sobota, 9 listopada 2013

Śliwice, Szaga, 9 listopad 2013

...  czyli a miało padać.

Rajd rowerowy na orientacje SZAGA 2013 była to chyba moja przedostatnia impreza rowerowa w roku 2013. Był to mój 8 rajd na orientację w tym roku. Ważny o tyle, że do generalnej klasyfikacji pucharu polski wliczanych jest 6 najlepszych startów a dwa moje starty były w HARPAGANIE, w których nie wywalczyłem najlepszej pozycji.
Do startu za bardzo się nie przygotowywałem. Rower spokojnie czekał po HARPAGANIE 46. SZAGA to 8 godzinny rajd, do przejechania około 100km, 16 punktów kontrolnych o różnej wartości, 3 po 4pkt., 3 po 3pkt., 3 po 1pkt. i 7 po 2pkt.. W sumie do zdobycia było 38 punktów. Miałem dwa cele, chciałem zdobyć powyżej 30pkt i zająć co najmniej 28 miejsce.
W stosunku do pozostałych imprez była jedna różnica. Noc przed startem spędziłem w ośrodku wczasowym oddalonym o kilka kilometrów od linii startu.
Ale od początku. Przez mój piątkowy wyjazd trochę zmieniony został rodzinny porządek. Bogusia zamiast pojechać z Martynką na basen zajęła się przygotowaniem mnie do wyjazdu. Pakowanie już prawie opanowałem. Jak nigdy, tym razem okazało się, że o niczym nie zapomniałem. Z Warszawy wyjechałem około godziny 19:30. Już wcześniej umówiłem się, że do ośrodka wczasowego w Tleniu przyjadę pomiędzy godziną 23.oo a 24.oo. Wybrałem dojazd autostradowy przez Włocławek. Tak chyba jest najszybciej. Tym razem po drodze nie miałem żadnego korka ani innej niespodzianki za wyjątkiem mgły. Ale mgła była straszna. Była tak straszna, że nawet po autostradzie jechało się ciężko a ostatnie kilometry to już prawdziwa tragedia. Jechałem z prędkością nie większą niż 30km/h. Na miejscu byłem lekko przed północą. Poczekałem dobrą chwilę przed bramą, dostałem klucz do pokoju i po północy spałem już w swoim łóżeczku.
Obudziłem się o godzinie 6.oo. Przywdziałem swój rowerowy uniform z butami rowerowymi włącznie, opłaciłem nocleg i równo o godzinie 7.oo rozpocząłem konsumpcję śniadania. Lekko po godzinie siódmej wsiadłem do samochodu i ruszyłem w kierunku Śliwic. Do przejechania miałem tylko kilkanaście kilometrów. Na miejscu zaparkowałem bezpośrednio przy wejściu do szkoły. O dziwo do rejestracji była mała kolejko. Nie wiem czy pechowo ale tuż przede mną stał ten sam zawodnik, który rozwalił się przede mną na asfalcie. Uśmiechnęliśmy się do siebie. Zastanawiałem się czy tym razem wystartuje w kasku. Zarejestrowałem się. Dostałem numer 25. Miałem trochę czasu na przygotowanie roweru i siebie do startu. Już w ośrodku wczasowym zajrzałem do prognozy pogody i zauważyłem, że zamierza cały dzień padać. To co się działo tuż przed startem potwierdzało tą prognozę. Lekki deszczyk towarzyszył moim przygotowaniom. Przywdziałem moją nieprzemakalną kurtkę SCOTTA z kapturem. Kaptur idealnie pasował pod kask. Niewątpliwie byłem najlepiej przygotowanym zawodnikiem na te warunki. Gdy byłem już przygotowany rozpoczęła się odprawa. Zdziwiła mnie duża liczba rowerzystów, na odprawie było ich koło 50. Zgodnie z planem, tuż przed godziną 8 rozdane zostały mapy. Komplet stanowiły dwie kartki A4. Mapy były w skali 1:50 000. Punkty były rozmieszczone "ciekawie". Wszystkie "ciężkie" punkty znajdowały się na wschodzie, około 30km od punktu STARTU/METY. Oczywiście w tamtym kierunku skierowałem najpierw rower.
PK12. Było zimno, zaraz po starcie przestało padać i co najbardziej mnie rozczarowało, niemal nie padało aż do samego końca. Ja jednak do samej mety się nie przebierałem, przejechałem cały rajd w kurtce przeciwdeszczowej, kaptur zdjąłem przy drugim punkcie kontrolnym. Skupmy się na moim pierwszym punkcie kontrolnym. Był on bardzo oddalony od bazy. Najpierw musiałem przejechać asfaltową drogą około 15km. Dziwne ale na długich prostyach nie widziałem  żadnego konkurenta. Miałem dużo czasu na wybranie punktu zjazdu. Dojechałem do ostatniej możliwości, miejsca w którym pojawił się szlak czerwony. Droga leśna wolno pięła się do góry. Nie było już tak lekko jak na asfalcie. Nawigacja w lesie jest ciężka. Doświadczyłem jej tutaj. Wiedziałem, że muszę skręcić dwa razy w prawo. W lesie pytanie jest jedno, kiedy. Najpierw zrobiłem to zbyt szybko i musiałem wykręcić małą pętelkę. Za drugim razem było już lepiej. Następny skręt też wyglądał właściwie. Zdziwiłem się tylko, że po kilku kilometrach jazdy nie było widać punktu. Kiedy droga przy rzecze skręciła na wschód stwierdziłem, że coś nie jest tak i ten dziwny opis " pomiędzy dwoma skarpami". Nie za bardzo go rozumiałem. Trochę zwątpiony i załamany ruszyłem marszem na zachód wzdłuż brzegu drogi. Sam się zdziwiłem gdy po kilkuset metrach znalazłem mój pierwszy PK na tych zawodach.
PK13 zlokalizowany był prawie idealnie 4km na północ od PK12. Bez problemu znalazłem właściwą drogę. Prowadziła idealnie na północ. Jechało się fajnie, cały czas na północ ale po 3km wjechałem na szeroką szutrową drogę i zacząłem się zastanawiać co dalej, tzn. gdzie tak naprawdę jestem. Zdecydowałem się skręcić lekko w lewo ale po 100m się zatrzymałem. Spojrzałem na kompas. Droga zdecydowanie prowadziła w kierunku wschodnim. Nie był to dobry kierunek. Cofnąłem się. Postanowiłem kontynuować jazdę w kierunku północnym. Droga niestety kończył się na fajnej górce. Z górki zobaczyłem wioskę a w niej kościółek z dzwonnicą przy której miał być zlokalizowany kolejny PK. Niestety nie mogłem jechać dalej, na wprost nie było mostu by przejechać wodę, która była na drodze. Ponownie musiałem się cofnąć.
Po lewej stronie była droga prowadząca do wioski. By się do niej dostać musiałem tylko pokonać prywatna posesję. Całe szczęście właściciel był obecny i pozwolił mi skorzystać z jego furtki. Stąd już tylko kilkaset metrów dzieliło mnie od dzwonnicy.
PK14 był moim pierwszym punktem  kontrolnym z maksymalną liczbą punktów. Możliwe, że to własnie on był punktem najdalej oddalonym od bazy. Większa część trasy prowadziła po asfaltowych drogach, dopiero ostatnie kilometry prowadziły po leśnych drogach. Punkt wydawał się prosty do zdobycia. Trochę się zdziwiłem gdy jadąc drogą zgodnie z moja interpretacją mapy nie znalazłem linii elektrycznej a właśnie na skrzyżowaniu lini elektrycznej z drogą miał znajdować się PK14. Cofnąłem się. Pojechałem najpierw 500m na wschód ale linii elektrycznej także nie zauważyłem. Następnie skierowałem się na zachód. Bardzo się zdziwiłem gdy po 200m zobaczyłem rzekę. Byłem kompletnie w innym miejscu niż być miałem. Całe szczęście, że do PK nie było daleko. Znalazłem, podbiłem i pojechałem dalej.
PK15 był także za największą liczbę punktów. Przez chwilę zastanawiałem się czy wracać drogą, którą przyjechałem czy wybrać trochę ryzykowne rozwiązanie. Zdecydowałem się pojechać nową drogą. Tylko pierwsze kilkaset metrów nie budziło żadnych wątpliwości, jechałem na południe. Potem droga zaczęła się wić i trudno było zachować właściwy kierunek. Zamiast na południe skierowała mnie na wschód. Dojechałem do drogi asfaltowej. Patrząc na mapę zorientowałem się, że lekkie zbłądzenie umożliwiło mi znalezienie lepszej krótszej trasy do PK15. Zamiast jechać przez miejscowość Skrzynia pojechałem drogami polnymi z drugiej strony jeziora Słonego. Po drodze zobaczyłem pierwszych współ konkurentów jadących w przeciwnym kierunku. Nie wybrałem najkrótszego rozwiązania postanowiłem pojechać drogą pewną. Trochę się zdziwiłem gdy dojechałem do drogi, która wyglądała na mapie jak asfaltowa a okazała się kiepską drogą polną, całe szczęście, że wzdłuż tej drogi prowadził czerwony szlak. Końcówka dojazdu do PK15 prowadziła wąską dróżką wzdłuż jeziora. Nie spieszyłem się z podbiciem punktu. W trakcie mojego meldowania jeden z konkurentów mnie wyprzedził.
PK16 to ostatni punkt kontrolny z maksymalną liczbą oczek. Nawigacja nie wydawała się skomplikowana. Rzeczywistość trochę to zweryfikowała, trochę się pogubiłem koło miejscowości Radogoszcz ale dużo nie straciłem. Potem było prosto. Gdy podbijałem punkt kontrolny przyjechało dwóch liderów w tym zwycięzca klasyfikacji generalnej za rok 2013 Brudło. Zachowywali się normalnie po odbiciu punktu uzupełnili zapasy wody i ruszyli dalej.
PK12. Początkowo do tego PK próbowałem jechać za liderami. Próbowałem to słuszne stwierdzenie bo za długo im koła nie dotrzymałem. Bardzo szybko znikli mi z pola widzenia. Ja swoim wolnym tempem najpierw dojechałem do asfaltu a potem do przycinki, którą wjechałem w las. Zmieniając kilkakrotnie drogę dotarłem bez problemu pod PK12. Opis tego PK był identyczny jak PK 11 " pomiędzy dwoma skarpami". Tutaj zrozumiałem dokładnie co do znaczy. PK12 znajdował się na wąskiej drodze, po obu stronach drogi były bardzo wysokie skarpy rzeki Wdy. Widok niesamowity, miejsce niezapomniane. Trzeba to zobaczyć konieczne. Muszę przyjechać tu z całą moją rodziną koniecznie.
PK10. To był mój nowy kierunek. Etap pierwszy zaliczyłem w komplecie. Wszystkie najbardziej wartościowe punkty zaliczyłem. Wiedziałem, że mogę skierować się na dół albo na górę mapy, wszystkiego na pewno nie dam rady zaliczyć. Wybrałem górę bo było tam więcej punktów kontrolnych. Pierwszym do zaliczenia był PK10. Kilkakrotnie spoglądając na mapę dotarłem do przycinki, która prowadziła do paśnika przy którym był PK. Prawe kolano bolało mnie coraz bardziej. Przy większym wysiłku bój stawał się coraz większy. Zacząłem jechać coraz ostrożniej.
PK5 na mapie wydawał się być trudnym do odszukania. Wcale tak nie było. Najpierw dotarłem do dużego skrzyżowania leśnych duktów, potem krętą leśną drogą dojechałem do punktu kontrolnego. Po jego zaliczeniu byłem przekonany, że pomimo bólu kolana zaliczę jeszcze 3 punkty kontrolne.
PK8. Nie spodziewałem się masakry, która spotkała mnie na PK8. Początek wcale tego nie zapowiadał. Bez problemu dotarłem do granic miejscowości o nazwie Osieczna. Na granicy miejscowości skręciłem na polna drogę. Droga była strasznie piaszczysta. Była tak piaszczysta, że przez kilkaset metrów zdecydowałem się prowadzić rower. Wjechałem w las. Na drodze widziałem ślady rowerów. Byłem przekonany, że po śladach dotrę do PK. Straciłem czujność. Dotarłem do wielkiej polany. Na polanie był kanał. Musiałem tylko znaleźć jego koniec. Problem był tylko taki, że to nie o ten kanał chodziło. Wszystko to można było przeczytać z mapy ale ja zmęczony chodziłem jak idiota wokoło. Dopiero dwóch zawodników wskazało mi lokalizację PK8. Był tam gdzie być powinien tylko droga przy której był zlokalizowany straciła trochę na ważności. Straciłem tutaj dużo.
PK6 to był mój ostatni punkt kontrolny, który zaliczyłem. Boląca noga i trochę mała ilość czasu zmusiły mnie do wyboru takiego wariantu. Dzisiaj wiem, mogłem zaryzykować ale tego dnia najpierw dojechałem do drogi asfaltowej, potem skręciłem w las, droga stawała się coraz bardziej mokra, coraz bardziej zarośnięta. Bałem się, ze w tych warunkach przyjdzie mi błądzić w lesie. Ale udało się punkt był tam gdzie być powinien.
META. Pozostało teraz wyjechać z tej dziczy, która mnie otaczała i dotrzeć do jakichkolwiek oznak cywilizacji. Początkowo wydawało się, że nie będzie to takie łatwe. Dwukrotnie modyfikowałem swoje plany aż w końcu dotarłem do drogi asfaltowej. Prowadziła ona dokładnie do Śliwic. Dotarłem do bazy wcześniej niż się spodziewałem. Od razu po zameldowaniu skonsumowałem posiłek i ruszyłem do samochodu. Przebrałem się, umyłem rower i lekko po godzinie 16.oo byłem gotowy do wyjazdu. Droga była miła i przyjemna. Nie zrobiłem tego błędu co po HARPAGONIE, wracałem autostradami.
W sumie zawody były bardzo fajne. Szkoda tylko, że na początku nie zaliczyłem 1. Była przy drodze, potrzebowałem tylko kilka minut extra. To był mój największy błąd.
Trochę niepokoi mnie moje prawe kolano. Mam nadzieję, że przerwa zimowa zaleczy rany.

Warszawa, 15 grudnia 2013

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz