sobota, 10 listopada 2012

Wieliszew, 10 listopad 2012, Puchar Wieliszewa PB

...  czyli jak HARPAGAN nie był ostatnim startem w roku.

Nie spodziewałem się tego a tu niespodzianka. Dwa czy trzy tygodnie przed startem na stronie PB pojawiła się informacja o tym wyścigu. Bardzo się ucieszyłem, że będę mógł się rozerwać. Bieganie mnie satysfakcjonuje ale jest takie męczące.
Plan na sobotę był prosty: pobudka, śniadanie, zakupy w Lidlu, przygotowanie roweru, maraton w Wieliszewie i na koniec zakup OLEGO w Media Markt. Piękny dzień tym bardziej że wszystko udało się zrealizować. Ale od początku. Roweru nie ruszałem od HARPAGONA ale całe szczęście, że nie miałem przy nim za dużo roboty. W zasadzie zrobiłem tylko jedną rzecz, obniżyłem kierownicę nie tylko dlatego, że zasłaniała widok kamerze. Dodatkowo na stałe zamontowałem uchwyt kamery do kierownicy. Musiałem to wszystko zrobić w domu bo na klatce schodowej szaleli malarze. Oczywiście na wyścigi pojechałem sam. Na miejscu byłem godzinę przed startem. Zarejestrowałem się, przygotowałem rower i siebie do startu i o godzinie 14.oo byłem gotowy. Start był planowany na godzinę 14.30. Pogoda była dobra, temperatura około 10 stopni Celcjusza, lekko nieprzyjemny wiatr z podkreśleniem słowa lekko. Frekwencja dopisała. Ekipa PB  w pełnej obsadzie. Na rozgrzewkę miałem pół godziny. Wykorzystałem ją na kluczenie pomiędzy zawodnikami.
Start był naprawdę szybki, nawet za szybki, jeszcze 3 minuty przed startem spiker mówił " jeszcze 5, jeszcze 4 zawodników nie przyjechało z ostatniego dystansu" i nagle wszyscy na start i wystrzał. Nie wszyscy zdążyli się ustawić. Ja oczywiście wystartowałem jako ostatni, za mną wyjechali tylko spóźnieni i Niestety za wolno rozpocząłem, kiedy byłem gotowy do pierwszego wyprzedzania rozpoczęła się wąska, ciężka dróżka i musiałem wolno, gęsiego podążać za zawodnikami jadącymi przede mną. Odbiłem sobie to wszystko na asfalcie, no może nie wszystko ale dużo zawodników wyprzedziłem przed wjechaniem w las. W lesie na początku było trochę tłoczno i trochę pagórkowato. Ja powolutku wyprzedzałem kolejnych zawodników. Na pierwszym okrążeniu wyprzedziłem pana Jurka i kamerzystę. W ogóle na pierwszym okrążeniu wyprzedziłem największą liczbę zawodników. Czym bliżej do mety tym rzadziej przeprowadzałem manewr wyprzedzania. Mnie wyprzedził tylko jeden zawodnik, na stadionie zaraz po przekroczeniu po raz pierwszy linni mety. Nie byłem w stanie dotrzymać mu koła, ale cały czas był w polu mojego widzenia, na drugim okrążeniu nawet przez chwilę byłem przed nim, ale ponownie wyprzedził mnie tym razem na muldach. Dogoniłem go okrążenie później, tym razem na muldach już mnie nie wyprzedził, na mecie byłem przed nim. W ogóle na drugim i trzecim okrążeniu wyprzedziłem w sumie około 10 kolarzy. Trasa była fajna. Pętla około 7km. Asfalt tylko przy stadionie w lesie 3-4 wydmy w tym jedna duża, której nie udało mi się podjechać ani razu. Super dróżki pomiędzy drzewami. Nakręcony film jest super. Może trochę ciemny. W ogóle znalazłem super miejscówkę na kamerę. Po obniżeniu kierownicy obraz jest super. Szkoda, że kamera nie może być tam zainstalowana gdy startuje w rajdach na orientację, przeszkadza mapnik.
Takoż dojechałem do mety. Wielu zawodnikom się to nie udało, zrezygnowali po pierwszym kółku. Na mecie gorąca herbatka i pasta. Wszystko super, szkoda tylko, że tak szybko wszystko stygło. Po posiłku spakowałem się i pojechałem do domu by tam kontynłować mój harmonogram dnia. Sobota była piękna, harmonogram zrealizowałem w 100%.

+  to że w ogóle w listopadzie można było pojeździć na rowerze
+  trasa
+ start tak dużej liczby zawodników
+ gorąca herbata na mecie
+ super nagrany film, w końcu znalazłem dobre miejsce na kamerę na rowerze
- źle ułożony początek trasy, za szybko zwężenie
- źle zorganizowany start

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz