piątek, 9 sierpnia 2019

Świętokrzyska Jatka czyli .....................

...................... moje drugie zaliczenie wszystkich PK w sezonie.

Był to mój kolejny start w tym sezonie. Byłem trochę głodny jazdy. Tydzień wcześniej wycofałem się w ostatniej chwili ze startu w rajdzie. Miałem jechać rano bo miejsce rajdu było blisko domu a start był późno. Ale rano tak mi się nie chciało jechać, że pomimo pobudki i śniadania do samochodu nie wsiałem. Potem jak zawsze żałowałem bardzo ale było za późno. Niestety takie są te poranne wyjazdy. Rano wszystko może się zdarzyć. Temu zdecydowanie lepiej jak na rajd jadę w piątek a nie w sobotę rano.
Właśnie tak było wczoraj w piątek 2 sierpnia 2019. Świętokrzyska Jatka to jeden z kilku moich ulubionych rajdów więc nie było szansy bym nie dotarł na start.
Wyjechałem z domu po godzinie 20.oo. Na ogół celuje tak z wyjazdem z domu by do bazy dotrzeć  koło godziny 23, preferuje nawet być w bazie lekko po godzinie 23 ale zdecydowanie przed 24. Tym razem na miejsce dotarłem przed godziną 23. Zarejestrowałem się i zająłem miejsce do spania na środku sali gimnastycznej.
Zapomniałem napisać, że baza rajdu była w miejscowości, która nazywa się Połaniec. Dopiero na miejscu skojarzyłem tą miejscowość z elektrownią, o której uczyłem się chyba w podstawówce. Ale spostrzegłem to dopiero rano gdy zobaczyłem olbrzymi komin elektrowni.
Przed pójściem spać zjadłem jeszcze kolacje, kanapki, które Bogusia zrobiła mi na wyjazd. Zrobiła ich 5 a po przekrojeniu na pół zrobiło się ich 10. Pięć zjadłem na kolacje ( w tym dwie w samochodzie) a kolejne pięć na śniadanie.
Start był równo o godzinie 9.3o. Miałem dużo czasu na sen, przygotowanie siebie i przygotowanie roweru na do startu. Wyspać się wyspałem z sobą poradziłem sobie też szybko, najgorzej było z rowerem. W zasadzie od początku roku mam problemy ze szczelnością moich bez dentkowych opon. Przód kiedyś tam naprawiłem (zakleiłem dużą dziurę od środka). Tylna opona cały czas jest nieszczelna. Już kilkakrotnie w czasie rajdu musiałem ją dopompowywać. Znowu nic nie zrobiłem przed startem, przez dwa tygodnie rower woziłem w samochodzie. Ale miałem pomysł. Przed startem wlałem buteleczkę uszczelniacza i napompowałem koło do około 2,2atm. Zadziałało, w czasie całego rajdu nie miałem żadnego problemu z kołami chociaż czasami zdawało mi się, że w tylnym kole jest za mało powietrza ale tylko mi się zdawało.
Mapy dostaliśmy 10 minut przed startem. Dwa arkusze A3 w skali 1:50 000 z 30 PK. PK były kiepsko oznaczone, tak kiepsko, że przed startem musiałem wszystkie PK odznaczyć żółtym pisakiem. PK były tak niewyraźne, że pomimo poszukiwań kilkuminutowych udało mi się ich znaleźć na mapach zaledwie 29. 30 znalazłem dopiero na trasie.
Ułożyłem trasę asekuracyjnie. Nie liczyłem na zaliczenie wszystkich PK. Chciałem zaliczyć ich po prostu jak najwięcej. Najpierw, zaliczyłem 3 PK leżące w bezpośrednim sąsiedztwie bazy. Wszystkie położone były na północ od bazy a zaliczenie ich nie zajęło mi więcej niż kilkadziesiąt minut.
Potem przejechałem na zachodnią stronę mapy, nie była to optymalna trasa ale tylko asekuracyjne zabezpieczenie tyłów. Na zachodniej stronie mapy położonych było większość PK. W zasadzie zaliczałem je po kolei i bez większych problemów. Tylko z jednym z tych PK miałem trochę problemów, coś popieprzyło mi się z odmierzaniem odległości i chyba przez to dwa razy za dużo przemierzyłem las w poprzek, całe szczęście, że obowiązywała tam miejska metryka i bez większej straty dotarłem do szukanego PK. Dziwne ale najtrudniej było dotrzeć do PK, na którym był umieszczony bufet. Dziwne ale nie prowadziła do niego żadna droga ani nawet leśna ścieżka. Gęstwina i trudna do przejścia droga prowadziła do bufetu w którym siedziało trzech młodych chłopców odganiających się od komarów. Nic dziwnego, że jak przybyłem tam koło godziny 15 to wbrew obawom organizatora, zaopatrzenie bufetu było w zasadzie nietknięte, wszystkiego było dużo najprawdopodobniej tak niewielu uczestników dotarło do bufetu (żart). Zamierzałem zrobić sobie tutaj dłuższą przerwę. Rozmyśliłem się jak zobaczyłem jak bufet wygląda. W bufecie podszedł do mnie PB i spytał, w którym kierunku jadę, on chyba dzisiaj jechał treningowo. Miał koszulkę rajdu z biegiem Wisły temu przypuszczałem, że jest to efekt przemęczenia przebytym tam dystansem ale to chyba nie to bo nie zaważyłem go na liście startujących.
Po dotarciu do bufetu uwierzyłem, że mam szansę zaliczenia wszystkich PK. Do zaliczenia pozostało mi 13PK (Z 30) i około 7 godzin. Pierwsze 3 PK zlokalizowane były bardzo blisko siebie. Pierwszy był z trudną końcówką bo skończyła się droga i na gorkę musiałem wepchać rower po skraju lasu. Drugi PK miał być w kamieniołomie. Szczęśliwie sam go nie szukałem, ktoś w kamieniołomie być przede mną. To on do kogoś zadzwonił i powiedział mi że przyszedł SMS od organizatora z informacją, że PK został przeniesiony na wjazd do kamieniołomu. Tam też nie było PK. Pojeździłem trochę bo obok był kolejny kamieniołom a dalej następny. PK nie znalazłem ale zobaczyłem zawodnika jadącego przez rżysko co wskazało mi kierunek w którym powinienem pojechać dalej.
Do trzeciego PK trochę błądziłem ale go znalazłem.
Do kolejnego PK miałem długi przelot ale okazał się wyjątkowo łatwy i wyjątkowo szybki. Nie dość, że po asfalcie to wydawało mi się że cały czas z górki. Na tym PK po raz pierwszy spotkałem Grzegorza L. Grzesiek to już legenda rajdów na orientacje. Starszy gość, nie wiem czy nie mój rówieśnik z dużym brzuszkiem. Dogonił mnie tuż przed PK. A ten PK był przy ciekawym obiekcie, był to opuszczony dom Drakuli bo na nazwanie go zamkiem chyba troszeczkę nie zasłużył.
Na podjeździe GL mnie zostawił. On podjechał a ja pokonałem podjazd z nogi.
Kolejny PK zdecydowanie był najtrudniejszy do zdobycia. Na mapie wszystko wydawało się proste: najpierw dojazd szeroką prostą drogą, potem skręt w prawo w przecinkę, przecinką około 1200m i skręt w lewo, 600m do przecięcia przecinki ze strumieniem. Niestety już na początku, szeroka asfaltowa droga zamieniła się w cieniutką zarośniętą drogę leśną, musiałem jechać z kompasem bo na rozwidleniach miałem problemy. Szczęśliwie znalazłem przecinkę. Niestety przecinka tylko przez pierwsze 200m była prosta jak na mapie. Porem zaczęła się wić jak zwinięta wstążka. Próbowałem jak najbardziej trzymać kierunek wschodni. Po około 1200m skręciłem w drogę prowadzącą w kierunku północnym. Niestety po kilkuset metrach droga się skończyła. Szczęśliwie nie byłem w tym miejscu pierwszym rowerzystą. Po kilkuset metrach doszedłem do rzeczki. Po drugiej stronie rzeczki prowadziła normalna droga. PK o dziwo znajdował się kilkaset metrów dalej.
Po zaliczeniu tego PK musiałem dotrzeć do cywilizacji. Nie było łatwo ale jakoś dotarłem do drogi asfaltowej chociaż nie wydawała się być taka na mapie.
Kolejne PK zaliczałem w zasadzie bez historii. Na jednym z nich ponownie spotkałem Grzegorza L. Tym razem GL był wyraźnie bardziej zadowolony. Powiedział mi, że po drodze zajrzał na stację benzynową i zaliczył coś do jedzenia i dwa piwa i do dodało mu gazu. Muszę przyznać, że wyraźnie wyglądał jak gość po dwóch piwach na rowerze.
Więcej GL już mnie nie dogonił ale w związku z tym, że wybrał chyba bardziej optymalną drogę do mety dotarł kilkadziesiąt minut przede mną.
Ja przejechałem jeszcze koło elektrowni, przejechałem przez Połaniec drogami, którymi już wcześniej jeździłem co potwierdzało tylko, że nie był to optymalny wariant w moim wykonaniu.
Ostatnie 2PK zaliczałem jak było już kompletnie ciemno. Na dojeździe do przedostatniego PK trochę się zdziwiłem bo zamiast leśnej drogi był nowy czarny asfalt. Trochę błądziłem. Trzy razy wjechałem w las by w końcu znaleźć to czego szukałem. A górka była malutka i chyba przesunięto około 100m na wschód. Wracając z tego PK spotkałem dziewczynę, której podpowiedziałem gdzie szukać tego PK. Pomimo, że stosunkowo szybko pojechałem w kierunku ostatniego PK dziewczyna mnie dogoniła. Pomimo nocy niesamowicie zapierdzielała na swoim rowerze, ledwo co za nią nadążałem. Tak bardzo jej zawierzyłem, że najpierw razem minęliśmy park w którym znajdował się poszukiwany pomnik przyrody. Po kilkaset metrowym powrocie bez większych problemów znaleźliśmy zaznaczone drzewo. W sumie cały ten park to fajne miejsce tylko było troszeczkę za ciemno by w pełni to docenić.
Wracałem razem z dziewczyną, na płaskiej drodze ledwo co za nią nadążałem ale o dziwo jak była górka (moja obawa) to ona zostawała. Dopiero na mecie zauważyłem, że dziewczyna naprawdę to się ścigała. Wyprzedziła mnie o kilkanaście sekund.
Dotarłem na metę kilka minut po godzinie 21.oo. Byłem na rowerze blisko 12 godzin, przejechałem ponad 10km, jak zwykle zmęczony byłem mocno.
W bazie zostałem na noc. Jak dziecko spałem do godziny 5.oo. Koło godziny 8.oo byłem w domu. Bogusia zrobiła śniadanie, które zjedliśmy razem z dziećmi. Było super.
Ogólnie muszę napisać że był to fajny rajd w bardzo ciekawej okolicy. Nie spodziewałem się takiej.
W zawodach zająłem 19 miejsce na 35 startujących. Po raz drugi w tym sezonie zaliczyłem wszystkie PK.

Obywatelska, 8 sierpnia 2019



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz