niedziela, 12 sierpnia 2012

Orzysz, Mazovia, 12 sierpień 2012

... czyli drugiego dnia jestem lepszy.

Niewiele juz pamietam ale:
Wstaliśmy o godzinie 6.oo w małej chatce u Wiecha w Leśnej. Wszystkie dzieci spały w domu u teściów Wiecha. Całkiem sprawnie się spakowaliśmy, zjedlismy sniadanie i cała piątka lekko po 7.oo ruszyliśmy w trasę do Orzysza. Lekko przed 10.oo byliśmy na miejscu. Fajny parking blisko stadionu gdzie był start i meta maratonu. Nie miałem za dużo czasu do startu, przesmarowałem łańcuch, dopompowałem koła, przygotowałem się do wyścigu i ruszyłem do 6 sektora. Miałem złudzenie, że jest trochę więcej ludzi niż w Ełku (tylko złudzenie bo było niemal tyle samo). Pogoda rowerowa, kolo 20C lekko pochmurno.
Filip jest super, pojechał szybciej niż w Elku, w swojej kategorii zajął 6 miejsce i znowu zdobył najwiecej punktów dla rodziny.
Oskar też się poprawił, zajął 11 miejsce ale punktów zdobył całkiem duzo i dalej jest w walce o pierwszą 10 w generalce. Obecnie jest 6.
Martynka jest super, była 8 a w generalce jest na 5 pozycji. Brawo. To dzieki dzieciom jesteśmy na 6 pozycji w klasyfikacji rodzinnej. Walczymy o pierwszą dziesiątkę.
Muszę napisać, że jechało mi się dużo lepiej niż w sobotę. Poza tym moim zdaniem trasa też było dużo ciekawsza niż w Elku. W drugiej połowie wyścigu zaczeło padać więc na metę przyjechałem lekko przemoczony. Pierwszy raz w czasie wyścigu skorzystałem z bananów. Jak nigdy na bufetach zjadłem dwie połówki i chyba dlatego po przyjeździe na metę byłem głodny jak nigdy. Całe szczęście, że Oskar zorganizował dla mnie kanapkę z kurczakiem. Kanapkę i makaron pożarłem jak lew i dalej byłem głodny. 2 kilo pomarańczy na zaspokoiło moich potrzeb. Na trasie. Niewiele pamiętam. Do rozjazdu jechałem przyczepiony do różnych pociągów. Ostatni był wyjątkowo szybki. Zdziwiłem się tylko bardzo gdy na rozjeździe wszystkie 7 wagoników pojechało FITa a ja zostałem sam. Jak zawsze czekałem do końca kiedy dogoni mnie czerwony Trek ale dzisiaj mu się to nie udało. Byłem przed nim. Szkoda tylko, że nie udało mi się podjechać pod ostatnią górkę przed stadionem i ze jakiś kolarz wyprzedził mnie na stadionie. Zupełnie siły mi zbrakło na ostatnim podjeździe za mostkiem, długo tam rowerek prowadziłem i wielu wtedy zawodników mnie mineło ale chyba byli z GIGA.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz