłem i mam nadzieję, że na Mazovii wszystko będzie uporządkowane, tzn. ja pojadę z nowymi pedałami a moje stare przejmie Oskarek dla którego nawet kupiłem buty SPD. Lekko zweryfikowałem swój strój startowy, było tak zimno, że dodatkowo założyłem jeszcze jedną bluzę. Przed zamknięciem samochodu długo weryfikowałem czy wszystko zabrałem. Byłem pewny, że wszystko dopiero na starcie okazało się, że zapomniałem spakować telefonu.
40 minut przed startem odjechałem od samochodu. Na miejsce startu przybyłem w sam raz. Akurat w momencie kiedy Ryszard Chmielewski otrzymał od wszystkich uczestników PB nowy rower. Aż mi łezka spadła jak pan Ryszard odbierał rower. Ale dlaczego o tym pisze? Ano dlatego, że Pan Ryszard to charakterystyczna osoba wszystkich wyścigów rowerowych. Ma zdecydowanie ponad 60 lat. Startuje prawie we wszystkich wyścigach zawsze na najdłuższym dystansie. Niezależnie gdzie jest wyścig zawsze dojeżdża rowerem. Jak wyścig jest daleko to wyjeżdża dzień wcześniej i śpi w lesie.
Pomimo kiepskiego występu w prologu startowałem z 3 sektora. Niewątpliwie ten sektor lekko przerasta moje możliwości. Postawiłem na walkę. W przeciwieństwie do wielu innych moich startów teraz nie ustawiłem się na końcu. Co prawda stałem blisko końca ale nie jak wcześniej na samym końcu sektora. Wystartowaliśmy całkiem punktualnie. Pierwsze kilometry przebiegały na szerokich drogach Twierdzy Modlin. Wcale nie było łatwo. Wydawało mi się, że droga cały czas prowadziła do góry. Mimo to nie jechałem na końcu sektora, blisko końca ale nie na końcu. Po wyjechaniu z twierdzy przejechaliśmy długi odcinek na wale wzdłuż drogi na Gdańsk. Pomimo ubitej asfaltowej ścieżki nie było łatwo. Wiatr wiał w twarz. Jechałem z grupą zawodników. Próbowałem nawet ją wyprzedzić ale tylko przez chwilę wyszedłem na prowadzenie a potem podążałem za innymi. Po pewnym czasie asfalt zmienił się w trawiastą ścieżkę ale wcale nie było ciężej. Potem polna droga, miejscowość kocie łby i błoto. Prawdziwa jazda zaczęła się od 12km. Wąwozy, błoto, zjazdy i podjazdy. W niektórych miejscach błoto (piach) był tak wielki, że nie było szansy na jazdę. Trzeba było prowadzić rower. Co 4km ( 4, 8, 11km)  wyprzedzały mnie całe grupy zawodników, zapewne sektory, które startowały po mnie. Podjazdy były ciężkie i było ich co najmniej 3 do góry Wajsa. Wolno ale pod wszystkie podjeżdżałem. Góra Wajsa to już oddzielny rozdział. Tym razem musiałem pokonać ją dwukrotnie. Było łatwiej niż rok temu. Za pierwszym razem bez większych kłopotów wepchnąłem rower w zasadzie bez przerwy. Ciężkie były tylko pierwsze 300m po podjechaniu. Za drugim razem było już ciężej. Stawałem dwa razy. Ledwo co podlazłem ale się udało. Nie lubię dwa razy pokonywać tych samych przeszkód. Za górą Wajsa był ciężki, błotnisty podjazd do rozjazdu. Nieźle w kość dawał. Bez wahania zdecydowałem się na drugą pętlę. Jechałem sam. W sytuacji zorientowałem się kawałek dalej. Przede mną w dużym, powiększającym  się odstępie jechało 2-3 zawodników. Za mną w trochę mniejszej odległości pojedynczo jechało trzech innych. Przez pierwsze 5km nawet dzielnie im uciekałem. Potem dogonił mnie najpierw pierwszy zawodnik. Szybko jechał pod górę ale strasznie gubił się na odcinkach ciężkich technicznie. Wymijaliśmy się kilka razy. Raz przez niego straciłem nawet kilka sekund bo jadąc za nim wjechałem w złą drogę. Musiałem się cofać. Wtedy właśnie dogonił mnie drugi z tej trójki. Nie utrzymałem koła. Trzeci wyprzedził mnie na górze Wajsa. Ja jechałem cały czas sam. Na ciężkim błotnistym podjeździe przed rozjazdem wyprzedziłem pana Ryszarda. Z kondycją u niego to jeszcze gorzej niż u mnie. Zdublowałem go. Od rozjazdu do mety było już tylko 4km. Ciężkie 4km po Twierdzy Modlin. Przejazdy przez ciemne tunele, błoto, korzenie i beznadziejny zjazd i kilka podjazdów były męczące. Końcówka powinna być łatwiejsza. W końcówce dogoniłem kamerzystę. Miałem nadzieję wyprzedzić go już na początku wyścigu bo razem startowaliśmy z tego samego sektora. Niestety nie udało mi się go wyprzedzić. Jeszcze bardziej się zdziwiłem gdy dowiedziałem się, że kamerzysta też pokonał MAXa. Kiepska moja forma na początku sezonu. Po 2 godzinach i 40 minutach przekroczyłem samotnie linię metę.
Zaraz po przekroczeniu linii mety byłem z siebie zadowolony. Zmieniłem zdanie gdy w domu zobaczyłem wyniki. Zająłem 129 miejsce na 145 startujących. Raiting fatalny: 59% i 64%. Nie miałem jeszcze w PB tak niskich raitingów. Może dlatego, że w wyścigu jechała cała gromada prawdziwych kolarzy a trasa była naprawdę ciężka.
Warszawa, 16 kwiecień 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz