sobota, 20 kwietnia 2013

HARPAGAN 45, Kolbudy

.....  czyli mój drugi start w masowej imprezie na orientację.

HARPAGAN to dla mnie coś więcej niż "Ekstremalny Rajd na Orientację". To właśnie od niego rozpoczęła się dla mnie przygoda z rowerem, mapą i kompasem. HARPAGAN 45 to już moje 6 impreza na orientację.
Tym razem nie miałem specjalnych przygotowań. W zasadzie wszystko co jest potrzebne do startu już posiadam może za wyjątkiem przedniego oświetlenie ale do tego rajdu nie było ono potrzebne.
W sumie przygotowania do HARPAGONA rozpocząłem w piątek po przyjściu z pracy. Wyjechać z domu miałem przed godziną 19, niestety się nie udało. Wyjechałem przed 20. Dodatkowo zauważyłem, że spaliła się lewa żarówka przedniego oświetlenia. Na stacji BP musiałem samodzielnie wykonać wymianę. Do tej pory operację tę wykonywałem w serwisie. Kosztowało mnie to dużo wysiłku. Zmarnowałem jedną żarówkę i zgubiłem jedną gumę zabezpieczającą. Dopiero o 20:30 ruszyłem w trasę. Błędnie wybrałem S7 jako wariant dojazdu na miejsce startu. Ciężko bo ciężko ale jakoś dojechałem. Dojechałem to może za duże słowo. Adres bazy wrzuciłem do GPSa. Zdziwiłem się trochę gdy lekko po północy przyjechałem na miejsce a bazy nie było. Lekko spanikowałem. Wziąłem atlas samochodowy. Próbowałem ustalić gdzie jestem ale wzrok odmówił mi posłuszeństwa. Przez chwilę chyba nawet spanikowałem ale wpadłem na cudowny pomysł i wpisałem tylko nazwę miejscowości do GPSa. Okazało się, że do celu mam tylko kilka kilometrów. Po wjechaniu do Kolbud bez trudu zlokalizowałem szkołę, masa samochodów przy dużych budynkach to baza rajdu. Ledwo co zaparkowałem samochód ale miejsce było super, jak się potem okazało 30m od linii startu-mety. Nie zdążyłem się zarejestrować po przyjeździe. Przyniosłem swoje rzeczy do sali gimnastycznej, napompowałem materac, wyjąłem poduszkę i śpiwór i położyłem się spać. Po krótkim czasie  nawet zgasło światło w sali gimnastycznej więc przestałem się przyglądać plakatowi z 2008 roku przedstawiającym mistrzów Polski w koszykówce szkół gimnazjalnych. Trochę niesamowite by gimnazjum z tak małej miejscowości było mistrzem Polski. Jak oni to zrobili? Noc miałem krótką ale ciężką. Materac był tak nieszczelny, że musiałem pompować go w środku nocy a i tak dwa razy obudziłem się na podłodze. Budziłem to duże słowo nie jestem pewny, że spałem dłużej niż godzinę. Wstałem po piątej. Na materacu zjadłem śniadanie, kanapki Bogusi i popiłem jeszcze ciepłą herbatą z termosu. Ubrałem się i poszedłem się zarejestrować. Kłopotów nie było. Potem zabrałem wszystkie swoje zabawki z sali gimnastycznej i poszedłem do samochodu. Przygotowanie roweru i mnie samego zajęło mi więcej niż pół godziny. Bez rozgrzewki pojechałem na linię startu a właściwie na boisko szkolne. Pogoda była ciekawa. Temperatura blisko 0 stopni Celcjusza i piękne słońce. W takich warunkach blisko 200 rowerzystów TR200 ruszyło na trasę. Miałem jasny cel, poprawić swój rezultat z pierwszego HARPAGANA. Marzenie to zdobyć 40 punktów i być w pierwszej 50.
Mapy zostały wydane punktualnie. Nie robiłem szczegółowych planów. Spojrzałem na mapę. Wyznaczyłem kierunek, odszukałem pierwszy punkt kontrolny (PK), wsiadłem na rower i ruszyłem w jego kierunku. Pierwszym moim celem była 9. Nie miałem problemów nawigacyjnych bo przede mną w kierunku tego punktu ruszyła cała kupa rowerzystów. 3/4 drogi prowadziło asfaltem. Był tylko jeden mały problemik, od pewnego momentu droga ostro pięła się w góry. Kiedy wydawało się, że to już koniec pojawiało się kolejne wzniesienie i tak kilka razy. Jechało mi się fajnie. Powoli wyprzedzałem kolejnych zawodników goniąc prowadzącą grupę. W miejscowości Lisewice zjechaliśmy z asfaltów na drogi polne. Wraz ze zbliżaniem się do PK droga stawała się coraz gorsza. Całe szczęście, że PK nie był daleko. Do PK9 dojechałem jako jeden z pierwszych.
Następnym moim celem był PK13. Droga do niego wydawała się całkiem prosta. Najpierw drogami leśnymi trzymając się azymutu południowego dotrzeć do drogi asfaltowej (około 4km) a potem drogą do PK. Niestety dałem tyłka. Nie wiem jak to się stało ale zamiast do drogi asfaltowej dotarłem do miejscowości z której przyjechałem czyli Lisewiec. Nie byłem pierwszy. Taki sam błąd zrobiło kilku kolegów przede mną, których minąłem jak wracali. Ja nie wróciłem. Postanowiłem wrócić do Lisewiec a stąd przez PK1 dotrzeć do PK13. Gdy dotarłem w pobliże PK1 spotkałem trzech zawodników, którzy powiedzieli, że stracili dużo czasu by znaleść jedynkę i nic z tego nie wyszło. Skorzystałem z ich podpowiedzi i bez szukania PK1 udałem się prosto do PK13. Nie skorzystałem ze skrótu by zaoszczędzić około 2km bo jakość drogi mnie przeraziła. Szerokim duktem dotarłem do drogi asfaltowej. Asfaltem miałem do przejechania około 8km. Pokonałem ją bez problemów. W miejscu gdzie miałem skręcać w prawo dostrzegłem ślady rowerów, czyli najprawdopodobniej była to właściwa droga. Droga była ciężka do jazdy. Całe szczęście, że ostro schodziła w dół i można była jechać rowerem. Gdy wjeżdżałem do lasu spotka mojego znajomego ze "Złota dla zuchwałych" Iżego. Podpowiedział mi, że jadąc szlakiem w dół dotrę do PK. Mijałem wielu zawodników prowadzących swoje rumaki pod górę. Do punktu dotarłem prawie nie schodząc z roweru.
Patrząc teraz na mapę zastanawiam się dlaczego wtedy ubzdurałem sobie, że żeby dotrzeć do PK17 muszę przejechać przez miejscowość Mierzeszyn. Stąd miałem dwa warianty dotarcia do PK, od wschodu lub od zachodu. Tak naprawdę nie miało to większego znaczenia bo zgubiłem drogę powrotną. Zamiast jak inni wtargać rower pod górę do asfaltu błędnie pojechałem wzdłuż jeziora i znacznie później niż planowałem dotarłem do drogi asfaltowej. Zrealizowałem swój nie najlepszy plan i od zachodu drogami asfaltowymi dotarłem pod PK17. Ostatne odcinki wymierzyłem sobie dokładnie linijką i korzystając z kompasu rozpocząłem jego poszukiwanie. Ostatni odcinek to 500m ma północ. Spotkałem tutaj trzech zagubionych zawodników. Pojechałem za jednym z nich. Czym bliżej byłem punktu tym więcej zawodników się pojawiało. Trzeba przyznać, że punkt był bardzo dobrze ukryty. Nie wiem czy bym go znalazł gdyby nie masy innych zawodników.
PK16 stał się moim kolejnym celem. Najpierw kierując się na południe dotarłem do drogi asfaltowej w miejscowości Graniczna Wieś. Miejscowość, w której się znajduje potwierdziła pani przed sklepem spożywczym. Dalej drogą asfaltową dojechałem do skrzyżowania gdzie za innymi skręciłem w lewo. Po prawej minąłem piękne pole golfowe. Przy polu golfowym w ekspresowym tempie wyprzedził mnie zawodnik z czołówki. Jechał jak strzała. Nigdy chyba tak szybko nie będę jeździł na rowerze. Czym bliżej byłem punktu tym większe grupy zawodników spotykałem. Jechałem za nimi, nawet nie sprawdzałem gdzie jestem. Pewne problemy zaczęły się w bezpośrednim sąsiedztwie PK. Zawodnik z czołówki zgodnie z opisem skręcił w trudno dostępną przycinkę by nią dotrzeć do skrzyżowania przycinek. Reszta zawodników stwierdziła, że droga jest za ciężka i trochę naokoło dotarli do PK. Ja jeszcze bardziej naokoło dotarłem do PK. Po drodze spotkałem tatę z całkiem małą dziewczynką na jeszcze mniejszym rowerku onumerowaną czyli także startującą w HARPAGANIE. Na punkcie kontrolnym zrobiłem sobie pierwszą krótką przerwę.
Do PK20 postanowiłem dotrzeć drogami asfaltowymi. Niewątpliwie była to dłuższa droga ale lepsza i nie trzeba było za na niej za bardzo nawigować. Nie byłem sam. Gdy zatrzymałem się na chwilę by się opróżnić minęły mnie dwie grupy zawodników. Zrezygnowałem z opróżniania i pojechałem za nimi. Przed rzeką musiałem skręcić w prawo. Planowałem to zrobić 500m przed rzeką ale pojechałem za innymi i skręciłem w drogę przy rzeczce. Do PK było około 2km. Były to chyba najcięższe 2km w zawodach. Jechało się bardzo ciężko. Droga była kręta i bardzo nierówna. Bardzo zmęczony dojechałem do PK20. Na punkcie musiałem usiąść i dłuższą chwilę odpocząć.
PK12. Powrót do drogi asfaltowej był jeszcze bardziej męczący ale jakoś dojechałem. PK12, który był moim kolejnym celem położony był za miejscowością Skarszew. Moje problemy nawigacyjne rozpoczeły się w miejscu, w którym miałem zjechać z drogi asfaltowej ale z pomocą kolegów bardzo szybko ten problem rozwiązałem. Leśnymi drogami dotarłem do PK12. PK12, 12:27.
PK18. Na PK12 nie miałem już żadnej przerwy. Razem z innymi zawodnikami ruszyliśmy do PK18. Jechało nas chyba z siedmiu. Tępo jazdy naprawdę było bardzo szybkie. Było tak szybkie, że po prostu go nie wytrzymałem. Po około 5km musiałem zwolnić. Najpierw zostałem lekko z tyłu a potem usiadłem sobie na skraju drogi i odpoczywałem przez 15 minut. Zostałem sam, sam pokonywałem dalszą część trasy. PK18, 13:53..

PK10.
PK10, 14:41.

PK14.
PK14, 15:41.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz