sobota, 2 lipca 2016

Pazur Gryfa, Dębnica Kaszubska ..........

...............    czyli pogoda zmienną jest.

Nigdy nie byłem na tym rajdzie wcześniej, Był to mój ósmy kolejny rajd tydzień po tygodniu. Chciałbym bardzo w końcu zaliczyć wszystkie punkty kontrolne. Próbowałem na BIKE ORIENT ale się nie udało. Chciałbym tego dokonać w jednym z trzech ostatnich rajdów przed wakacjami.
Wadą tego rajdu jest jego lokalizacja. Niestety w okolice Słupska jedzie się blisko 5 godzin i co z tego, że większość po autostradach.
Z domu wyjechałem po godzinie 18oo. Na miejscu w szkole w Dębnicy Kaszubskiej byłem po godzinie 23oo. Późno dotarłem ale udało się jeszcze zarejestrować, Fajnie bo każdy startujący otrzymywał kubek, fajny kubek.
Sala gimnastyczna była olbrzymia. Udało mi się jeszcze znaleźć miejsce przy ścianie. Nie miałem większych problemów ze snem. Niestety start był o godzinie 6.oo więc za bardzo się nie wyspałem. Wstałem przed godziną 5oo ale czasu za dużo nie miałem. Na śniadanie zjadłem dwie kanapki zrobione przez Bogusię. Popiłem je sokiem z aloe. Może jest to moje odkrycie ale chyba będę częściej kupował ten drogi napój.
Lekko spóźniłem się na odprawę i nie do końca słyszałem wszystko o PK, który jak później się okazało był przyczyną mojej porażki, ale nawet wysłuchanie tych uwag nie za bardzo by mi pomogło.
Już przed startem wiedziałem, że pogoda będzie nie najlepsza, do godziny 16oo gorąco a po 16oo burza i deszcz. Całkiem świadomie nie zabrałem nic przeciw deszczowi, myślałem że jakoś przetrwam,
Chciałem zaliczyć wszystkie PK. Przed rajdem wydało mi się to całkiem realne, 140km w 14 godzin. Trochę zmieniłem zdanie gdy zobaczyłem największa na świecie kartę startową z miejscem na 28PK. Mapa znowu przywróciła nadzieje bo było na niej jedynie 20PK do zaliczenia.
Wybrałem trasę taką by zaliczyć wszystkie PK. Najpierw chciałem zaliczyć wszystko co jest daleko oddalone od bazy a na koniec zostawić sobie PK przy bazie. Dobra taktyka ale tylko wtedy gdy wszystkie PK się zaliczy.
Często mam problemy z rozpoczęciem trasy. Tak też było na tym rajdzie. Długo się zastanawiałem, którą właściwie drogą wyjechałem z miasta. Dopiero po około 4km, na skrzyżowaniu, zorientowałem się gdzie jestem. Niestety co tygodniowe rajdy mnie zmęczyli, już na pierwszych kilometrach bolały mnie nogi a pod niewielki podjazd podprowadzałem rower.
Punkty kontrolne były pochowane, były  dobrze pochowane, po dojechaniu na miejsce trzeba było nieźle się rozglądać.
Początkowo jechałem w towarzystwie dwóch znajomych. Jazda z nimi uzmysłowiła mi, że niestety bardzo wolno jadę rowerem i mam całkiem niezłą nawigację. Zgubiły mnie w zasadzie dwie rzeczy: Upał do godziny 16.oo i czwarty dzień kontrolny.
Od samego rana było strasznie gorąco. Niestety w takich warunkach moja wydolność spada niesamowicie. Pomimo wolnej jazdy kilkakrotnie musiałem usiąść przy rowerze i po prostu odpocząć.
Z czwartym PK to już inna historia. Był tak blisko i zarazem daleko. Błądziłem, cofałem się, szukałem tam gdzie go nie było. Znalezienie jego kosztowało mnie wiele fizycznie i psychicznie.
Najbardziej oddalony PK w niezwykle malowniczym miejscu, w lesie na brzegu wysokiej skarpy ale to nie skarpa czyniła go takim malowniczym. Niesamowite jeziorko, tylko wtedy żałowałem, że nie zabrałem ze sobą aparatu fotograficznego.
Na trasie skorzystałem nawet ze sklepu. Wydałem blisko 10PLN by zapłacić kartą. Kupiłem wodę, o'shee i coca colę w puszcze. By uzupełnić do 10PLN kupiłem także trochę słodyczy,
Długo liczyłem ze zaliczę wszystkie PK. Dzielnie zaliczałem punkt po punkcie. Niestety odległości pomiędzy punktami były stosunkowo duże a czas płynął niesamowicie ciężko.
O godzinie 16oo lunęło. Zaczęło padać bardzo mocno. Udało mi się schować pod daszek w lesie. Warunki miałem fantastycznie. Założyłem żółtą ochronę plecaka. Spokojnie przeanalizowałem trasę i podjąłem decyzję, że jadę do bazy. Przed dotarciem do niej miałem zaliczyć jeszcze trzy PK. Odpocząłem.
Siadłem na rower jak w pełnym deszczu. Początkowo było mi bardzo zimno. Wraz z deszczem temperatura spadła o blisko 10 stopni Celcjusza ale powoli się rozgrzewałem.
Teraz żałuję, że się poddałem. Powinienem zaliczyć jeszcze ze dwa PK. Niestety jestem za słaby psychicznie a fizycznie też jestem daleki od doskonałości.
Na macie też padało. W deszczu skonsumowałem posiłek. Był fantastyczny: zupa gulaszowa i pierogi ruskie.
Udało mi się nawet umyć rower.
Z bazy wyjechałem przed godziną 19oo. Do domu dotarłem już po północy. Razem ze mną do Warszawy  przyciągnąłem deszcz.
Przed zaparkowaniem samochody musiałem jeszcze zostawic na Zapustnej rower.

OZI, 10 lipiec 2016


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz