czwartek, 23 maja 2019

Rajd Liczyrzepy wiosna czyli ..........

..................   myślałęm jednak,  że siły mam trochę więcej.

W tym roku Rajd Liczyrzepy wiosna został rozegrany w okolicy w której nigdy nie byłem. Bazą była szkoła podstawowa w poniemieckiej miejscowości o nazwie Węgliniec, 500km od ulicy Obywatelskiej a tereny rajdu znajdowały się na północ od Zgorzelca tuż przy granicy Niemieckiej.
Dojazd był bardzo długi ale w 99% drogami pierwszej klasy.
Jechało mi się fajnie. Byłem nawet trochę zdziwiony bo nawet wyjeżdżając z Warszawy nie było żadnego korka. Jechalem wolno, po sensacjach w pracy testowałem minimalny koszt dojazdu, przez cały czas starałem się jechać z prędkością 120km nie większą. Udało mi się, jechałem mniej niż 5 gopdzin i spaliłęm średni 6,5l ropy na 100km. Jedyną wadą była strasznia monotonia. Do bazy rajdu przyjechałem dużo około 30minut przed godziną 23. Spokojnie zdążyłem się jeszcze zarejestrować.
Spokojnie znalazłem niejsce do spania na dużej sali gimnastycznej. Miejsce było super w samym narożniku. Trochę zjadłem, wypiłem herbatę i wysłałem pozdrowienia (tradycja).
Spało mi się średnio. Wstałem porzed godziną 6.oo. Spokojnie skorzystałem z toalety, zjadłem śniadanie, ubrałem się w strój kolarski i poszedłem do samochodu.
Na zewnątrz było ciepło i przyjemnie. Zaparkowałem blisko noclegowni, jeszcze na terenie szkoły, więc nie musiałem długo iść. Przygotoawałem rower, troszeczkę się zaniepokoiłem bo do obu kół musiałem dopompować stosunkowo dużo powietrza ale wtedy jeszcze nie myślałem, że mogę mieć z tym problemy. Przygotowanie do rajdu przebiegły bez większych problemów. Do startu byłem gotowy na czas.
Niestety okazało się że tylny hamulec łapie bardzo słabo. Po starcie okazało się że tylny hamulec przestał działać całkowicie. Nie reperowałem go z zepsutym hamulcem jeździłem do samego końca.
Start był punktualny. Na starcie dostałem dwie mapy w formacie A3, odcinek specjalny na formacie A4 i jedno duże rozjaśnienie także w formacie A4 i dodatkowo opis PK.
Pogoda była super, zdecydowanie powyżej 20stopni Cejcjusza i słonecznie.
Na trasę ruszyłem jako jeden z pierwszych. Postanowiłem pojechać w kierunku odwrotnym do ruchu wskazówek zegarja, mijać PK o wartości 10 i 20 punktów a wszystkie pozostałe zaliczać po kolei.
PK nie były mocno pochowane więc dosyć szybko zaliczałem kolejne. Po godzinie jazdy okazało się, że miałem drugi problem techniczny, powietrze z przedniego koło uciekało masowo, po dwóch godzinach musiałem dopąpować pierwszy raz powietrza. Potem szczęśliwie musiałem zrobić to tylko jeden raz, opona jakoś się uszczelniła.
Cały czas jechałem bez tylnego hamulca.
Od samego początku przewijali sie na mojej drodze: facet z córką, gość na rowerze trekingowym i młodziak. Po pewnym czasie facet z córką i gość na rowerze trekingowym  połączyli oni siły i jechali w trójkę. Pewne odcinki pokonywaliśmy razem, spotykalismy sie na trasie i razem uzupełnialismy zapasy picia i jedzienia w sklepie. W sklepie oprócz nas był jeszcze lokalny pijaczyna który uparcie tłumaczył nam wszystkim droge do miejsca do którego wcale nie chcieliśmy jechać. Robił to na tyle nachalnie, że opuszczenie sklepu po uzupełnieniu zapasów sprawiło nam wszystkim dużą przyjemność.
Miałem kilka przygód, które chciałbym krótko opisać.
Pierwszy problem rozpoczął sie koło godziny 14.oo. Do jednego z wartościowych punktów trzeba było przejechac przez rzekę. Niestety ani na dojeździe (przebiegał wzdłuż rzeki) ani dalej na mapie nie było żadnego przejazdu. Punkt był na górze mapy, rzeka płyneła w kierunku północnym. Przy górnej krawedzi mapy były zlokalizowane napisy informujące o nazwie rajdu i skali mapy. Byłem przekonanyże napisy naniesione przez autora zasłaniają przejadz przez rzekę. Nie wiem czy sie myliłem, bo przejazd znalazłem ale znajdował się on juz chyba poza zakresem mapy. Przejechałem kilka kilometrów wiecej ale nie musiałem moczyc nóg (dwukrotnie) i przedzierac sie przez dzicz (dwukrotnie też). Potem dzięki lenijce znalazłem właściwy kierunek i w zasadzie idąc na azymut  około 1500m dotarłem do "skrzyżowania rowów".
Przygoda druga. Zawsze jak się wyjedzie za mapę to jest problem z powrotem na nią szczególnie jak danym obszarze nie ma szerokich asfaltowych dróg. Miałem problem z powrotem. Jechałem drogą w kierunku zachodnim i szukałem charakterystycznego miejsca gdzie powinienem skręcić w lewo. Sytuacje pogłebiał jeszcze fakt że właśnie w tym miejscu przejeżdżałem z jednej mapy A3 na drugą. Coś tam odmierzyłem lenijką ale bardziej liczyłem na jakiś charakterystyczny punkt. Znalazłem go, prosty kanałek i droga przy nim w która powinienem skręcić. Było dobrze. Dołączył do mnie młodzian, jechalismy razem. Potem też się zgadzało, skrzyzowanie drogi z przecinka i droga w prawo, która pojechaliśmy. Niestety po kiluset metrach było zdziwienie i konsternacja. Przed nami pojawił się duży i malowniczy zbiornik wodny. Nic takiego nie było na mapie, albo inaczej nic takiego nie było w tym miejscu na mapie, dwa duże zbiorniki były trochę wcześniej ale ich kształt nie pasował do tego co zobaczyliśmy. Powinienem założyć, ze akurat w tym miejscu mapa jest całkowicie nie aktualna. Niestety tak nie założyłem. Ja pojechałem na zachód a młodzian na południe w poszukiwaniu charakterystycznych punktów. Zdarzyły się dwa nieszczęścia: pierwsze on wybrał lepszy kierunek a drugie to to ze ja musiałem długo jechać by znaleźć jakis charakterystyczny punkt. Gdy go znalazłem musiałem zawrócić i przejechac dodatkowe 2km ale tu bym jeszcze przeżył bo po drodze spotkałem młodziana który potwierdził kierunek. Niestety tuz prrzed wjazdem na docelową drogę spotkałem jeszcze jednego zawodnika który mi podpowiedził że znacznie szybciej dojade główną drogę a przy zbiorniku wodnym "wejde lekko w las". O boze drogi ile czasu kosztowała mnie ta podpowiedź to tylko ja wiem. Zatrzymywałem rower w wielu miejscach, wchodziłem w las i nic nie było, straciłe pół godziny albo więcej. Dopiero zwątpiony, wracając juz z poszukiwacz postanowiłem wjechać w drogę w którą planowałem wjechac na samym początku i ona doprowadziła mnie do PK. Podsumuje to krótko "dupy dałem".
Byłem bardzo spragniony, skończyła mi się woda a przed soba miałem odcinek specjalny. Pewnie bym go ominął ale pamietałem słowa w czasie odprawy "przy odcinku specjalnym jest bar w którym można sie zaopatrzyć w napoje". Jadąc na poczatek odcinka specjalnego mijałem wielu zawodników jadących w przeciwnym kierunku w tym dwóch gości z którymi utrzymuje jak na mnie dość bliskie stosunki.
Przygoda trecia, odciek specjalny. Oczywiście nie znalazłem śladu żadnego baru przed odcinkiem specjalnym. Zmeczenie i pragnienie strasznie mnie męczyły. W miesjcu startu odcinka specjalnego była ławeczka, nie omieszkałem z niej skorzystać. Przy okazji zobaczyłem Grzegorza L wyjeżdżającego w szalonym tępie z pętli odcinka specjalnego. Pomyslałem sobie wtedy, że Grzegorz chyba zaczął treningi i jest w formie. Dopiero wyniki rajdu zweryfikowały moje przekonanie.
Tak więc zmęczony i spragniony po krótkiej przerwie stałem z ławeczki i ruszyłem na pętle odcinka specjalnego. Niestety wszyustkie nieszczęscia się potwierdziły. Poziomice z mapy odzwierciedlały pagórkowatość terenu. Było tak cięzko, że przez większość odcinka specjalnego prowadziłem rower. Mimo zapewnien organizatora szybko stwierdziłem, że te dziewiedziesiąt punktów odcinka specjalnego kosztowały za dużo wysiłku. Zdecydowanie bardziej w moim przypadku opłaciło sie z niego zrezygnować. I tak uczyniłem, po znalezienie zaledwie 15 punktów wsiadłem na rower i skierowałem się do miejscowości gdzie byłem przekonany, ze znajdę sklep spożywczy. Dotarłem do niego tuż przed trójka moich towarzyszy wcześniej spotkanych.
O lokalnym pijaczku juz wspomniałemwięc teraz spokojnie opisze końcówkkę rajdu.
Jestem pewny, że to właśnie końcówka decyduje o całkowitym wyniku. Na pewno nie moge tutaj napisać, że moa końcówka tego Rajdu Liczyrzepy była udana. Na pewni potencjał był. Wybrałem dobry wariant i mogłem spokojnie zebrać ponad 200 punktów więcej. Niestety zmęczenie i mój brak ambicji mi tego nie ułatwiły. Dodatkowo latarka a dokładniej akumulator chyba nawalił (do sprawdzenia) i po kilku minutach latarka przestał kompletnie działać.Ale miałem plan nie na dwieście ale na 100 punktów, którego też nie zrealizowałem.Byłem tak zmęczony, że pod najmniejszą górkę rower po prostu prowadziłem. Początek był kiepski. Pomimo poszukiwań nie udało mi sie znaleźć PK (za jedynie 10 punktów przeliczeniowych), który miał się znaleźć na słupie w zasadzie bezpośrednio przy drodze. Ale to nie było problemem, bo nie było to moim planem. Dojechałem do skrzyzowania kilku dróg. Stąd miałem około 3km do pierwszego PK, który planiowałem zaliczyć. Niestety już początek zapowiadał problemy, głowna droga kierowała się trochę w innym kierunku niz było to na planie. Był to poczatek problemów. Dojechałem do drogi poprzecznej. Teraz myślę, że powinienem skierowac sie na południe aż do znalezienia drogi w kirunku zachodnim i tak pojechałem na początek. Niestety zrezygnowałem po 250m i ponownie wróciłem na rozwidlenie dróg. Następnie skierowałem się na zachód gdzie niestety nie było PK. Wkurzony i załamany postanowiłem powrócić do bazy nie zaliczając już żadnego dodatkowego PK, a spokojnie własciwie na drodze powrotnej miałem 3PK za 90 punktów przeliczeniowych. Aż tyle bym nie zyskał bo byłem już na dodatkowym czasie a każda minuta spóźnienia to strata 1 punktu przeliczeniowego ale przy mądrzym wyborze była szansa na zyskanie 30-40 punktów przeliczenieowych. Szkoda ale tak sie nie stało. Szeroką asfaltowa droga wróciłem do bazy. Na miejscu byłem o godzinie 22:27 czyli finalnie odjeto mi od wyniku 27 punktów przeliczeniowych za spóźnienie. Limit spóźnienia był równy 2godzinom czyli można było spokojnie przyjechac o godzinie 23:59.
Po zakończeniu rajdu zjadłem michęniestety zimnego żurku, spakowałem rower, przebrałem sie i zadzwoniłem do Bogusi. Byłem strasznie zmęczony więc szybko zasnąłem. Budziłem się po godzinie 4.oo a kilkanaście minut przed godziną 5 ruszyłem w drogę powrotną. Wracałem bardzo wolno, udało mi sie osiągnąć średnia spalania na poziomie 5l/100km co kosztowało mnie wiecej niz 1 godzine dodatkowej jazdy. Warto czy nie????
Na rowerze byłem ponad 15 godzin, przejechałem ponad 160km, zająłem 16 miejsce wśrór 23 startujących.
W sumie mogę śmiało napisać, że ten Rajd był bardzo udany bo: poznłem nową okolicę, określiłem  aktualny kres swich możliwości, nieźle potreniwałem, zrobiłem kilka fajnych zdjęć,  miałem kilka sytuacji które mnie trochę nauczyli.


Obywatelska Janki, 23.5.2019

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz